17

20.4K 1K 72
                                    

Erick:

-No chyba sobie kpisz.- warknął Santez, gdy podszedłem do niego z wiadomością o jego nowej „ukochanej".- Nie Erick, nie zrobię tego. Nie ma takiej opcji!

-Jesteś moim betą i zrobisz, co ci każe, ja nie proszę cię o zajęcie się nią, to rozkaz. Masz jej pilnować i udawać, że jest ci przeznaczona, to chyba nie jest trudne?

-Nie jestem niańką! Po pierwsze to jakbyś zapomniał, jestem głównym nadzorcą aresztu, jak ty to sobie wyobrażasz? Mam rzucić więźniów i niańczyć twoją mate?!

-Zawsze możesz zabrać ją ze sobą.- odparłem ironicznie.

-Nie zgadzam się, a po drugie, od kiedy zgadzasz się, by latała samowolnie po terenie sfory?! Ja jej nie ufam! Nie bez powodu Moulton ją ściga! Zapomniałeś już, dlaczego tu trafiła? Ona miała być asem, naszym atutem w walce z Victorem, a to, że twojemu wilkowi zachciało się amorów z nią to już twój problem!

-Nie dramatyzuj, skoro jej nie ufasz, to rób co uważasz za słuszne, ja się wtrącał nie będę, ale pamiętaj, wszystko z umiarem. Nikt nie może rozpoznać, że to ona jest moją bratnią duszą, i tak już za dużo osób o tym wie.

-Zaraz, czy ty mi dajesz zgodę na kontynuowanie przesłuchań?- zapytał zbity z tropu Santez.

-Wszystko w granicach rozsądku.- odpowiedziałem wymijająco, na co beta odpowiedział mi cwanym uśmiechem.- Rozumiem, że mamy umowę?

-Ale, co ja powiem stadu? Każdy wie, co z nią robiłem w areszcie, każdy wie, że to przez nią wilki Victora naruszają nasze granice. Pół stada widziało, jak niesiesz ją zakrwawioną do lecznicy. Kto uwierzy, że przez tydzień maltretowałem swoją mate?

-Każdy, kto cię zna. - rzuciłem z uśmiechem.

-Po co to robisz?- zapytał z wahaniem, na co ja westchnąłem zamyślony:

-Nie chcę jej, wiesz, że nigdy nie chciałem być z kimś połączony.Ja do niej nic nie czuję, lecz z drugiej strony to nie w porządku ją więzić, porozmawiałem z nią chwilę, obiecała, że nie będzie robić żadnych głupstw.

-Ale, dlaczego akurat ja mam ci pomóc?

-Bo jesteś moim przyjacielem, bo stado się ciebie boi bardziej niż mnie, więc nie będą jej zaczepiać nawet mimo braku oznaczenia, bo tylko tobie ufam, mam wymieniać dalej? Poza tym obaj dobrze wiemy, że nie masz mate i nie znajdziesz kobiety, przez którą ten plan spali na panewce. W końcu przecież jakbyś ją miał mieć, to znalazłbyś ją już dawno temu. Nie masz nic do stracenia mój przyjacielu.

Mallory:

Chodziłam z kąta w kąt po mojej „bezpiecznej" celi. Nie byłam pewna, co do szczerych intencji Ericka, ale byłam w stanie zgodzić się na wszystko, byleby wyjść z tych czterech ścian. Chciałam znów móc swobodnie oddychać pełną piersią.

Po wejściu drugiego wilkołaka Erick odszedł z nim na drugi koniec pomieszczenia, nie mam pojęcia, o czym szeptali, widziałam jednak, że nowo przybyły jest zdenerwowany. Po chwili obaj wyszli, zamykając za sobą drzwi, a ja znów zostałam sama.

Miałam mieszane uczucia, mimo że nie wierzyłam w to, iż Erick jest moim mate, to jednak moja podświadomość krzyczała, co innego. Jego oczy wydawały mi się takie znajome. Bądź co bądź znałam je wcześniej: cela, las.

Dwie chwile grozy, których jednak nie rozpamiętywałam przez te niebieskie oczy, które przesłaniały mi wszystkie tragiczne wspomnienia.

Musiałam przyznać, iż Erick był przystojny, jego czarne włosy pięknie kontrastowały się z głębokim oceanem zaklętym w jego nieziemskich tęczówkach, lecz czy mogłam powiedzieć, że coś do niego czuje? Tata często opowiadał mi o niezwykłej wilczej miłości, używał wtedy słów „jedyna, głęboka, szczera, czysta", jego historie były pełne romantyzmu, pożądania pasji, tak bardzo zazdrościłam bohaterkom, tak bardzo pragnęłam być jedną z nich.

Pokręciłam głową na napływające wspomnienia dzieciństwa, może ojciec kłamał? W końcu miałam go, stałam dziś przed swym mate i nie czułam nic poza moją niechęcią i nienawiścią z jego strony.

Zresztą jak mogłabym go pokochać? Wiedział, że tu jestem- musiał mnie czuć, odczuwał moje cierpienie- jednak nic z tym nie zrobił. To on skazał mnie na taki los, to on przyzwalał na te wszystkie tragedie, które miały miejsce w ostatnim czasie.

Niewiarygodne, za każdym razem, gdy myślę, że gorzej być nie może to los robi wszystko by udowodnić mi, że wciąż nie powiedział ostatniego słowa.

Ciekawe, co jeszcze dla mnie szykuje?

***

Znudzona czekaniem przysiadłam na materacu, wpatrując się w ścianę, a wyimaginowany zegar tykał w mojej głowie: tik-tak, tik-tak.

W końcu drzwi otworzyły się z hukiem, a do pomieszczenia wszedł Erick wraz z Michaelem. Odruchowo na jego widok cofnęłam się, patrząc na niego ze strachem w oczach. Zauważył tlące się w moich tęczówkach emocje i posłał mi kpiący uśmiech, natomiast mój mate zdawał się tego nie zauważać, podszedł do mnie i wycedził:

-Chodź.- po braku reakcji z mojej strony szarpnął mnie za ramie, zmuszając do postawienia kroku naprzód.

-Gdzie mnie zabieracie, po co on tu jest?- zapytałam, wskazując na brzydala z blizną, po czym wyszarpnęłam swoje ramie z pewnego uścisku Ericka.- Obiecałeś mi, że wyjdę na zewnątrz, a nie z powrotem do celi!

-Zamknij się.- odpowiedział krótko.

-Nigdzie nie idę, nie dam się zamknąć, od razu mnie zabij. Przynajmniej nie będziesz już musiał szukać partnerki na zastępstwo.

-Powiem ci Mallory, że to całkiem dobry pomysł. Problem jednak tkwi w tym, że twoja śmierć odbije się na stadzie, poza tym ja zawsze dotrzymuje obietnic, więc dziś wychodzisz stąd.

-Tak? W takim razie, co on tu robi?- zapytałam wskazując na Michaela.

-A, no tak. Poznaj kochaniutka swojego nowego mate.- odpowiedział z uśmiechem, spoglądając na swojego towarzysza.

-No chyba sobie kpisz! Nie ma takiej opcji!

-Widzisz? Nie tylko ja nie chcę tego związku!- wtrącił się brzydal, przyglądając mi się z odrazą.

-Zamknąć się oboje.- warknął Erick. -Tobie Santez przypominam, że jestem twoim alfą, i na tym powinna się kończyć każda twoja próba dyskusji ze mną. Masz robić to, co ja ci każe i to, co ja uważam za stosowne. A ty droga, Mallory wiedz, że jeśli wyjdziesz stąd to tylko z nim, to jednorazowa oferta. Nikt nie może wiedzieć, że jesteś moją mate, a jednocześnie chyba nie chcesz pozostać samotną niesparowaną kobietą na terenie stada? Mój beta ma cię chronić i pilnować byś nie uciekła, a nasz sekret nie ujrzał światła dziennego. Nie obchodzi mnie czy się lubicie, czy nie, jesteście na siebie skazani.- odrzekłm wyraźnie podkreślając ostatnie słowo.- A więc? Jaka jest twoja decyzja?- wiedziałam, że nie mam wyjścia, posłusznie schyliłam głowę i skierowałam się do swojego oprawcy, który z obrzydzeniem chwycił mnie za łokieć, prowadząc w nieznanym mi kierunku:

-Ach, stworzyłem piękną parę.- to było ostatnie, co usłyszałam z ust alfy, nim drzwi się zamknęły, a mój Michael wyprowadził mnie na schody, kierując się ku górze.

***
P

okój Michaela okazał się niewielkim pomieszczeniem, jednak niedane mi było się rozejrzeć, bo Santez mocno pociągnął mnie za włosy, mimowolnie skrzywiłam się:
-Umyj się i ogarnij.- powiedział.- Wstyd mi przynosisz, a jutro muszę pokazać cię stadu.- wycedził jadowitym tonem.- Jak wrócisz, możesz położyć się na podłodze.- dodał, rzucając mi cienki koc.

-Czy może być gorzej?- pomyślałam, nie wiedząc jeszcze, co mnie czeka.

Data opublikowania:
21 grudnia 2017

Uratuj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz