7

7 1 0
                                    

Wedle życzenia dotarłaś do miasta, gdzie zostałaś pozostawiona na własną rękę. Na twoje nieszczęście była już dość późna pora, toteż małe miasteczko pogrążyło się we śnie, zamknęło ciężkie, żelazne kurtyny powiek w postaci zasłon antywłamaniowych sklepów i innych miejsc użytku publicznego. Śnieg zaczął prószyć coraz mocniej, co również nie przemawiało na twoją korzyść. Zrobiłaś się już głodna i wystawiona na tęgi mróz szybko zaczęłaś szczękać zębami z zimna.

W wąskich uliczkach mrok rozpraszany był za sprawą żółtego, ciepłego światła latarni ulicznych. Przemierzałaś jedną za drugą, szukając jakiegoś punktu zaczepienia - żeby tu była chociażby jakaś speluna, w której mogłaś skryć się przed świszczącym ci w uszach wiatrem! Ale nie. Wszystko wydawało się być martwe i opuszczone. O tej porze wyglądało na to, że wszyscy już udali się do domów i tylko z okien prywatnych mieszkań dochodziły cię jakieś stłumione odgłosy oraz blask świateł. Jeśli nie znalazłabyś żadnego innego wyjścia, zapewne zmuszona byłabyś zapukać do czyiś drzwi, prosząc nieznajomych o pomoc, gdyż w końcu kwitnięcie na zimnicy do rana wydawało się mało przyjemnym oraz mało realistycznym planem do zrealizowania. Niemniej, rozważałaś takowe posunięcie jako ostatnią deskę ratunku. Nie miałaś za bardzo ochoty na siłę wpychać się do cudzego mieszkania.

W końcu wyszło na to, że przeszłaś całą senną mieścinę, gdyż nagle znalazłaś się na obrzeżach miasta, gdzie kończyły się już zabudowania, które dalej z powrotem ustępowały miejsca ścianie lasu. Westchnęłaś ciężko i zamierzałaś zawrócić, szukając pomocy w pierwszym lepszym domu, na który byś się natknęła, kiedy niespodziewanie usłyszałaś za sobą głośny świst powietrza i dziwny odgłos, który aż do złudzenia przypominał trzepot ogromnych skrzydeł. Zdziwiona obróciłaś się na pięcie, żeby stanąć twarzą w twarz z mężczyzną, który pojawił się za twoimi plecami dosłownie znikąd. Drgnęłaś zaskoczona, lustrując uważnie, podejrzliwie, nauczona poprzednimi doświadczeniami, żeby nie ufać byle komu jego przystojną, bladą twarz w oprawie kruczo czarnych, długich włosów, które spływały kaskadami na materiał jego również ciemnego, tradycyjnego stroju. Spod ukośnej grzywki wyglądały na ciebie orzechowe, głębokie oczy, które mierzyły cię chłodnym i bezlitosnym spojrzeniem.

- Zgubiłaś się, panienko? - zapytał uprzejmie.

- Ja... cóż... - westchnęłaś ciężko. - Wracałam do domu, ale mój samochód się zepsuł i został na drodze. Myślałam, że znajdę w mieście jakiegoś mechanika, ale zrobiło się już późno i wszystko jest zamknięte - wytłumaczyłaś.

- Och, co za szkoda - pokręcił głową z pożałowaniem dla twojej sytuacji. - Mogę ci jakoś pomóc? - zapytał.

a) - Doceniam twoją chęć pomocy, jednak poszukam jakiegoś schronienia w mieście i pójdę do mechanika rano - oświadczyłaś. ⇻ przejdź do 14

b) - Cóż... Nie chciałabym być dla ciebie ciężarem, jednak nie znam tu nikogo, a poza tym wygląda na to, że i tak nic dzisiaj nie wskóram - zaczęłaś niepewnie. - Czy mogłabym się u ciebie zatrzymać na noc, jeśli to nie problem i pójść do mechanika z samego rana? - zapytałaś z nadzieją. ⇻ przejdź do  

"Noworoczna gra z dreszczykiem"Where stories live. Discover now