Droga wzdłuż klifu wydawała się przeciągać w nieskończoność. Baekhyun bardzo starał się nie patrzeć na Chanyeola. Chanyeol jeszcze bardziej starał się patrzeć na jezdnię. Jego serce dudniło w jego piersi mocniej niż kiedykolwiek wcześniej.
trzepot-trzepot. trzepot-trzepot. trzepot-trzepot.
W myślach wciąż odtwarzał ich pocałunek. Wiedział, że to było złe na wielu poziomach. Nie był gejem. Nie był nawet bi. Miał dziewczynę, o której tak jakby zapomniał aż do teraz. Cholera, przeklął w myślach. Ale kiedy spojrzał w bok, na Baekhyuna wypatrującego za okno w tak cicho idealnym pięknie, te wszystkie rzeczy wydawały się znikać. Wszystko, o czym mógł myśleć, to różowe usta Baekhyuna i to, jak czuł się, kiedy były one przyciśnięte do jego własnych. Poczuł, jak jego penis rośnie w jego spodniach. Jęknął i potarł nos, prowadząc.
Baekhyun obserwował Chanyeola. Widział stres na jego twarzy. 'jestem takim cholernym problemem dla wszystkich' było wszystkim, co miał w myślach. Jessica miała rację. Był frajerem. Westchnął i oparł się o siedzenie. Był tak egoistyczny. Czuł coś wewnątrz rosnącego do Chanyeola. Zaczęło się jako nasionko, posadzone nad sakurą i latte o smaku orzecha laskowego, ale zapuściło korzenie i wyrosło i rozrosło się w całym jego ciele. Tak dobrze bawił się z nim na plaży. To było tak komfortowe, łatwe i tak przeciwne do spędzania czasu z Jessicą. Kiedy był z Chanyeolem, czuł się jak prawdziwy Baekhyun. Prawdziwy, pieprzony, frajer.
Ranisz go.
Jego serce nie powinno bić.
Możliwe, że go zabijasz.
Odsunął te myśli na bok. Chociaż raz, tylko dziś, chciał być samolubny.
Chanyeol zatrzymał samochód i weszli do domu. Słońce zachodziło, a temperatura zaczynała spadać. -Chcesz zejść na dół na piasek czy zostać tutaj? -spytał Chanyeol.
Baekhyun nie był przyzwyczajony do bycia pytanym, czego chce. -Zostać tutaj. -odpowiedział.
Usiadł przy długiej ławie w ogromnej kuchni, kiedy Chanyeol zajął się rzeczami, które wyjmował z szafek. Przesunął butelkę po blacie w stronę Baekhyuna. Tequila.
-Skończyło mi się wino. -powiedział. -Chcesz Margaritę? -Baekhyun potaknął, przełknął ciężko i poruszył się w swoim siedzeniu. Był słaby w piciu. Dwie Margarity i będzie na podłodze. Chanyeol uśmiechnął się do niego i znalazł salsę w szafce, a potem awokado w misie pełnej owoców. To była dobra wymówka, żeby zrobić nachos.
Chanyeol znalazł sobie zajęcie, aby ukryć swoje nerwy. Nie mógł przestać wpatrywać się w drobnego mężczyznę siedzącego idealnie na stołku w kuchni. Moment w parku, kiedy ich usta się spotkały, a sakura opadła, był niebiański. Chciał tego jeszcze raz. Chciał tego milion razy. Zmiksował tequilę, limonkę i lód i wlał je w dwie duże szklanki. Miał nadzieję, że Margarity pomogą.
Godzinę i dwie Margarity później, Baekhyun tylko chichotał. Leżał na plecach na jednej z wielkich kanap na dworze na patio Chanyeola. Jego ręce były uniesione za jego głową, a pasek skóry pomiędzy jego koszulką, a spodniami był widoczny. Bryza była chłodna, ale Margarity sprawiły, że było mu ciepło i nie zauważył nagiej skóry. Chanyeol za to, zauważył. Alkohol sprawił, że jego umysł był zamglony i ciepły i czuł, jak porusza się w spowolnionym tempie. Cicho przeklął na siebie, nie mając żadnej kontroli, jednak chociaż ten jeden raz zobaczył coś, czego zapragnął, i ruszył po to.
Przysunął się do kanapy, na której rozłożone było drobne ciało Baekhyuna. Jego duże dłonie pogładziły delikatną skórę mniejszego tam, gdzie była wystawiona na widok nocy. Baekhyun podniósł się i spojrzał na niego. Wiedział, że nie powinni, wiedział, że to było złe, ale dlaczego to było takie dobrze? Sięgnął swoimi drobnymi palcami i odnalazł włosy Chanyeola, kiedy ten przesunął się pomiędzy jego kolana. I kiedy fale zderzyły się ze skałami pod nimi, a zimna bryza owiała noc, znów się pocałowali. Zaczęli delikatnie i powoli, jednak alkohol w ich ciałach wymazał ich ograniczenia. Chanyeol przysunął się, pocałował Baekhyuna mocniej, i ewentualnie znalazł się nad drugim mężczyzną.
TRZEPOT-TRZEPOT. TRZEPOT-TRZEPOT.
Jego serce dudniło stałym rytmem, ciężej niż kiedykolwiek wcześniej, i to było cudowne uczucie. Nigdy nie czuł się tak żywy.
Baekhyun położył się na kanapie. Jego drobne dłonie zacisnęły się mocno na włosach Chanyeola, kiedy wciągnął go na siebie. Chanyeol podtrzymał się rękami, aby nie ścisnąć drobnego mężczyzny pod sobą, jednak Baekhyun się nie bał. Wszystko o czym mógł pomyśleć, to Chanyeol na nim. Kiedy się całowali, znów poczuł, jak jego członek znów rośnie, twardy i skrępowany wewnątrz jego spodni. Jęknął ocierając go o udo Baekhyuna, którego usta odłączyły się od ust wyższego. Desperacko potrzebował tlenu i kiedy wciągał powietrze, czuł, jak usta Chanyeola schodzą niżej, na jego szyję i ssą jej skórę. Palce Chanyeola rozwiązały choker Baekhyuna, który po chwili wylądował na ziemi. Kiedy podgryzał, lizał i znajdywał wszystkie miejsca sprawiające Baekhyunowi przyjemność, młodszy poczuł jak jego własny penis wraca do życia i plami wnętrze jego bokserek.
Chanyeol wrócił ustami do tych Baekhyuna. Te różowe usta, o których cały czas myślach, w końcu był całe dla niego. Złapał dolną wargę między zęby, przygryzając ją lekko i sprawiając, że Baekhyun jęknął i wił się pod nim. -Jesteś tak kurewsko piękny Baekhyun. Jesteś idealny. -te słowa wydobyły się z jego ust bez jego wiedzy. Wypchnął biodra w stronę ciepłego ciała pod sobą i im bardziej Baekhyun reagował na jego ciało, tym bardziej chciał na niego napierać.
Chanyeol wsunął jedną dłoń pod koszulkę Baekhyuna, w końcu odnajdując gładką, mleczną skórę, o której fantazjował, przesuwając palcami po długości jego żeber. Kiedy pochylił głowę, aby znów poczuć smak ust Baekhyuna, usłyszał huk zamykanych drzwi.
-Channie. Gdzie jesteś? Próbowałam się do ciebie dodzwonić, ale nie odbierałeś.
Kurwa.
Chanyeol odskoczył od Baekhyuna, który podniósł się w pośpiechu. Desperacko próbował ułożyć włosy i swoją pogniecioną koszulkę. Chanyeol wygładził swoje własne włosy zanim Tiffany dołączyła do nich na patio. -Próbowałam się do ciebie dodzwonić. Och. -powtórzyła swoje wcześniejsze słowa zanim spojrzała na Baekhyuna z opuchniętymi ustami, przyciemnionym wzrokiem, siedzącego naprzeciw Chanyeola na patio.
-Hej. Jestem Tiffany. -przedstawiła się.
-Baekhyun. -powiedział zanim oparł się o kanapę.
-Och. Baekhyun. -powiedziała do siebie. Zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów. Wyglądał na pijanego. Jego włosy były w bałaganie i wyglądał według niej jak bezdomny. Zauważyła jego poszarpane spodnie i ciężko znoszone buty. Zobaczyła choker leżący na ziemi. Krytycznie oceniła jego twarz. Dlaczego miał na sobie tyle makijażu?
Chanyeol chrząknął nerwowo. Chciał, żeby wyszła. -Tiffany, po co tu jesteś? -to zabrzmiało bardziej niemiło, niż zamierzał.
-Jestem twoją dziewczyną. -odwróciła się, a jej oczy ciskały ostrza.
-Wiem. I dałem ci klucze na sytuacje awaryjne. Nie po to, żebyś wchodziła do mojego domu nieproszona. -jej oczy wypełniły łzy.
-Nie wiedziałam, że potrzebuję zaproszenia. -odwróciła się i weszła do środka.
-Wybacz. To chyba trochę popsuło atmosferę. -Chanyeol spojrzał na ziemię. Baekhyun uśmiechnął się do niego.
-Może to dobrze.
Chanyeol potrząsnął głową. -Nie. Nie dobrze. Chcę cię, Baekhyun. -jego intensywne spojrzenie wywołało dreszcze w ciele Baekhyuna. On też go chciał. Jego umysł mógł zaprzeczać ile chciał, jednak jego ciało i serce miały swoje zdanie.
-No to się jej pozbądź. -wyszeptał Baekhyun. Nadal miał wystarczającą ilość Margarity w ciele, żeby czuć się odważnym. To było teraz albo nigdy.
-Mam lepszy pomysł. -tequila buzująca w ciele Chanyeola sprawiła, że czuł się dziko nieskrępowany, i wstał, sięgając po kilka dużych koców plażowych, które trzymał na patio. -Idziemy.
Baekhyun wstał i ruszył za nim po schodach, śmiejąc się z nim cicho, kiedy zeszli na plażę.
CZYTASZ
hush [TŁUMACZENIE]
Fanfiction"Drzwi otworzyły się i zderzyły z Chanyeolem, sprawiając, że jego kawa rozlała się wszędzie, po jego ubraniach, po podłodze. Sprawca tej tragedii, drobny mężczyzna z brąz włosami, pozbierał szybko swoje rzeczy, które także rozsypały się wokół. -Och...