Rozdział 15 - Ile kłopotów jeszcze...

77 13 0
                                    

Po powrocie poszedłem spać. Następnego dnia po śniadaniu wykłócałem się z Izabelą, że nie chcę, żeby wszędzie ze mną chodziła. Ona jednak była uparta, twierdziła, że jestem za mały, nie znam drogi, zgubię się i tym podobne. W pewnej chwili wtrącił się pan Grund, mistrz gildii.

-Iz, mały twierdzi, że sobie poradzi, prawda? - spytał mnie.

-Tak - odpowiedziałem - Mam mapę i wiem gdzie szukać.

-No właśnie, poza tym masz swoje obowiązki, których ostatnio nie wypełniłaś - łypnął na nią okiem.

-To... To dlatego, że opiekowałam się Rad'em - odpowiedziała nerwowo.

-Jeszcze zanim on tutaj przyszedł nie robiłaś tego. Trafił tutaj zaledwie dwa dni temu, a ty obijasz się od tygodnia. Na moim biurku jest stos papierów, które powinnaś była wypełnić! Poza tym ten malec jest niesamowicie zaradny jak na swój wiek. Jestem pewien, że sobie poradzi. No, idź już. Masz to wszystko skończyć w przeciągu trzech dni!

-Panie Grund... - jęknęła Izabela. Uh, papierkowa robota musi być straszna - Rad, ale ty mnie potrzebujesz, prawda? Nie umiesz przecież czytać mapy - powiedziała patrząc na mnie z nadzieją. Jest upartą i kłopotliwą siostrzyczką. No i nie chce mi się z nią wszędzie chodzić. Nie mam pojęcia czemu, ale czuję się wtedy zażenowany.

-Powodzenia, siostrzyczko Iz - pomachałem jej.

-Niemożliwe... - jęknęła ponownie. Mistrz gildii popchnął ją w stronę schodów na piętro, gdzie był jego gabinet i czekająca na nią robota - Tyle papierów... I to w trzy dni... Będę musiała zarwać nocki... I nie będę mogła schodzić na dobre obiady... - było słychać jej marudzenie. Zaśmiałem się pod nosem, teraz jestem wolny i mogę chodzić, gdzie mi się podoba. Hehehe.

-Mały - powiedział do mnie pan Grund - Wiem, że jesteś zaradny i poradzisz sobie, ale uważaj. W tym mieście nie zawsze jest bezpiecznie, więc chodź tylko głównymi ulicami - powiedział mierzwiąc mi włosy. Ten gest był miły, ale z jakiegoś powodu mnie irytował. Przyjrzałem się mapie i ustaliłem, gdzie mam iść do tej staruszki od przepisu. Niestety w zadaniu nie było podane jaki to ma być przepis, a to by znacznie ułatwiło sprawę. Ruszyłem ulicami i szukałem tego domu. Droga głównymi ulicami byłaby strasznie długa więc postanowiłem skorzystać z bocznych mimo ostrzeżeń mistrza gildii. Przemknąłem niezauważony przez kilka, byłem blisko gdy drogę zagrodził mi chudy chłopak. Miał ciemne, krótkie włosy, pomarańczowe oczy i duże kocie uszy. Miał krótką zużytą pelerynę z kapturem, za dużą koszulę w szare paski, krótkie spodnie i znoszone buty. Przy pasie miał nóż, a za nim na boki poruszał się ciemny ogon. Wyglądał na cwaniaczka. Spojrzał na mnie mierząc mnie wzrokiem i patrząc na moje miecze.

-Hej, mały jeśli chcesz tędy przejść musisz zapłacić. Jeśli nie masz pieniędzy możesz oddać swoje miecze. Taki maluch jak ty i tak nie umiałby się nimi posługiwać - powiedział sięgając po nie. Był ode mnie starszy, ale nie umiałem stwierdzić ile miał lat. Jako, że miecze miałem na plecach miał do nich łatwy dostęp. Cwaniaczek, jak się patrzy i twierdzi, że nie umiem się nimi posługiwać... Hahaha, śmiechu warte! Żeby się później nie zdziwił. Cofnąłem się szybko co go zaskoczyło i wyciągnąłem lżejszy, czarny miecz. Wycelowałem nim w niego i zatrzymałem przed gardłem. Szok jaki miał na twarzy był satysfakcjonujący.

-Teraz ja mówię - powiedziałem chłodno. Nie ma potrzeby udawać przed nim małego dziecka, którym nie jestem - Albo zejdziesz mi z drogi, albo zapłacę twoją głową. Co ty na to? - powiedziałem z lodowatym spojrzeniem. Podniósł ręce w geście poddania się i przemówił nieco łamliwym głosem.

-D-dogadajmy się, dobra? Ja nie chcę zginąć, a tobie nie przyniesie korzyści jeśli cię złapią na morderstwie...

-No właśnie, jeśli mnie złapią - powiedziałem tak jakbym był pewien, że zdołam uciec chociaż nie byłem.

-Ta... W t-takim razie co powiesz na to: ja nie mam przy sobie nic co mogłoby ci się przydać, więc zabicie mnie nie ma dla ciebie korzyści. Jednak jeśli mnie oszczędzisz mogę być twoim informatorem - powiedział szybko oblany zimnym potem czując stal miecza na gardle. Cwaniaczek umie negocjować, ale nie wydaje mi się, żeby to było takie proste.

-Możliwe, ale nie musi być prawdą.

-C-co sugerujesz? My-myślisz, że będę kłamał mając miecz na gardle?! - krzyknął spanikowany. Pewnie myślał, że odrzucę jego propozycje, zgodnie z założeniem.

-Jesteś cwaniaczkiem, więc twoje słowo jest mało warte - hehe, jego przerażona mina była świetna kiedy coraz bardziej przyciskałem koniec ostrza do jego szyi.  

Drugie życie Rushder'a Vergim [Porzucone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz