Mallory:
-Przysięgam! Ja nic nie wiem!- krzyczał mężczyzna, gdy Michael polewał jego rany płynnym srebrem:
-Gadaj, to może ukrócę twoje cierpienia.- warknął Santez, przechylając kolejny raz fiolkę, a ja patrzyłam, jak srebro wżera się w rany więźnia, z jego gardła wydobył się kolejny krzyk. Chciałam mu pomóc, przerwać to, jednak nie mogłam. Ponownie byłam uwięziona, zupełnie jak on, moje ręce i nogi zostały przywiązane do krzesła, a usta zaklejone taśmą, zaczęłam szarpać się, chcąc uwolnić:
-Kochanie mogłabyś nie przeszkadzać?- rzucił z ironią brzydal, zerkając w moją stronę, po czym zaśmiał się i ponownie skupił swoją uwagę na przetrzymywanym mężczyźnie.- A więc dowiem się czy nie? Co robiłeś na naszym terenie?
-To twoja niunia?- zapytał więzień, patrząc mi prosto w oczy.- Ładniutka.- dodał, oblizując się ostentacyjnie, po czym dostał z pięści w twarz od mojego bety:
-To nie twój interes. Gadaj, co wiesz!
-A więc to jednak jest twoja niunia, zostaw mi ją tu na noc, to przemyślę sprawę.- wyszeptał złowieszczo, a ja przeniosłam spanikowane spojrzenie na Michaela, jednak on ponownie zamachnął się i uderzył mężczyznę:
-Jak sam powiedziałeś, ona jest moja, więc zamknij się i powróćmy do rozmowy.- odparł Santez i podszedł do metalowego stołu i zabrał z niego niewielki nóż:
Obserwowałam Michaela, jak wbijał mężczyźnie srebrne ostrze w udo i wiercił nim, otwierając, coraz większą ranę:
-Wilczusiowi się nie spodobało zaczepianie jego dziewczynki? Wiesz, ja lepiej bym ją traktował niż ty, na pewno miałaby lepsze zajęcie, niż siedzenie zakneblowana na krześle.- mówiąc to, spojrzał na mnie wymownie i puścił do mnie oczko.
Michael bez słowa wyjął nóż z uda mężczyzny i wbił go w jego brzuch, nieznajomy wydał z siebie okrzyk bólu.- A może ona nie jest twoją mate?- na te słowa oboje zesztywnieliśmy. Pierwszy raz zobaczyłam strach w oczach Santeza.- Wiesz, my wilki czujemy naturalną potrzebę chronienia ukochanej, a patrząc po jej obecnym stanie, to chyba niezbyt ci to idzie?
-Spieprzaj. Mallory jest moją kobietą, a to, że tu siedzi to wyłącznie kwestia braku jej oznaczenia, nie pozwolę jej nigdzie chodzić bez mojej wiedzy!
-Mallory? Mallory Stadfort?- zapytał nieznajomy, ponownie przenosząc wzrok na mnie, po czym zaśmiał się donośnie.- Pan Victor będzie uradowany, że cię odnalazłem!
-Moulton? To dla niego pracujesz?- zapytał Michael. -Mów, co o niej wiesz?
-Twój biedny mate nic nie wie? Oj to się zdziwi, to się zdziwi.- rzucił, a następnie jego wzrok jakby odpłynął:
-Kurwa, łączy się w kimś telepatycznie.- warknął beta i błyskawicznie podbiegł do mężczyzny, po czym jednym płynnym ruchem skręcił mu kark.
Widok głowy, przekrzywionej pod nienaturalnym kątem sprawił, że z mojego gardła wydobył się krzyk tłumiony przez taśmę. W moich oczach zagościły łzy, zaczęłam gorączkowo wyrywać się, jednak moje ciało wciąż pozostawało nieruchome.
Santez podbiegł szybko do mnie i jednym płynnym ruchem oderwał knebel od moich ust, a później uwolnił moje kończyny, celę wypełnił krzyk. Rozbrzmiewał donośnie w uszach i ranił i tak poharatane serce. Nagle dźwięk zniknął, zamilkłam, gdy Michael pochwycił mnie w ramiona i usiadł na podłodze, chowając moją głowę w zagłębieniu swojej szyi:
CZYTASZ
Uratuj mnie
WerewolfMallory Stadfort jest uciekinierką. Zostawiła daleko w tyle rodzinę i najbliższych. Ukrywa się, posługuje fałszywymi tożsamościami, nigdzie nie zostaje dłużej niż tydzień. Drży na myśl, że ktoś odkryje jej tajemnice bo wie, że jej dar jest jej przek...