48

14.4K 963 164
                                    

*wiem że miałam kończyć UM ale postanowiłam, że jeszcze trochę zostaniemy z Mallory*

Erick:

Na moje słowa Michael zamarł i spojrzał na mnie, z początku był jakby zszokowany i skrępowany moją obecnością jednak to wrażenie szybko zniknęło i uśmiechnął się szeroko puszczając do mnie oczko:

-Co North, masz ból dupy, że mam jedną z twoich panienek?- Wybełkotał pijany Michael, pierwszy raz w życiu widziałem go w takim stanie:

-Co ty odpierdalasz?!- Wykrzyczałem patrząc na niego wściekły:

-Oj Erick, wyluzuj, chcesz się przyłączyć?- Wyjęczała pijackim tonem Erin klepiąc ręką wolne miejsce na kanapie:

-Michael popierdoliło cię do reszty! Nie wierzę w to, co widzę!

-Przyzwyczajaj się, od teraz będziesz mnie, co raz częściej widywał z Erin.- Warknął Santez.

-Możesz mi wyjaśnić, dlaczego się tak zachowujesz?!

-A, dlaczego nie?

-To przez Mallory?

-Nie wypowiadaj przy mnie imienia tej suki.- Na te słowa Michaela zamarłem, nie wierzyłem w to, co usłyszałem, to już nie był mój brat, nie znałem tego człowieka, który właśnie obejmował największą kurwę w stadzie na mojej kanapie:

-Nie wierzę, że to mówisz, po prostu w głowie mi się to nie mieści, zaufałem ci kurwa, powierzyłem ją a ty, co?! Powinniśmy tam teraz być! Ona czeka i potrzebuje nas a ty co?! Posuwasz Erin?! Serio Michael?

-Zdradziła mnie, mam to w dupie, nie będę cudzego bachora wychowywał, nie zrobi ze mnie frajera.

-Frajera? Czy ty czasami kurwa myślisz?!

-Odpierdol się Erick. To nie twoja sprawa.- Wycedził błądząc dłońmi po ciele Erin.

-Nie moja tak? Więc chcesz mi powiedzieć, że nigdy nie spałeś z Mallory? Tak na przykład sześć miesięcy temu?- Na te słowa Santez zamarł i spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem.- Tak właśnie myślałem, gratuluje ci bracie, nie myśl, że będę cię krył przed Mallory, jak już ją uwolnimy to nie mam zamiaru jej okłamywać. I zaakceptuje każdą jej decyzje, jeśli będzie chciała to pozwolę jej odejść i pomogę w tym! Nie zasłużyłeś na nią. Spieprzyłeś to.

-To ona się pieprzyła z kimś innym.

-Zamknij się już, obaj dobrze wiemy, że to twoje dziecko, przyjmij to w końcu do wiadomości. A teraz wybacz, ale jakkolwiek idiotycznie by to brzmiało to mam zamiar iść uratować swoją mate i mojego bratanka, są częścią mojej rodziny, a rodziny się nie zostawia.

-Erick!- Krzyknął za mną Santez jednak ja nie odwracając się za siebie wyszedłem pozostawiając ich samych.

To jego decyzja, co zrobi, ale ja nie mam zamiaru zostawić tam Mallory, może i los nas nie słusznie połączył, może to wszystko jest błędem, ale ona jest częścią mnie, a jej dziecko to członek mojej rodziny.

Pomogę jej.

Uratuje ją.

Mallory:

Po próbie mojej ucieczki znów trafiłam do celi, tym razem moją kostkę zdobił gruby, masywny łańcuch krępujący moje ruchy i niepozwalający nawet wstać. Wiedziałam, że próba wydostania się stąd jest bezcelowa i idiotyczna, ale postanowiłam zaryzykować, nie miałam nic do stracenia.

Tak czy siak zginę, to była tylko kwestia czasu. Nikt mnie nie uratuje.

Niespodziewanie drzwi celi otworzyły się i ujrzałam Victora Moultona, który powolnym krokiem wszedł do środka, widziałam jak jego ciało drży, mimo moich codziennych leczeń jego stan pogarszał się, umierał i nawet ja nie mogłam z tym nic zrobić.

-Rób co do ciebie należy.- Warknął wyciągając rękę w moim kierunku. Nie miałam już na to siły jednak czułam zbyt wielki strach by mu się sprzeciwić. Chwyciłam jego dłoń i przymknęłam oczy skupiając się na powolnym uzdrawianiu.

Nie minęła chwila a poczułam jak moje ciało płonie, to było dziwne, nieznane mi dotąd uczcie, czułam jakbym stała w ogniu, odruchowo oderwałam rękę od wilkołaka zanosząc się krzykiem, który odbijał się echem od ścian aresztu:

-Nie przerywaj dziwko.- Wykrzyczał Moulton próbując pochwycić moją dłoń jednak ja nie reagowałam, ogień trawił mnie, czułam jak płonę, jak mój brzuch przeradza się w czystą lawę.

-N-nie d-dam rady.- Wyjęczałam zwijając się w kulkę, po czym znów zaczęłam krzyczeć.

-A uciekać to miałaś siłę?! Anthony!- Zawołał a łysol wpadł do celi.- Zajmij się nią, skończ to, do niczego nam się już nie przyda, jest bezużyteczna!- Rozkazał, po czym nie zaszczycając mnie spojrzeniem opuścił pomieszczenie.

Anthony stanął nade mną i popatrzył zimnym obojętnym wzrokiem, po czym wyszedł na chwilę i powrócił z taśmą:

-Troszkę za głośno jesteś ślicznotko.- Powiedział i urwał kawałek, po czym zakleił mi usta tłumiąc mój krzyk.

Niespodziewanie padł pierwszy cios, moja twarz boleśnie pulsowała a Anthony zaczął mnie kopać odbierając mi dech w piersi.

Czas mi się dłużył, a łysol wciąż nie przestawał, moje ciało powoli drętwiało a ja odpływałam, dzień zamienił się w ciemną noc, nie krzyczałam, nie płakałam, po prostu wciąż wpatrywałam się w niewielki otwór, przez który mogłam obserwować gwieździste niebo.

Już niedługo.

Nagle z dworu usłyszałam dźwięk wystrzału, Anthony zamarł a do celi wpadł inny nieznany mi wilkołak:

-Atakują nas!- Na te słowa łysol zaklął siarczyście, po czym obaj wybiegli pozostawiając mnie samą w kałuży krwi.

Nie wiedziałam, co się dzieje na zewnątrz, słyszałam tylko wystrzały broni palnej, które stawały się co raz bardziej zniekształcone, znałam już to uczucie, ponownie zatapiałam się w mroku, tym razem nic mnie nie uratuje, zbyt szybko wykrwawiałam się by dziecko mogło mnie uleczyć, to był koniec, umrzemy.

Moje powieki opadły a chłód ogarnął moje ciało.

Niespodziewanie drzwi otworzyły się, a ja ostatkiem sił spojrzałam w ich kierunków, ze zdziwieniem ujrzałam w nich obcego mężczyznę obładowanego karabinami i inną bronią:

- Chłopaki, tu jest jeszcze jedna!- wykrzyczał, po czym podbiegł do mnie.- Hej, hej nie zasypiaj!- powtarzał, delikatne odklejając taśmę z moich ust, a następnie szarpnął za łańcuch, który oplatał moją nogę. Widząc, że nie ustępuje wyjął pistolet i strzelił w niego uwalniając mnie, po czym ponownie przeniósł na mnie swoje spojrzenie a jego źrenice rozszerzyły się - O kurwa, ona jest w ciąży! Przygotujcie samochód! Hej, jak ci na imię?- pytał,dotykając lekko mojej twarzy.

-Mallory - wyszeptałam a on delikatnie podniósł mnie i wziął na ręce, po czym skierował się do wyjścia.

Nie wiedziałam, kim jest, lecz nie czułam strachu, ból zniknął ustępując słodkiej błogości. Moje powieki ponownie zamknęły się, a ostatnie co usłyszałam to dwa krótkie słowa wypowiedziane przez nieznajomego:

-Jestem Theo.

Data opublikowania:
22 marca 2018

Uratuj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz