Następny dzień był to pierwszy dzień grudnia. Wygląd Jersey City wcale nie przypominał typowego, zimowego miasteczka. Zamiast ulic przysypanych delikatną warstwą śniegu, bałwanów stojących przed domami i dzieci, które urządzały na chodniku bitwę śnieżną, miasto wyglądało wręcza banalnie, nie czuć było tej magicznej aury zbliżających się świąt.
Frank pragnął zostać w łóżku, okręcić się kołdrą, wtulić głowę w poduszkę i nie musieć spotkać się z brutalną rzeczywistością. Czekał na dzwięk budzika, wpatrując się w niego zaspanymi oczami. Wiedział, że na nic zdadzą się błagania, szlochy, płacze i tłumaczenie, czemu tak bardzo nie chce iść do szkoły. Linda i tak będzie kazała mu przestać marudzić i stawić czoła problemom.
Oczywiście, Gerarda na pewno nie będzie w szkole. Zapewne śpi gdzieś pomiędzy ruderą, a starym Chevroletem stojącym pod bramą złomowiska, nie pamiętając wydarzeń z tamtej nocy. Jednak najbardziej bał się spotkania z Mikey'em. Bał się spojrzeć mu w oczy, które w ostatnim czasie miały w sobie ten dziwny błysk bólu pomieszanego z zawodem, rozczarowaniem. Frank miał zaprowadzić go do brata, patrzeć, jak rzucają się sobie w ramiona w akcie pogodzenia. Zamiast tego Mikey był świadkiem totalnego dna, w które wpadł Gerard. Iero obwiniał za to siebie. Nie dopilnował czarnowłosego i przez to stało się to, co się stało.
Budzik zaczął dzwonić jak oszalały. Frank naciągnął kołdrę na głowę i jęknął przeciągle, zagłuszając szatańskie dzwięk.
Kiedy sygnał ucichł, zrobił dwa, głębokie wdechy i wychylił głowę.
Pora zmierzyć się z rzeczywistością...
***
Kolejny dzień zaczął się podobnie. Frank z trudem wygramolił się rano z łóżka i pełen niechęci oraz pesymizmu wyruszył do szkoły. Ta noc była dla niego wyjątkowo paskudna. Praktycznie w ogóle nie spał, już od rana ledwo trzymał się na nogach.
W końcu doczłapał do budynku szkoły i od razu skierował swoje kroki do szafki, w której zostawił kurtkę oraz zabrał parę podręczników, które niechlujnie wylądowały na dnie jego plecaka. Przecisnął się przez tłum na korytarzu i dotarł do stołówki. Niespecjalnie dbając o to, że wygląda jak siedem nieszczęść, opadł na miejsce przy stoliku, który zajmowała Jamia wraz z Mikey'em.
- Rany, Frankie. Wyglądasz strasznie - odparła dziewczyna troskliwym głosem.
- Skończył się korektor - wydukał, przecierając fioletowe sińce pod oczami.
- Może chcesz kawy? - spytał Mikey, który oderwał się od swoich notatek z angielskiego.
- Obejdzie się - wydukał, opierając czoło o blat stolika.
Przyjaciele wrócili do swoich zajęć. Mikey kontynuował naukę, a Jamia odrabiała zadanie z matematyki. Tylko Frank leżał bezwładnie, pragnąc tylko tego, aby ten dzień skończył się jak najszybciej.
Z rozmyślania o najlepszym i najmniej bolesnym sposobie na popełnienie samobójstwa wyrwał go dźwięk dzwonka oznajmującego rozpoczęcie się pierwszej lekcji w ten jakże żałosny, czwartkowy poranek. Ociężale podniósł się z miejsca i razem z Way'em skierowali się w stronę sali matematycznej.
***
Podczas przerwy na lunch całą trójką siedzieli ponownie przy ich stoliku na stołówce. Każdy przed nosem miał tacę z obiadem, jednak tylko dwoje z nich ochoczo pałaszowało posiłek.
- Może pójdę do łazienki - Frank odsunął od siebie tacę z rozgotowanym gulaszem.
- Iść z tobą? - Mikey podniósł głowę znad swojego talerza.
CZYTASZ
Bury Me In Black • Frerard
FanficRodzice szesnastoletniego Franka Iero kupują dom i wraz z synem przeprowadzają się do Jersey City. Młody chłopak zaczyna naukę w nowej szkole, poznaje nowych znajomych i natrafia na pewnego szatyna, który od razu budzi w nim nieznane dotąd uczucia...