4. Co ty kombinujesz?

23.4K 1.1K 107
                                    

Mallory:

Dokładnie pięć dni minęło od czasu gdy opuściłam dom Howarda i Ann. Czułam ból w sercu, ale wiedziałam, że nie uniknę tego. Jeśli chciałam ich chronić to musiałam odejść. Przy mnie nikt nie był bezpieczny.

Biegiem ruszyłam w kierunku dworca i niemal w ostatniej chwili wskoczyłam do odjeżdżającego pociągu. Nie wiedziałam nawet gdzie jadę, bo i po co?

Czy to ważne? I tak za kilka dni będę musiała odejść.

Miałam już dość takiego życia, dlatego postanowiłam, że opuszczę nie tylko ten kraj ale i kontynent.

Łudziłam się, że Victor Moulton tam mnie nie znajdzie, lecz wiedziałam, że to złudne nadzieje.

On zawsze mnie znajdował.

Tym sposobem nazajutrz wysiadłam na peronie w Ashwood, które było na tyle daleko od Sampters, że postanowiłam zostać tam nieco dłużej.

Musiałam znaleźć jakąś pracę. Mój zapas gotówki kurczył się, a ja rozpaczliwie potrzebowałam pieniędzy.

Już pierwszego dnia, przypadkiem natrafiłam na ofertę pracy w przydrożnym barze. Była to prawdziwa speluna, pełna pijaków. Spotykał się tu najróżniejszy element, a smród papierosów było czuć kilkaset metrów przed lokalem.

Na szczęście dla mnie miało to swoje plusy. Ten zapach skutecznie maskował mój własny. Przesiąkałam tym odorem, a to znacznie zwiększało szanse, że nikt mnie nie znajdzie, a ja bardzo chciałam tu zostać dłużej. Powoli kończyła mi się gotówka. Naprawdę potrzebowałam tej pracy, a tu nikt nie sprawdzał moich dokumentów. Nikt nie weryfikował czy rzeczywiście jestem Larą Danvers- tu liczyła się tylko kolejna para rąk do pomocy.

Usiadłam na wysokim stołku, czekając aż nasz kucharz Eduardo, przyrządzi zamówienie. Swoją drogą nie rozumiałam, jak ktoś może to jeść, wszystko było śmierdzące i ociekające tłuszczem. Wyglądało okropnie i jeśli miałam być szczera to po tym, co ujrzałam w kuchni, jakoś nie dziwiła mnie, jakość posiłków: martwe szczury pod szafkami, pajęczyny, kurz zlepiony z tłuszczem na każdym centymetrze blatu. Po takich widokach można się raz na zawsze obrzydzić do takich miejsc:

-Lara, zamówienie na piątkę do wydania.- przywołał mnie Ed:

-Dzięki już idę.- odkrzyknęłam, po czym ruszyłam odebrać talerz.

Pieczony stek wyglądający jak stara podeszwa i do tego biała papka rozrzedzona wodą lub jak kto woli-ziemniaki. Od samego patrzenia mój żołądek robił fikołka.

Zbliżyłam się do stolika i postawiłam talerz przed mężczyzną. Był on strasznie otyły i na kilometr można było wyczuć od niego alkohol. Na stole obok piwa leżały kluczyki- niewątpliwie przyjechał jakimś pojazdem. Niedane mi było się nad tym zastanowić, bo poczułam jego rękę na moim biuście

-E lalka! Może chciałabyś zobaczyć tył mojej ciężarówki, he he.- spojrzałam z niemym obrzydzeniem na mężczyznę i po prostu bez słowa odeszłam.

To było normalne, głupie zaczepki, próby obmacywania, oferty upojnej nocy, której nie zapomnę. Brzydziło mnie to, czułam wstręt, ale musiałam zagryźć zęby i to znieść. Po raz kolejny życie zmusiło mnie, bym schowała swoją dumę do kieszeni.

***

Po pracy skierowałam się w stronę motelu, w którym nocowałam. Warunki nie były najlepsze, wszędzie było pełno robactwa, ale uznałam, że lepsze to niż kolejna noc w lesie, poza tym straciłam namiot, grzałkę, śpiwór- zamarzłabym bez tego. Otuliłam się szczelniej kurtką i zaczęłam biec, by się rozgrzać.

Uratuj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz