Frank stanął przed ogromnym lustrem w sypialni rodziców i przyjrzał się dokładnie swojemu odbiciu w lustrze. Wyglądał jak siedem, a może i nawet więcej, nieszczęść. Cały czas nie mógł odgonić od siebie obrazu wczorajszej rozmowy z Gerardem. To, jak szatyn uśmiechnął się do niego, poczochrał mu włosy... a potem odszedł. Na okrągło zadawał sobie to samo pytanie: Co ja mu takiego zrobiłem ?
Iero ubrał swoje potargane jeansy i rozciągnięty, ciemnoszary sweter. Nałożył eyeliner i skorzystał z korektora Lindy, aby ukryć oznaki nieprzespanej nocy.
Chłopak złapał swój telefon, słuchawki oraz karteczkę z adresem i stoczył się po schodach do kuchni.
- Gotowy ? - spytała Linda, łapiąc za leżące na stole kluczyki.
- Powiedzmy - wzruszył ramionami, zakładając na nogi swoje trampki.
- Chodź no tu na chwilę - Linda zmarszczyła brwi i chwyciła w dłoń podbródek syna - Czy ty znowu zabrałeś mój eyeliner i korektor ?
- Pożyczyłem - zaakcentował
- Frank ! Przecież chłopcy się nie malują ! - jęknęła zmęczona ciągłym upominaniem chłopaka.
- Ale chciałem tylko zakryć sińce pod oczami. Nie przesadzaj mamo. I chodźmy już, nie wiadomo jak to jest daleko
- Dobrze, ale nie myśl sobie, że temat skończony - obydwoje wyszli z mieszkania i skierowali się w stronę samochodu. Linda otworzyła pojazd i wsiadła do niego, zapalając silnik. Frank zajął miejsce pasażera i zapiął pas.
- Tutaj masz adres - chłopak położył na desce rozdzielczej karteczkę, na której koślawe literki układały się w dokładne miejsce zamieszkania rodziny Way. Linda wrzuciła pierwszy bieg i ostrożnie wyjechała na drogę.
***
- To chyba tutaj - samochód zatrzymał się przed niewielkim domem z szarej cegły. Frank spojrzał na karteczkę, potem na numer powieszony na furtce. Wszystko się zgadzało.
- Przyjadę po ciebie, zadzwoń tylko o której
Frank odpiął pas i wyszedł z samochodu. Pożegnał się z Lindą i kiedy pojazd zniknął za zakrętem, odwrócił się w stronę budynku. W kilku oknach świeciły się światła, jednak przez grube firanki nie było za wiele widać. Iero nieco nieśmiałym krokiem ruszył w stronę furtki. Nagle zza drzewa wyleciał rudy kocur, który w kilka sekund znalazł się przy chłopaku.
- Cześć mały - Frank schylił się i pogłaskał zwierzaka, który po chwili zamruczał przyjaźnie w jego rękę. W tej samej chwili drzwi domu otworzyły się, a w progu stanął Mikey.
- Hej Iero ! Zostaw sierściucha i chodź - zawołał. Frank szybkim krokiem doszedł do chłopaka, który wpuścił go do środka i zamknął za nimi drzwi - Widzisz mamo ? Mówiłem, że to Frank ! - krzyknął w stronę kuchni.
Z pomieszczenia wyłoniła się czarnowłosa kobieta, zadziwiająco podobna do swojego najstarszego syna.
- Och, witaj Frankie ! Miło mi cię wreszcie poznać - matka Mikey'ego podeszła do szatyna i ucałowała go w oba policzki - Mów mi Donna - uśmiechnęła się promieniście.
- Mi również miło poznać - odparł nadal nieco nieśmiało i podążył za Wayem w stronę schodów. Weszli na górę, a całą drogę do pokoju blondyna, Frank oglądał się, mając nadzieję na przypadkowe spotkanie z puchatą, czarną kulką. Jednak kiedy znaleźli się w królestwie Mikeya, po Gerardzie nie było ani śladu.
- Co ty na to, żeby obejrzeć jakiś film ? - oboje ułożyli się wygodnie na łóżku, a Mikey przysunął do siebie białego MacBooka.
- No spoko, tylko wybierz coś normalnego - Frank podparł się na łokciach i obserwował, jak jego przyjaciel wchodzi na stronę z filmami.
CZYTASZ
Bury Me In Black • Frerard
FanficRodzice szesnastoletniego Franka Iero kupują dom i wraz z synem przeprowadzają się do Jersey City. Młody chłopak zaczyna naukę w nowej szkole, poznaje nowych znajomych i natrafia na pewnego szatyna, który od razu budzi w nim nieznane dotąd uczucia...