43

14.1K 898 43
                                    

Mallory:

Obudziło mnie uderzenie w twarz, momentalnie ocknęłam się i zobaczyłam nad sobą twarz Victora Moultona, byłam zamroczona i przez chwilę nie wiedziałam, co się dzieje:

-Widzę, że to trochę za dużo.- Mówi alfa mierząc mnie uważnym spojrzeniem.

-A czego oczekiwałeś? Przysyłasz u hordy wilkołaków, nawet ja mam jakieś pieprzone limity.- Odwarknęłam, po czym korzystając z tego, że leżałam na łóżku chwyciłam leżący koc i okryłam się nim. Obszerne bluzy zasłaniały mój powiększający się brzuszek, ale wolałam dmuchać na zimne i dokładnie podciągnęłam bluzę tak by przypadkiem nic nie odkryła.

-Tak, masz rację, zmniejszymy trochę ilość twoich pacjentów, w końcu jesteś tu głównie dla mnie, aczkolwiek to dosyć dziwne.- Zamyślił się chwilę siadając na skraju łóżka.

-Co takiego dziwnego?- Prycham zirytowana.

-Pamiętam twoje umiejętności, leczyłaś całą swoją wioskę, niemal każdego dnia zjeżdżali się ludzie z okolicznych miejscowości, a teraz?

-A teraz najwidoczniej sporą część mocy marnuję, bo codziennie muszę neutralizować postępującą chorobę jakiegoś pajaca, który mnie uwięził.

-Grzeczniej kochana, dobrze ci radzę zważaj na słowa.

-Bo co? Zabijesz mnie?

-Może.

-Ha, ciekawe kto by ci wtedy pomógł Victorze, dobrze wiesz, że jestem ostatnią ze swojego rodzaju, umrzesz. Zginiesz z własnej głupoty, jak można było zatruć się olejkiem z ajmieraku, nawet największy idiota wie, że to śmiertelna substancja dla każdego wilka, powolny paraliż, krwotoki, umierasz na własne życzenie.

-Skończ bo ukrócę swoją dobroć, pamiętaj, że zawsze możesz wrócić do celi, Anthony wspominał ostatnio, że tęskni za tobą.

-Nie pogrążaj się, potrzebujesz mnie.

-Potrzebuje cie zdrowej i silnej a to.- Powiedział machając na mnie ręką.- To zdecydowanie odbiega od mojej wizji, ty nawet nie masz siły wstać, powoli stajesz się bezużyteczna.

-Bo nie mam, kiedy odpocząć do cholery!- Krzyczę i zaciskam pięści na kocu.

-Zaczynam się zastanawiać czy czegoś nie ukrywasz.

-Co masz na myśli?

-Ty mi powiedz droga Mallory, co przede mną ukrywasz? Czego się boisz?

-Jak na razie to ciebie, odsuń się Victorze, chce odpocząć.- Odpowiadam, po czym odwracam się na bok i poprawiam koc.

Moulton wstaje i w chwili, gdy myślę, że wychodzi on podchodzi szybkim krokiem i zrywa ze mnie koc, przez chwilę leżę jak sparaliżowana jednak szybko się otrząsam i próbuję zmienić pozycje.

Jest jednak za późno, bluza podsunęła się do góry ukazując ciążowy brzuszek, Victor patrzy w niego oniemiały, po czym szybkim ruchem reki podciąga moją bluzę do góry, jego wściekłe spojrzenie przeszywa mnie na wylot:

-Co to kurwa jest?!

-Najadłam się.- Odpowiadam sarkastycznie próbując ukryć moje odkryte ciało jednak Moulton szarpie mnie mocno za rękę a ja krzywię się z bólu.

-Puściłaś się?!- Warczy wściekły a mnie przechodzi dreszcz.

-Nie twoja sprawa!

-Nie moja kurwa! Nie będę chował twojego pasożyta pod swoim dachem! Czyj to bachor?!

-Pieprz się Victor.- Odpowiadam a on uderza mnie w twarz, jestem w szoku. Nigdy wcześniej Moulton nie podniósł na mnie ręki, wiem, że jest źle, widzę, jak jego oczy ciemnieją pod wpływem gniewu.

-Z kim się puściłaś!?

-Nie powiem.

-Ty szmato, puściłaś się z wilkołakiem!- Wrzeszczy a ja jestem zaskoczona, skąd wiedział?

-Nie.- Kłamię a on ciągnie mnie za włosy i uderza ponownie w twarz:

-To z kim kurwa?!

-To nie był wilk.- Mówię łamiącym się głosem, łzy płyną po moich policzkach, nie jestem w stanie się opanować, zaczynam drżeć.

-Mów czyj to bachor!

-K- kolegi.

-Jakiego?! Może mi powiesz, że to pomiot Northa albo Santeza?- Wrzeszczy a ja zastygam, w głowie mam tylko jedną myśl, aby chronić dziecko.

-Nie, przysięgam on jest człowiekiem.

-Mów kto to?!- Pyta a ja czuje, że nie uniknę tego pytania, wypowiadam imię, które samoczynnie pojawiło mi się w głowie.- Willa.

-Kłamiesz dziwko!

-Nie, naprawdę, zapytaj go.- Szepczę a Moulton patrzy na mnie, po czym wykrzykuje:

-Sasha, Anthony!- Do pomieszczenia wpada mój oprawca i nieznana mi rudowłosa.- Sasha przyprowadź tu Williama, a ty Anthony zostań.- Oboje posłusznie kiwają głowami, po czym kobieta szybkim i pewnym krokiem opuszcza pomieszczenie.- Ściągaj bluzę szmato.- Cedzi Victor a ja posłusznie zdejmuję ubranie, zostaję w samej obcisłej koszulce opinającej mój brzuch, a na jego widok Anthony zasysa głośno powietrze:

-O kurwa.

-No właśnie.

-Co robimy panie?

-To chyba oczywiste, dlatego cie wezwałem.

-Chcesz ją zabić?- Pyta zdziwiony Anthony na co Victor prycha.

-Nie, chce tylko pozbyć się bachora.

-A jeśli będzie taki jak ona?

-Nie wydaje mi się, jestem pewny, że to dzieciak wilkołaka, chociaż ona twierdzi, że nie, próbuje wrobić młodego Williama, dlatego po niego posłałem.

-A więc co mam zrobić alfo?

-Zabij dzieciaka, kolejny wilkołak jest dla nas bezużyteczny.- Na te słowa zamieram, po moich policzkach płyną strumienie łez, to nie może tak się skończyć! Widząc jak Anthony zbliża się do mnie krzyczę głośno:

-Nie!- Po czym próbuję oddalić się od mężczyzn jednak Anthony doskakuje do mnie i uderza mnie w twarz a ja ląduje na podłodze, niestety on na tym nie poprzestaje, kopie mnie w żebra aż tracę dech w piersi:

-Mów czyj to bachor. – Drze się Moulton

-Willa, przysięgam.- Mówię przez łzy a Anthony podnosi mnie tak, że klęczę na kolanach, wydaję z siebie jęk, kiedy z nożem zbliża się do mnie.

-Zarżnij dzieciaka, bękarta nie potrzebujemy.- Syczy Moulton a Anthony staje za mną po czym przykłada nóż do zaokrąglonego brzucha, w tym samym czasie drzwi otwierają się i staje w nich Will:

-O w samą porę Williamie.- Klaszcze w ręce Moulton.- Mamy pewien problem, ta dama twierdzi, że jest z tobą w ciąży.

-Co?- Pyta zaskoczony Will spoglądając na mnie, gdy jego spojrzenie pada na mój brzuch zastyga w bezruchu i patrzy na mnie zszokowany.

-Widzisz, jeśli dziecko jest twoje to pozwolę jej je urodzić i oddam ci je, zasłużyłeś na to, bardzo mi pomogłeś, ale jeśli to jest wilczy bękart to musi zginąć, więc pytam ostatni raz, czy to twoje dziecko?

Posyłam Willowi błagalne spojrzenie i modlę się by skłamał i uratował moje maleństwo, zimny nóż przy moim brzuchu sprawia, że moje serce bije w szaleńczym tempie, po czym zamiera, gdy chłopak w końcu wypowiada trzy słowa, które nieodwołanie przypieczętowują los mojego dziecka.

Data opublikowania:
13 marca 2018

N

iedługo koniec tej historii :(

Uratuj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz