Rozdział 4 - W lesie również jest...

125 14 3
                                    


Mam nadzieję, że dopiski w tekście nie będą przeszkadzać w czytaniu :D

-----

Kiedy się ocknąłem było późne popołudnie. Wszystko mnie bolało, nie miałem siły wstać. Leżałem tak nie wiem, ile czasu, aż mogłem się podnieść. Mimo bolących mięśni wstałem i rozejrzałem się. Jeszcze nic nie znalazło tego miejsca, ale zapach krwi z pewnością zdążył rozprzestrzenić się daleko.

Lekko się chwiejąc, opuściłem to miejsce i udałem się w dalszą drogę. Na pewno nie będę używał [Cienia] w najbliższym czasie. Za bardzo nadwyręża to ciało. Muszę nadrobić stracony czas.

Postanowiłem, że będę iść całą noc. Wychodziło wiele stworów, a ja starałem się większość omijać. Nie wiem jak, ale udało mi się uniknąć wszystkich do świtu. Później nie dałem rady iść ze zmęczenia. Trochę zjadłem i oparty o miecz zasnąłem.

Obudziłem się, kiedy słońce było już wysoko na niebie. Wyciągnąłem się, ziewając i ruszyłem dalej.

Kolejne trzy tygodnie spędziłem, podróżując i walcząc czasami ze stworami podobnymi do tych wilków. To znaczy zwierzętami, na które wpłynęła magia np. z niedźwiedziami. Udało mi się pozbyć przeciążenia ciała po użyciu [Cienia], ale i tak po nim muszę odpoczywać. Ech, co za utrapienie... Ale raczej nic z tym szybko nie zrobię.

Nadal podróżowałem traktem na piechotę. Ech, nie ma tu żadnych charakterystycznych punktów, więc nie wiem, gdzie dokładnie jestem... Nagle wyczułem całkiem niedaleko słabą, magiczną energię. Postanowiłem zejść z drogi i udałem się w kierunku, z którego wyczuwałem ją. Szedłem kilka dobrych minut i trafiłem na polanę. Unosiła się tutaj magiczna moc, ale nie mogłem wyczuć jej źródła. Postanowiłem tu trochę trenować; nawet jeśli nie mogę jej zebrać i wchłonąć trening w takim miejscu będzie efektywny i wzmocnię wytrzymałość.

Kilka godzin ćwiczyłem z jednym mieczem. Zmęczony przekąsiłem coś i zasnąłem na środku polany.

Obudziły mnie dziwne odgłosy. Rozglądnąłem się wokół. Czy ta polana nie powinna być większa? Nagle gałęzie drzew nienaturalnie zafalowały. Drzewa zaczęły zmieniać kształty i po chwili byłem otoczony przez entów.

Teraz wiem czemu przy polanie było tyle drzew! Cholera, jak mam się wydostać przez te pniaki?! Nienawidzę być otoczony, czuję się wtedy jakbym się dusił! Jeśli będzie trzeba, nadwyrężę to ciało! Byle tylko się stąd wydostać!

Chwyciłem w obie ręce po jednym mieczu w każdej. Używając mrocznej energii na rękach sprawiłem, że mogłem swobodnie trzymać ostrza. Rozłożyłem ręce po bokach, by wyprowadzić szerokie cięcia, jeśli zaatakują. Jeśli zrobią to z dołu będzie ciężko mi to zablokować, ale nie pokonają mnie tak łatwo!

Krąg zacieśniał się coraz bardziej. W pewnym momencie zobaczyłem wyłaniającego się z tłumu starego enta dębu. Zbliżył się do mnie i pochylił nade mną swoje gałęzie. Patrzyłem na niego wrogo gotowy do ataku.

Gdybym miał moje poprzednie ciało mógłbym pokonać ich w kilka chwil! Pociął bym ich na kawałki moim pięknym Dhu Gláeddyv¹! Tak mi go brakuje! Nawet jeśli bym go nie miał, mógłbym je spalić! Ale muszę się zadowolić tymi dwoma mieczami, które już są trochę tępe... Grrr... Zresztą już na początku nie były dobrej jakości.

Nagle stało się coś nieoczekiwanego, ent przemówił. Jeszcze dziwniejsze, że mówił w ludzkim języku.

-Czemu tu jesteeeś? I kim jesteeeś? Ty... Nieee jesteeeś człowieeekieeem... Maszzz w sobieee... Cośśś, czeeego od daaawna nieee byłooo w tyyym mieeejscu... I świeeecie... Mroczneee źródłooo... Czeeego chceeeszzz...? - powiedział stary ent, przeciągając słowa.

Stałem kompletnie otępiały. Jak taki prymityw mógł wyczuć moją głęboko schowaną energię? Enty nie są zbyt inteligentne, ale mają jakąś wiedzę i umiejętności uczenia się. Musiał być naprawdę stary; bardziej spodziewałbym się po nich znajomości mowy elfów niż ludzi. Musi pamiętać czasy, gdy było mnóstwo demonów na świecie. Patrzyłem na niego chwilę i kierując ostrze w lewej ręce w jego stronę, odpowiedziałem.

-Jestem tu przypadkiem, nie mam zamiaru niczego robić z 'tym miejscem'. Możecie tu zostać, a ja pójdę daleko stąd.

Powiedziałem powoli, żeby zrozumiał. Spojrzał na mnie przenikliwie, a ja czułem jakby przeglądał moją historię. Cholera! Myśląc o nich, użyłem słowa 'Gleanna', która w elfickim oznacza dolinę. Teraz na pewno mnie nie wypuści! Jestem taki nierozważny! To wszystko przez to ludzkie ciało!

-Więęęc jesteeeś jeeednym z niiich... Dlaczeeego maszzz to ciaaało...?

-Nie muszę ci odpowiadać - powiedziałem z jadowitym sykiem w głosie.

Przyjąłem pozycję do ataku. Nie będę się dłużej powstrzymywać, jeśli będzie podejrzany.

-Więęęc odeeejdź, D'yaebl²! - powiedział gniewnie, odsuwając się. Reszta entów zrobiła mi wyjście z polany.

Nie wiem, co go skłoniło do puszczenia mnie. Zazwyczaj jeśli złapią jakiegoś demona niższej rangi zostaje on zaduszony korzeniami. Może moja pierwsza kwestia albo to, że chciałem go zaatakować? A może wyczuł moją mroczną energię szykującą się do opuszczenia ciała? Kiedy jestem rozgniewany, zdenerwowany albo wkurzony mroczna energia sama się zbiera i opuszcza ciało.

Zazwyczaj kiedy demony walczą ze sobą przed walką z przeszywającym rykiem uwalniają mroczną energię, która wydostaje się z ich ciał. W zasadzie jest ona jak bestia na uwięzi.

Szybko ruszyłem utorowaną drogą. Nie mam zamiaru zostać tu dłużej. Może sobie myśleć, że mnie przegonił, że uciekłem. Nie obchodzi mnie to! Jak tylko wystarczająco się wzmocnie mogę wrócić i pozbyć się ich, hehehe.

Kilka minut później byłem z powrotem na trakcie. Postanowiłem więcej z niego nie schodzić. Nie mam zamiaru natknąć się na kolejne enty. A w lesie takim jak ten mogą być ich trzy grupy. Nie chce mieć powtórki z rozrywki, jedna taka starczy na razie. Zwłaszcza jeśli te inne nie będą mieć Starszego i od razu mnie zaatakują.

¹ - Czarny Miecz

² - diabeł

Zapożyczone ze Starszej mowy z sagi Wiedźmin.

Drugie życie Rushder'a Vergim [Porzucone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz