*lekki i przyjemny w sam raz na rozpoczęcie wolnego*
Mallory:
Minęły kolejne długie i żmudne dni spędzone głównie na leżeniu w szpitalnym łóżku, powoli miałam dość. Jedyną moją rozrywką było dotykanie brzucha i wyczuwanie ruchów Alayi i Aresa.
Stopniowo przyzwyczajałam się do tego, że będę matką, niestety ze względu na to, że to była ciąża mnoga aż do porodu zmuszona byłam leżeć w łóżku.
Gdyby nie codzienne odwiedziny Theo już dawno bym oszalała, wciąż martwiłam się o Elliota, ale nawet jakbym chciała jakoś się skontaktować z nim to i tak nie znałam żadnego numeru do Ericka lub Michaela.
Pozostawało mi tylko czekać na rozwiązanie, po czym wraz z dziećmi wyruszyć w podróż do watahy. Bałam się reakcji Michaela na moją ciążę, okej jedno dziecko może by jakoś zniósł, ale dwójka? To mogłoby być zbyt wiele dla Santeza.
-O czym tak myślisz?- Zapytał Theo wchodząc do mojej sali.
-Tak tylko rozmyślam o tym, co będzie dalej.
-Na pewno nie chcesz zadzwonić do kogoś?
-Mówiłam ci już Theo, że nie znam żadnego numeru.
-A ja wciąż tego nie rozumiem, jak można nie zapamiętać dziewięciu cyferek które umożliwiają ci kontakt z najbliższymi a w szczególności już z twoim facetem.
-Nie jestem z Michaelem.- Westchnęłam.
-No tak, a dzieci to z powietrza się wzięły.- Odpowiedział, po czym pokazał mi język.
-Ej! To nie było miłe! Po prostu nasza znajomość zaczęła się nietypowo.
-Nietypowo?
-Powiedzmy, że byłam przeznaczona jego przyjacielowi.
-Eee, coś w stylu aranżowanego małżeństwa?- Zapytał zdezorientowany.
-No można tak powiedzieć.- Odpowiedziałam a Theo zaniósł się śmiechem.
-O matulu, a co to? Średniowiecze? Ach powiedz, mi powiedz księżniczko, z jakiej ty bajki się urwałaś?- Parsknął wciąż rozbawiony, na co ja uderzając go poduszką odpowiedziałam:
-Z czerwonego kapturka cholero jedna.
-Że niby starsza tłuściutka babcia i zły wilk.- Zaśmiał się schylając tak by nie oberwać poduszką.
-Tak! Bardzo zły wilk!- Po czym pisnęłam, gdy Theo wyrwał mi moją broń.
-I co teraz?- Zapytał zabawnie poruszając brwiami a ja układając dłonie na brzuszku odpowiedziałam:
-Ciężarnych się nie bije!
-Masz szczęście, że są tu maluchy!- Odpowiedział grożąc mi palcem, na co ja przewróciłam oczami.
-Nudzi mi się tu.
-Co ja ci poradzę? Masz leżeć i koniec.
-Ale tu nawet nie mam, z kim porozmawiać!
-A gdzie się podziały twoje współlokatorki?- Zapytał zerkając na dwa puste łóżka obok mnie.
-Susana i królowa oddziału?- Zapytałam używając zwrotu, jakim określiliśmy perfekcyjnie wymalowaną blondynkę leżącą po mojej prawej stronie.- Są w izolatkach, wczoraj się podbiły.
-Co?- Zapytał ponownie parskając śmiechem.- Chcesz mi powiedzieć, że dwie kobiety w zaawansowanej ciąży urządziły sobie zapasy?
-No w dużym skrócie to tak.- Zaśmiałam się.
-O matulu, o co poszło, aż strach zapytać, o ostatnią porcję budyniu?
-A widzisz, że mamy odłączony telewizor?- Zapytałam wskazując palcem.- Pokłóciły się o to, z kim ma być główna bohaterka.
-Żartujesz?- Zapytał krztusząc się.- Żałuję, że mnie nie było!
-A właśnie, gdzie się wczoraj podziałeś?
-Mieliśmy małą akcję.- Odpowiedział krótko odbiegając gdzieś myślami.
-Znowu praca.- Westchnęłam ciężko.
-Z czegoś żyć trzeba. Poza tym lubię te prace, dobrze o tym wiesz.- Odparł a ja kiwnęłam głową. Byłam już w ósmym miesiącu ciąży a przez ten cały czas, jaki Theo spędził tu ze mną zdążyłam poznać go na tyle by wiedzieć, że rzeczywiście, praca była jego największą pasją. Zastanawiałam się jednak, dlaczego tak fajny facet jak Theo jest sam.
-Theo?
-Tak?
-Przyniesiesz mi McChickena?- Poprosiłam robiąc najsłodszą minę, na jaką mnie było stać.
-Żartujesz prawda?- Zapytał podejrzliwie a ja pokręciłam głową zaprzeczając.- Mallory widziałaś jak leje na dworze! Jest zimno!
-Theoo.
-Nie.
-Wujku, jak możesz?- Zapytałam kładąc dłonie na brzuchu.- Podobno nas kochasz, już zapomniałeś o nas?
-Nie wykorzystuj Alayi i Aresa do szantażu Mallory!
-Wujku.
-Nie.
-Już nas nie kochasz? Obiecałeś, że zadbasz o nas i o mamę.
-Achh! Przestań! Wygrałaś!
-Hura!- Krzyknęłam uradowana a Theo wstał zakładając kurtkę.
-Jesteś okropna.- Rzucił wychodząc, na co ja krzyknęłam za nim:
-Jak możesz to weź mi też duże frytki, czekoladowego shake i nuggetsy! Tylko nie zapomnij o sosie słodko-kwaśnym!- Mój przyjaciel zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na mnie:
-Jesteś niemożliwa.
Data opublikowania:
29 marca 2018
CZYTASZ
Uratuj mnie
WerewolfMallory Stadfort jest uciekinierką. Zostawiła daleko w tyle rodzinę i najbliższych. Ukrywa się, posługuje fałszywymi tożsamościami, nigdzie nie zostaje dłużej niż tydzień. Drży na myśl, że ktoś odkryje jej tajemnice bo wie, że jej dar jest jej przek...