Gerard jak najdelikatniej umiał usiadł na materacu obok Franka. Cały czas wpatrywał się w jego bladą, przerażoną i zatroskaną twarz. Wiedział, że pokazanie Iero jego miejscówki nie było dobrym pomysłem. Ale zrobił to.
Zapytacie zapewne- dlaczego ?
Otóż Frank był dla niego kimś... wyjątkowym. On jako jedyny nie bał się i za wszelką cenę starał się do niego dotrzeć. Podziwia go za to, że tak bardzo pragnie pogodzić jego i Mikeya. Może to właśnie ten mały, niepozornie wyglądający chłopiec sprawi, że jego życie wreszcie będzie takie, jak kiedyś ?
- Frank ? - Gerard nieśmiało dotknął zaczarowanego Iero. Ten przeniósł na niego swoje miodowe ślepia, świecące w świetle lampy. A może od łez, które niebezpiecznie się w nich gromadziły ?
Mały emos podpełznął do Waya i gwałtownie go przytulił. Gerard schował głowę w jego kurtkę, słuchając jak szybko bije jego równie malutkie serduszko. Niepewnie objął Franka, który po chwili zaczął głośno pociągać nosem tuż nad jego uchem.
- Ej, nie płacz Frankie - wydostał się z objęć młodszego i spojrzał na jego zapłakane oczy. Przekręcił głowę i leciutko dotknął jego rozgrzanego policzka swoją lodowatą dłonią.
- Przepraszam - załkał - Po prostu jest mi ciebie tak cholernie żal, Gee
- Niepotrzebnie - uśmiechnął się do niego ciepło - Mam tu wszystko, co mi jest niezbędne do życia. Nie musisz się tym aż tak przejmować
- Dlaczego mówisz o tym wszystkim z takim stoickim spokojem ? - Frank przetarł piąstką załzawione oczy.
- Bo na serio nie jest źle. Uwierz mi, że pierwsze miesiące były jeszcze gorsze. Najczęściej spałem na peronie, w parku albo pod sklepem. Parę razy dostałem, zostałem wyzywany od żuli i idiotów. Teraz, kiedy znalazłem sobie kącik, jest okej. Serio - Gerard oparł się o mur i przyciągnął do siebie młodszego, który szybko wtulił się w jego bok.
Przez chwilę siedzieli w zupełnej ciszy, napawając się swoją obecnością. Po jakimś czasie palce Gerarda zaczynały zamarzać, jednak nie chciał ruszyć nimi nawet o milimetr, żeby Frankie nie odebrał tego negatywnie. Na prawdę zależało mu na tym, żeby w tym momencie jego życia ktoś taki jak on był przy nim. Co z tego, że znali się niecałe dwa tygodnie. Gerard czuł, że ta malutka istotka nie pojawiła się w jego życiu przypadkowo.
- Może... może ja już będę się zbierał - Iero delikatnie się przeciągnął - Już dosyć długo mnie nie ma, rodzice pewnie się martwią
- Tak, jasne, rozumiem. Odprowadzić cię ? - Gerard od razu poderwał się ze swojego posłania.
- Nie, dzięki. Dam radę - Frank lekko się uśmiechnął i zapiął kurtkę pod brodę - Do jutra - nieśmiało podszedł do szatyna i przytulił go na pożegnanie.
- Do jutra - odparł Gerard. Frank przeskoczył przez wyrwę i ruszył w stronę domu, zostawiając Waya samego.
***
Było już grubo po północy, jednak Frank nadal nie mógł zasnąć. Rzucał się po łóżku, wstawał po cichu do łazienki i próbował napić się wody. Nic nie pomagało i jego oczy nie chciały się zamknąć. Ciągle myślami krążył wokół Gerarda. Ta sprawa nadal nie dawała mu spokoju. Chciało mu się płakać, kiedy pomyślał o tym, że tamten leży teraz owinięty w tysiące kocy, na twardym, niewygodnym kawałku materaca, w zimnie i całkowitej samotności.
W końcu nie wytrzymał. Wyskoczył z łóżka, włożył na siebie ubranie i po cichu zszedł na dół. Narzucił kurtkę i prawie bezszelestnie otworzył drzwi wyjściowe. Na zewnątrz panowały istne ciemności, ale pomimo paraliżującego strachu, Frank zbiegł po schodach i popędził w stronę złomowiska.
Kiedy dobiegł cały zmachany, rzucił się w stronę dziury budynku i zaczął odrzucał dwa razy większe od niego deski. W końcu wpełzł do środka i spotkał się ze świecącymi w ciemności, zielonymi tęczówkami. Ich właściciel siedział pod stertą kocy, owinięty nimi pod samą szyję i trząsł się z zimna.
- Frank ? Co ty tu robisz ? - spytał, odetchnąwszy z ulgą, że nie jest to policja albo jakiś uliczny gang.
Iero bez słowa rozwiązał kokon Waya i chwycił go za rękę, ciągnąc w stronę wyjścia. Nie dbając szczególnie o to, żeby zabezpieczyć dobytek przyjaciela, pociągnął go w stronę bramy wyjściowej i oboje pobiegli w stronę domu Franka, gnając przez ciemne ulice, oświetlone delikatnym światłem ulicznych latarni.
***
W końcu znaleźli się pod mieszkaniem szatyna. Frank wpuścił nadal mocno oszołomionego i wyrwanego ze snu Gerarda do środka, zamykając za nimi drzwi.
- Zwariowałeś ? - syknął Way, ściągając z siebie kurtkę.
- Chcę ci po prostu pomóc - wyszeptał Iero, odwieszając jego własność na wieszak. Następnie złapał delikatnie dłoń Gerarda i poprowadził go na górę, do swojego pokoju. Wyjął z szafy ubrania, które były w miarę duże oraz swój ręcznik. Podał zawiniątko Wayowi, który nadal nie mógł zrozumieć, co młodszy kombinuje.
- Trzymaj. Łazienka jest zaraz obok, po lewej. Tylko postaraj się nie za bardzo hałasować, żeby nie obudzić rodziców. Ja w tym czasie przyszykuję ci łóżko
- Frank... - Gerard spojrzał na przyjaciela swoimi zielonymi tęczówkami.
- Idź, idź. Później pogadamy - uśmiechnął się do niego zachęcająco. Kiedy nadal mocno oszołomiony chłopak opuścił jego pokój, Frank rzucił się do szafy po dodatkowe koce i poduszki. Uszykował sobie posłanie na dywanie, ustępując Gerardowi swojego łóżka. Zadowolony z efektu i słysząc nadal cichy szum wody za ścianą, zszedł na dół do kuchni. Przyszykował dla ich obojgu kanapki oraz wziął z lodówki sok jabłkowy. Z tym wszystkim wrócił na górę i postawił na łóżku. Sam przebrał się w piżamę i dopiero wtedy w drzwiach jego pokoju pojawił się Gerard. Ubrania Franka były na niego nieco za małe, dresowe spodnie uwydatniały jego białe łydki. Czarne włosy nieco jeszcze mokre lepiły się do jego twarzy. Po całym pokoju rozniósł się zapach kokosowego żelu pod prysznic Franka.
Iero usiadł na łóżku, stawiając sobie talerz z kanapkami na kolanach.
- Może masz ochotę na coś innego niż konserwy ? - spytał, uklepując miejsce obok niego. Gerard wdrapał się na łóżko i usiadł obok niego, nieśmiało biorąc z talerza jedną kanapkę.
Kiedy oboje byli już najedzeni oraz napici, każdy ułożył się na swoim posłaniu, a Frank zgasił światło. Wtulił się w swoją poduszkę i chociaż wcale nie było mu wygodnie na dywanie, próbował zasnąć. Chociaż kiedy wiedział, że Gerard jest bezpieczny, oczy same kleiły mu się do snu.
Już prawie odpływał do krainy Morfeusza, kiedy usłyszał skrzypnięcie łóżka.
- Dziękuję - usłyszał cichy szept Gerarda. Mimowolnie uśmiechnął się do niego w ciemności i wymruczał, żeby ten poszedł już spać, bo jutro trzeba rano wcześnie wstać.
Po chwili oboje zasnęli.
***
Rano Franka obudził dźwięk budzika. Mocno obolały i ledwo przytomny po praktycznie nieprzespanej nocy, wyłączył szatański dźwięk i podniósł się do siadu. Leniwie się przeciągnął i otworzył zaspane oczy. Spojrzał w kierunku swojego łóżka, jednak nie ujrzał tam czarnowłosego, tylko perfekcyjnie zasłane posłanie. Na środku łóżka leżała niewielka karteczka. Frank podniósł się z podłogi i chwycił świstek w swoje ręce.
,, Dziękuję jeszcze raz. Do zobaczenia w szkole - Gerard ♥ ''
Przepraszam za moją tragiczną aktywność, nie tylko pod tą książką. Niestety, ale Wattpad zaczyna się buntować i jakoś nawet nie mam ochoty nic pisać i się denerwować, że nie zapisze mi ponad połowy rozdziału. Niech to naprawią, pls
Piszcie co u was, jak życie itd. Może Watt się zlituje i pokaże mi komentarze :/
Lof ju
- Milky ♥
CZYTASZ
Bury Me In Black • Frerard
Hayran KurguRodzice szesnastoletniego Franka Iero kupują dom i wraz z synem przeprowadzają się do Jersey City. Młody chłopak zaczyna naukę w nowej szkole, poznaje nowych znajomych i natrafia na pewnego szatyna, który od razu budzi w nim nieznane dotąd uczucia...