Przez resztę dnia nie miałem ochoty wychodzić z pokoju. Nie wiem czemu bogowie nie są mi przychylni, więc nie chcę się wychylać. Najlepiej było by nie pokazywać się przez kilka dni, ale nie wysiedzę tutaj tyle! I jeszcze mam umówione spotkanie... Cóż, nie zabiją mnie za to, że żyję. Chyba...
Ach! Znowu słońce... Muszę coś dzisiaj znaleźć na te okna!
Wstałem szybko i przebrałem się, po czym zbiegłem na parter. Zamówiłem dla siebie kanapki, które szybko dostałem, a mały jak zwykle dostał mięso. Mały żarłok pojękiwał, że chce więcej. Mowy nie ma, zbankrutuje jeśli pozwoliłbym mu jeść tyle, ile chce.
Plany na dziś, hm... Iz będzie pewnie znowu zajęta, nadal nie skończyła tej wielkiej pracy papierkowej. Mój "strażnik", cóż... Gdzieś zniknął, nie ma go przy mnie od kiedy się obudziłem. Prawdopodobnie zwiedza albo czegoś szuka, ale kto wie czego. Wychodzi z tego, że coś o magii albo rozpoczęcie treningu trzeba przełożyć.
Pozostaje już tylko jedno, staruszka mówiąca po elficku - Egna. Miałem jej pomóc z duchami, ciekawe co to będzie. Właśnie! Może jeszcze powie mi o co chodzi z tą zamkniętą zmorą. I jak jej nie wypuścić lub nawet zniszczyć. Plan dnia ustalony, można ruszać!
Pobiegłem na górę, chwyciłem mój standardowy sprzęt na wyjście - torbę i miecze - i zbiegłem na dół. Liberge podążał za mną zdezorientowanym wzrokiem. Wziąłem go na ręce i wybiegłem z gildii, po czym położyłem zwierzaka na ziemi.
-Słuchaj, jeśli chcesz zjeść coś więcej musisz sam tego poszukać, bo ja ci nie dam. A dzisiaj możesz poszukać czegoś dla siebie. Ja idę do tej starej babci od ziół, więc ty raczej nie pójdziesz ze mną. Tylko uważaj na dzieciaki, nie daj się im pobić - powiedziałem pouczająco do szczeniaka, na co zaszczekał radośnie i wyszczerzył małe kiełki, po czym zaczął węszyć i pobiegł w swoją stronę.
Dobra. On rozumie, więc nie muszę się nim przejmować. Ruszyłem w swoją stronę i bez problemu dotarłem do starego parku. Dotarłem ścieżką do chatki. Delikatny wiatr niósł ze sobą zapach ziół z środka i poruszał liśćmi drzew, tworząc przyjemny szum. Jak zwykle to miejsce jest spokojne i odcięte od gwaru miasta. Oraz czystsze od ulic. Chyba będę tutaj czasami przychodził dla odpoczynku.
Wszedłem do chatki, gdzie staruszka krzątała się między roślinami zawieszonymi pod sufitem.
-Jestem, Egna - odezwałem się.
-Och - obróciła się w moją stronę - Jesteś. Myślałam, że nie pojawisz się już.
- Przepraszam, że cię zmartwiłem - przeprosiłem uprzejmie. Nie mam zamiaru przepraszać każdego, ale ją chcę. Chcę poznać jej wiedzę, więc wymaga to pewnej uprzejmości - Miałem pewną sprawę do zrobienia, trzeba było odesłać ducha.
-Odesłać, mówisz? - spojrzała na mnie bardziej przenikliwie, a jej zmróżone oczy otworzyły się, błyszcząc.
-Tak. Ludzie z gildii pomogli mi i opłacili kapłana. Okazało się, że nawet kapłan miał problem i musiał szukać rytuału w archiwum świątyni. Finalnie chyba cała świątynia była obecna.
-Ciekawe... - mruknęła pod nosem - Zakładam, że niektórzy nie dowierzali i mieli zaskoczone miny. Pewnie trudno było przekonać kapłana, gdy oni zakładają, że duchy już nie chodzą między ludźmi. A prawda jest jednak inna...
-Nie wiem, nie byłem wtedy obecny. Mówiłaś, że chcesz, żebym pomógł ci z duchami. Jak mam to zrobić? Mówiłaś coś o tym, że ludzie nie chcą cię wpuszczać do siebie, gdy wiesz, że jest u nich duch.
-Tak... To przykre, że odmawiają pomocy, mimo że czasami ich życie może być zagrożone... Chciałam, byś przeszedł się po mieście i rozejrzał, czy w czyichś domach nie ma złośliwych duchów.
-Nawet jeśli tak mówisz, jak mam wejść do środka?
-Żeby je zobaczyć nie zawsze musisz wejść do danego domu.
-Ale żeby je wypędzić już tak.
-Ach... Na razie poszukaj ich dla mnie i postaraj się zapamiętać jak wyglądają. Wtedy będę wiedziała, jak je wypędzić.
-Przygotujesz coś na nie? - patrzyłem na nią, nie mogąc powstrzymać ekscytacji.
-Tak, są pewne zioła odstraszające złe moce, ale też pewne amulety, choć nie umiem ich stworzyć, a sama muszę mieć jakieś.
-Więc mam zapamiętać jak wyglądają? A skąd mam wiedzieć, że są złośliwe?
-Cóż... Zazwyczaj ludzie kłócą się w środku albo są jakieś głośne hałasy... Choć nie zawsze to się sprawdza.
Wiedząc już mniej więcej czego szukać, wyszedłem. Gdzie powinienem pójść? Na głównej ulicy handlowej jest głośno, niczego tam nie usłyszę poza kłótniami między handlującymi. Może zacznę od tej dzielnicy? Jest cicha i spokojna.
Wyszedłem z parku i krocząc przed siebie, znalazłem się na ulicy. Nie była zbyt szeroka i łatwo można było zobaczyć z okien jednego domu, co dzieje się naprzeciwko. Zapewne nie jest to komfortowe. Pewnie dlatego w większości okien wiszą zasłony, niektóre są dość grube i wątpię, by przepuszczały światło.
Rozglądałem się, idąc powoli, jednak nie sądzę, bym zobaczył coś przez te zasłony. Na dodatek ta spokojna atmosfera, skąd tutaj miałyby być jakieś złośliwe duchy? A może właśnie dlatego, że jest spokojnie będzie tu jakiś by zrobić zamieszanie?
Szedłem zrelaksowany przez pewien czas, aż dotarłem prawie do końca ulicy. Nagle usłyszałem hałas w jednym z mieszkań, coś chyba się stłukło. Podszedłem do okna i dzięki odsłoniętym zasłoną mogłem zajrzeć do wnętrza pokoju. Naprzeciwko okna, w pewnej odległości, była ściana, pod którą stał mały kredens. Przy nim klęczała kobieta i zbierała coś z podłogi. Natomiast na kredensie siedział mały i brzydki stworek, który śmiał się, odsłaniając krzywe zęby w wielkich ustach.
Miał pomarszczoną skórę na głowie, małe zmrużone oczy, krzywy nos, był lekko przygarbiony, miał długie ręce i dziwny, puszysty ogonek. Spojrzał prosto na mnie i uśmiechnął się. To jakieś szkardztwo... I raczej zalicza się do złośliwych.
-Ech... To już kolejny wazon, który sam się zbił... A był taki piękny....
Z całą pewnością złośliwe. Zeskoczyło z mebla i kuśtykając na krótkich nóżkach, podbiegło do uchylonego okna, po czym na nie wskoczyło. Przyglądało mi się z tym brzydkim uśmiechem i wyciągnęło długą łapę w stronę moich włosów. Zareagowałem natychmiast; wyciągnąłem jeden z mieczy z torby i przyłożyłem płaską częścią ostrza prosto w twarz tego czegoś.
Stwór zawył i zwalił się do wnętrza domu, przewracając przedmioty w środku. Teraz jego brzydka twarz będzie jeszcze brzydsza. Przez powstały hałas kobieta obróciła się w moją stronę, a jej twarz wykrzywiła się w niezadowolonym grymasie.
-Co ty tutaj robisz, gówniarzu?! Poszedł już, bo wezwę straż! - krzyknęła i chwyciła pierwszą lepszą rzecz, którą okazała się drewniana figurka, po czym rzuciła nią we mnie.
Uchyliłem się, a przedmiot wypadł przez okno i poleciał na ziemię. Lepiej stąd szybko zniknąć... Przemknąłem pod oknem i szybko pobiegłem do końca ulicy. Uf, ta kobieta powinna uważać, czym rzuca. Poprawiłem torbę na ramieniu i wyszedłem zza rogu.
Niespodziewanie uderzyłem w przeszkodę. Spojrzałem w górę i zobaczyłem grupę czterech dzieciaków. Wszyscy byli starsi i odwrócili się do mnie. Zrobili wykrzywione miny i patrzyli gniewnie. No nie, powtórka z rozrywki?
CZYTASZ
Drugie życie Rushder'a Vergim [Porzucone]
Fantasy"Ostatnie chwile Władcy Demonów" i "Ostatnie chwile Władcy Demonów... A może jednak nie...?" to prologi do tej serii. Historia dzieje się po odrodzeniu Władcy Demonów - Rushder'a Vergim. Dostaje nowe imię - Rad - i wędruje po świecie próbując odzys...