Mallory:
Zielone oczy Victora patrzyły na mnie uważnie jakby chciały przeszyć mnie na wylot. Nic się nie zmienił od naszego ostatniego spotkania. Na jego twarzy wciąż gościł ten sam drwiący uśmiech, a jego oczy pozostawały przesłonięte ciemnymi włosami przyprószonymi gdzie nie gdzie siwizną.
Jak zwykle patrzył na wszystkich z pogardą i wyniosłością, biła od niego niebywała pewność siebie, jak gdyby mógł jednym spojrzeniem zabić tłumy. Stał dumnie wyprostowany ubrany w ciemne starannie wyprasowane spodnie, białą koszulę i elegancki długi płaszcz.
Nie mogłam w to uwierzyć, mogłam spotkać każdego, a spotkałam właśnie jego, rok ucieczki, kilka tygodni życia na terenie watahy Ericka Northa, a ja jak gdyby nigdy nic wpadłam na swojego wroga na stacji benzynowej. No po prostu pięknie!
Brawo Mallory!
Nie zastanawiając się dłużej, postanowiłam przygotować się do ucieczki, po czym zrobiłam pierwszy krok w tył licząc na to, że mnie nie rozpoznał lecz widząc moje zamiary Victor zdecydowanym płynnym ruchem złapał mnie za nadgarstek:
-No proszę, proszę. Kogo mu tu mamy, panna Stadfort.
-Victor Moulton.- wycedziłam, wiedząc, że moja szansa na ucieczkę przepadła bezpowrotnie.- Czego chcesz?- zapytałam, starając się ukryć strach w moim głosie, jednak zadrżał on lekko zdradzając mnie, a wtedy mężczyzna uśmiechnął się szyderczo:
-Myślę, że wiesz Mallory. To już za długo trwa, ponad rok zabawy w kotka i myszkę, naprawdę myślałaś, że uda ci się uciec? Przede mną nie ma ucieczki.
-Nie zabierzesz mnie, nigdzie z tobą nie pójdę, nie poddam się bez walki, nie ośmielisz się mnie tu tknąć w biały dzień.
-A, kto powiedział, że chcę? Już wkrótce będziesz moja panno Stadfort i dasz mi to, czego pragnę, a przy okazji zniszczę watahę Ericka, upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu, to znacznie lepsze niż bieganie za tobą po świecie.
-Co masz na myśli?
-Już wkrótce się przekonasz moja słodka Mallory. Dziesięć dni, pozostało ci dziesięć dni, skorzystaj mądrze z tego czasu.- odrzekł, po czym puścił moją rękę i wszedł w głąb stacji, a ja nie myśląc zbyt długo, biegiem rzuciłam się do ucieczki, po czym wpadłam szybko do auta na miejsce obok kierowcy i zamykając z hukiem drzwi krzyknęłam do Sashy:
-Gazu!- zdezorientowana dziewczyna, nie myśląc ani chwili z piskiem opon ruszyła przed siebie:
-Co się dzieje?!– zawołała Emily, która wyrwana ze snu podniosła się z tylnego siedzenia, już miałam im powiedzieć o spotkaniu z Victorem jednak w porę ugryzłam się w język, to nic by nie zmieniło, a ja musiałam przygotować kolejny plan ucieczki tak by nie narazić watahy Ericka:
-Jakiś zboczeniec się przyczepił.- odparłam krótko, rozglądając się nerwowo.
-Na pewno?- zapytała Sasha, zerkając na mnie.
-Tak, po prostu się wystraszyłam, jakiś dziadek mnie za tyłek chciał złapać.
-Tacy są najgorsi.- pokiwała głową Emily, a w aucie zapanowała niezręczna cisza:
-Możemy o tym nikomu nie wspominać?- zapytałam cicho:
-No, a jak myślisz? Nie dość, że zwiałyśmy to mam jeszcze powiedzieć, że napastował cię zboczeniec? Jeszcze nie oszalałam, Erick by mnie zabił.- odrzekła Sasha a ja na te słowa odetchnęłam z ulgą. Nie potrzebowałam zbędnego zamieszania, wydarzenia ze stacji paliw musiały pozostać owiane tajemnicą, a ja musiałam przygotować swój własny plan działania.
***
-Czy wyście rozum postradały?- wwydarł się Erick, gdy tylko wyszłyśmy z auta.- Jesteście kompletnie nieodpowiedzialne! Nie spodziewałem się tego po tobie Sasho! Chyba zapominasz, że jesteś luną, a ty Mallory, że jesteś na celowniku Moultona. Obie jesteście niepoważne, gdyby ktoś was złapał i dostarczył Moultonowi dostałby kupę kasy, ale oczywiście wy to macie w nosie! Bo co? Bo zakupów się dameskom zachciało?! Co to miało być? Mogłyście poprosić! Przydzieliłbym wam ochronę.- Erick stał nieruchomo wściekle gestykulując:
-Oj kochanie, uspokój się.- mruknęła zmysłowo Sasha, pochodząc do Ericka, po czym położyła dłoń na jego policzku i przyciągnęła go do siebie namiętnie całując. Odwróciłam wzrok nie chcąc tego oglądać, a w oddali dostrzegłam jak Ian wydziera się na biedną Emily, która w popłochu uciekała w stronę domu głównego.
A ja?
Stałam sama, nikt po mnie nie przyszedł, nikt się mną nie zainteresował, jak z resztą przez całe moje życie. Westchnęłam cicho i zabrałam swoje torby z zakupami z bagażnika, po czym podążyłam powolnym krokiem w kierunku domu głównego.
Już miałam otwierać drzwi, gdy nagle otworzyły się na całą szerokość i niemal staranowała mnie jedna z omeg, po czym nie patrząc na mnie podbiegła do Ericka:
-Alfo, jest źle! Mamy problem!– wydyszała z trudem łapiąc oddech, na te słowa North oderwał się od Sashy i rozejrzał się spanikowany, jakby próbując doszukać się zagrożenia, gdy jednak go nie dostrzegł przeniósł wzrok z powrotem na omegę i zapytał:
-Co się dzieje?
-On-oni, przyjeżdżają.- wydusiła, ciężko oddychając.
-Ale kto?- wtrąciła się Sasha zirytowanym głosem, po czym złapała Ericka za rękę jakby chcąc uspokoić.
-R-rodzice, alfy. Zadzwonili, że jutro będą.- na te słowa North cały zbladł i spojrzał na mnie spanikowanym wzrokiemn po czym wyrzucił z siebie krótkie:
-O kurwa.
Data opublikowania:
3 luty 2018
CZYTASZ
Uratuj mnie
WerewolfMallory Stadfort jest uciekinierką. Zostawiła daleko w tyle rodzinę i najbliższych. Ukrywa się, posługuje fałszywymi tożsamościami, nigdzie nie zostaje dłużej niż tydzień. Drży na myśl, że ktoś odkryje jej tajemnice bo wie, że jej dar jest jej przek...