Mallory:
Obudziło mnie uderzenie w twarz, momentalnie ocknęłam się i zobaczyłam nad sobą twarz Victora Moultona, byłam zamroczona i przez chwilę nie wiedziałam, co się dzieje:
-Widzę, że to trochę za dużo.- Mówi alfa mierząc mnie uważnym spojrzeniem.
-A czego oczekiwałeś? Przysyłasz u hordy wilkołaków, nawet ja mam jakieś pieprzone limity.- Odwarknęłam, po czym korzystając z tego, że leżałam na łóżku chwyciłam leżący koc i okryłam się nim. Obszerne bluzy zasłaniały mój powiększający się brzuszek, ale wolałam dmuchać na zimne i dokładnie podciągnęłam bluzę tak by przypadkiem nic nie odkryła.
-Tak, masz rację, zmniejszymy trochę ilość twoich pacjentów, w końcu jesteś tu głównie dla mnie, aczkolwiek to dosyć dziwne.- Zamyślił się chwilę siadając na skraju łóżka.
-Co takiego dziwnego?- Prycham zirytowana.
-Pamiętam twoje umiejętności, leczyłaś całą swoją wioskę, niemal każdego dnia zjeżdżali się ludzie z okolicznych miejscowości, a teraz?
-A teraz najwidoczniej sporą część mocy marnuję, bo codziennie muszę neutralizować postępującą chorobę jakiegoś pajaca, który mnie uwięził.
-Grzeczniej kochana, dobrze ci radzę zważaj na słowa.
-Bo co? Zabijesz mnie?
-Może.
-Ha, ciekawe kto by ci wtedy pomógł Victorze, dobrze wiesz, że jestem ostatnią ze swojego rodzaju, umrzesz. Zginiesz z własnej głupoty, jak można było zatruć się olejkiem z ajmieraku, nawet największy idiota wie, że to śmiertelna substancja dla każdego wilka, powolny paraliż, krwotoki, umierasz na własne życzenie.
-Skończ bo ukrócę swoją dobroć, pamiętaj, że zawsze możesz wrócić do celi, Anthony wspominał ostatnio, że tęskni za tobą.
-Nie pogrążaj się, potrzebujesz mnie.
-Potrzebuje cie zdrowej i silnej a to.- Powiedział machając na mnie ręką.- To zdecydowanie odbiega od mojej wizji, ty nawet nie masz siły wstać, powoli stajesz się bezużyteczna.
-Bo nie mam, kiedy odpocząć do cholery!- Krzyczę i zaciskam pięści na kocu.
-Zaczynam się zastanawiać czy czegoś nie ukrywasz.
-Co masz na myśli?
-Ty mi powiedz droga Mallory, co przede mną ukrywasz? Czego się boisz?
-Jak na razie to ciebie, odsuń się Victorze, chce odpocząć.- Odpowiadam, po czym odwracam się na bok i poprawiam koc.
Moulton wstaje i w chwili, gdy myślę, że wychodzi on podchodzi szybkim krokiem i zrywa ze mnie koc, przez chwilę leżę jak sparaliżowana jednak szybko się otrząsam i próbuję zmienić pozycje.
Jest jednak za późno, bluza podsunęła się do góry ukazując ciążowy brzuszek, Victor patrzy w niego oniemiały, po czym szybkim ruchem reki podciąga moją bluzę do góry, jego wściekłe spojrzenie przeszywa mnie na wylot:
-Co to kurwa jest?!
-Najadłam się.- Odpowiadam sarkastycznie próbując ukryć moje odkryte ciało jednak Moulton szarpie mnie mocno za rękę a ja krzywię się z bólu.
-Puściłaś się?!- Warczy wściekły a mnie przechodzi dreszcz.
-Nie twoja sprawa!
-Nie moja kurwa! Nie będę chował twojego pasożyta pod swoim dachem! Czyj to bachor?!
-Pieprz się Victor.- Odpowiadam a on uderza mnie w twarz, jestem w szoku. Nigdy wcześniej Moulton nie podniósł na mnie ręki, wiem, że jest źle, widzę, jak jego oczy ciemnieją pod wpływem gniewu.
-Z kim się puściłaś!?
-Nie powiem.
-Ty szmato, puściłaś się z wilkołakiem!- Wrzeszczy a ja jestem zaskoczona, skąd wiedział?
-Nie.- Kłamię a on ciągnie mnie za włosy i uderza ponownie w twarz:
-To z kim kurwa?!
-To nie był wilk.- Mówię łamiącym się głosem, łzy płyną po moich policzkach, nie jestem w stanie się opanować, zaczynam drżeć.
-Mów czyj to bachor!
-K- kolegi.
-Jakiego?! Może mi powiesz, że to pomiot Northa albo Santeza?- Wrzeszczy a ja zastygam, w głowie mam tylko jedną myśl, aby chronić dziecko.
-Nie, przysięgam on jest człowiekiem.
-Mów kto to?!- Pyta a ja czuje, że nie uniknę tego pytania, wypowiadam imię, które samoczynnie pojawiło mi się w głowie.- Willa.
-Kłamiesz dziwko!
-Nie, naprawdę, zapytaj go.- Szepczę a Moulton patrzy na mnie, po czym wykrzykuje:
-Sasha, Anthony!- Do pomieszczenia wpada mój oprawca i nieznana mi rudowłosa.- Sasha przyprowadź tu Williama, a ty Anthony zostań.- Oboje posłusznie kiwają głowami, po czym kobieta szybkim i pewnym krokiem opuszcza pomieszczenie.- Ściągaj bluzę szmato.- Cedzi Victor a ja posłusznie zdejmuję ubranie, zostaję w samej obcisłej koszulce opinającej mój brzuch, a na jego widok Anthony zasysa głośno powietrze:
-O kurwa.
-No właśnie.
-Co robimy panie?
-To chyba oczywiste, dlatego cie wezwałem.
-Chcesz ją zabić?- Pyta zdziwiony Anthony na co Victor prycha.
-Nie, chce tylko pozbyć się bachora.
-A jeśli będzie taki jak ona?
-Nie wydaje mi się, jestem pewny, że to dzieciak wilkołaka, chociaż ona twierdzi, że nie, próbuje wrobić młodego Williama, dlatego po niego posłałem.
-A więc co mam zrobić alfo?
-Zabij dzieciaka, kolejny wilkołak jest dla nas bezużyteczny.- Na te słowa zamieram, po moich policzkach płyną strumienie łez, to nie może tak się skończyć! Widząc jak Anthony zbliża się do mnie krzyczę głośno:
-Nie!- Po czym próbuję oddalić się od mężczyzn jednak Anthony doskakuje do mnie i uderza mnie w twarz a ja ląduje na podłodze, niestety on na tym nie poprzestaje, kopie mnie w żebra aż tracę dech w piersi:
-Mów czyj to bachor. – Drze się Moulton
-Willa, przysięgam.- Mówię przez łzy a Anthony podnosi mnie tak, że klęczę na kolanach, wydaję z siebie jęk, kiedy z nożem zbliża się do mnie.
-Zarżnij dzieciaka, bękarta nie potrzebujemy.- Syczy Moulton a Anthony staje za mną po czym przykłada nóż do zaokrąglonego brzucha, w tym samym czasie drzwi otwierają się i staje w nich Will:
-O w samą porę Williamie.- Klaszcze w ręce Moulton.- Mamy pewien problem, ta dama twierdzi, że jest z tobą w ciąży.
-Co?- Pyta zaskoczony Will spoglądając na mnie, gdy jego spojrzenie pada na mój brzuch zastyga w bezruchu i patrzy na mnie zszokowany.
-Widzisz, jeśli dziecko jest twoje to pozwolę jej je urodzić i oddam ci je, zasłużyłeś na to, bardzo mi pomogłeś, ale jeśli to jest wilczy bękart to musi zginąć, więc pytam ostatni raz, czy to twoje dziecko?
Posyłam Willowi błagalne spojrzenie i modlę się by skłamał i uratował moje maleństwo, zimny nóż przy moim brzuchu sprawia, że moje serce bije w szaleńczym tempie, po czym zamiera, gdy chłopak w końcu wypowiada trzy słowa, które nieodwołanie przypieczętowują los mojego dziecka.
Data opublikowania:
13 marca 2018N
iedługo koniec tej historii :(
![](https://img.wattpad.com/cover/126574927-288-k535900.jpg)
CZYTASZ
Uratuj mnie
WerewolfMallory Stadfort jest uciekinierką. Zostawiła daleko w tyle rodzinę i najbliższych. Ukrywa się, posługuje fałszywymi tożsamościami, nigdzie nie zostaje dłużej niż tydzień. Drży na myśl, że ktoś odkryje jej tajemnice bo wie, że jej dar jest jej przek...