Chłopak o kruczoczarnych włosach gwałtownie wpadł na poczekalnię. Kilkoro pacjentów podniosło głowy z zaciekawieniem, spoglądając to na chłopca, to na kobietę, która wbiegła zaraz za nim. Czarnowłosy oparł dłonie o blat recepcji, wlepiając swoje nieszczęśliwe, miodowe oczęta w kobietę w białym stroju.
- Przywieźli tutaj chłopaka - wysapał - Próba samobójcza - ciężko przeszło mu to przez gardło. Kobieta za ladą spojrzała do notesu, przerzucając kartki.
- Pan z rodziny?
Frank spojrzał na kobietę, potem przeniósł wzrok na swoją matkę, która stanęła obok niego. Głośno przełknął ślinę.
- Jestem jego chłopakiem - odparł, a prawie wszyscy zgromadzeni w niewielkim pomieszczeniu skierowali na niego wzrok. Czuł, jak policzki pokrywają mu się różowawym kolorem. Najbardziej onieśmielał go wzrok Lindy.
- Aktualnie znajduje się na ostrym dyżurze. Proszę się tam udać, lekarz poda panu dokładne informacje - odpowiedziała, starając się nie patrzeć na chłopca.
- Dziękuję - wymamrotał i szybkim krokiem udał się we wskazanym kierunku. Słyszał za sobą tupot butów Lindy.
- Frank - odezwała się, zrównując swój krok z synem - Frank, zwolnij trochę
Jednak on jej nie słuchał. Pędził krętymi korytarzami, które doprowadziły go do windy. Oboje weszli do środka, a Frank wcisnął przycisk z cyfrą 2.
Kiedy znaleźli się na górze, Frank nie czekając, aż drzwi windy otworzą się do końca, wystrzelił jak z procy, kierując się na drugi koniec piętra.
W końcu znaleźli się przed mlecznymi drzwiami, na których widniał duży, czerwony napis, zabraniający wejść do środka osobom nieupoważnionym. Frank wspiął się na palcach i próbował cokolwiek zobaczyć. Po chwili zza drzwi wyszła jedna z pielęgniarek.
- Przepraszam - Frank ją zatrzymał - Co się z nim dzieje? Znaczy się, chodzi mi o Gerarda Waya. Chłopaka, którego przywiozło pogotowie
- Lekarz właśnie przeprowadza mu płukanie żołądka. Za jakieś pół godzinki powinno wszystko być w porządku - uśmiechnęła się do niego uroczo.
- Czyli żyje? - spytał głosem pełnym nadziei.
- Żyje - zaśmiała się - Było ciężko, ale widać, że to silny chłopak. Proszę być dobrej myśli - odparła i wyminęła ich, znikając za rogiem.
Frank odetchnął z ulgą i przykucnął pod ścianą, nie mogąc ukryć szczęścia. Linda ukucnęła obok niego.
- Mówiłam, że wszystko będzie dobrze - szepnęła, czochrając mu włosy.
Iero usiadł pod ścianą. Nareszcie uspokoił rozbiegane myśli. Gerard żyje. To jest najważniejsze.
Jednak jego szczęście nie trwało długo.
Zza mlecznych drzwi zaczęły po kolei wybiegać pielęgniarki, krzycząc coś między sobą. Linda zaczepiła jedną z nich.
- Nagłe zatrzymanie akcji serca. Przepraszam, ale nie mamy teraz czasu - odparła szybko i pobiegła dalej.
Linda spojrzała na syna. Frank w momencie zbladł. Uśmiech zszedł mu z twarzy, a zamiast niego pojawiła się panika oraz łzy w oczach. Gwałtownie podniósł się i dopadł mlecznych drzwi, waląc w nie pięściami oraz wrzeszcząc niezrozumiałe słowa, które zlały się ze szlochem. Linda starała się go odciągnąć, jednak ten tylko mocniej się zapierał.
- Gerard!! - jego wrzask mroził krew w żyłach. Sama Linda patrząc na syna, miała ochotę zacząć żałośnie krzyczeć. Pielęgniarki biegały obok nich, wnosząc do środka przeróżne przedmioty, narzędzia. Nadal panował wśród nich okropny harmider, który wcale nie pomagał w tej sytuacji.
CZYTASZ
Bury Me In Black • Frerard
ФанфикRodzice szesnastoletniego Franka Iero kupują dom i wraz z synem przeprowadzają się do Jersey City. Młody chłopak zaczyna naukę w nowej szkole, poznaje nowych znajomych i natrafia na pewnego szatyna, który od razu budzi w nim nieznane dotąd uczucia...