Rozdział 43 - Kłótnia...

48 9 0
                                    

Kiedy się uspokoiłem chciałem już wyjść, ale na szczęście przypomniałem sobie o reszcie duchów. Opowiedziałem o nich Egnie, powiedziała, że wie co z nimi zrobić, ale zmora jest priorytetem, z czym bezsprzecznie się zgadzam.

Teraz stoję przed wkurzoną blondynką. Ciekawe czemu jest zła, hehe...

-Gdzieś ty był! - to było pierwsze, co usłyszałem po przekroczeniu progu gildii.

Iz zrobiła scenę i teraz jesteśmy w centrum uwagi... Czemu mi to robisz, siostrzyczko...

-No... Spacerowałem po mieście, hehe... Nie mogę?

-Co ja ci mówiłam o wracaniu po ciemku! Miałeś tego więcej nie robić!

-Ale! To była ważna sprawa!

-Jaka ważna sprawa?! Ja tutaj się martwię, gdzie poszedłeś! Co robiłeś?!

-Szukałem duchów.

W tłumie wybuchł głośny śmiech, lecz szybko został uciszony.

-Co ty robisz... Chcesz być jak ci kapłani, którym odbiło czy co... - złapała się za czoło, a potem przetarła oczy. Wygląda na zmęczoną - Któryś cię o to poprosił? Odpuść to sobie, to nie jest warte zachodu. Tu nie ma wielu duchów - lekceważąco machnęła ręką.

Gdybyś widziała to, co ja...

-Ale to było naprawdę, naprawdę ważne!

-Co było takie ważne?! - zapytała zniecierpliwiona.

-Nie mogę powiedzieć... - westchnęła zmęczonym głosem, chyba mi nie wierzy - Gdybym powiedział, to byś się bardzo mocno wystraszyła! - próbowałem ją przekonać - Coś, czego nie widzą wszyscy, a może wyrządzić szkody jest straszne!

Ponownie z tłumu dobiegł śmiech. Gdybyście tylko go zobaczyli, to ciekawe czy śmiali byście się tak samo. Zacisnąłem mocno pięści. Robię to dla was, a wy...

-Dobra! Spokój! - usłyszałem donośny głos pana Grunda, a moja narastająca frustracja prysła - Mam rozumieć, że stało się coś ważnego, ale to może poczekać. Najpierw zajmę się czymś innym, dobrze?

Mistrz gildii kucnął przede mną i poklepał po głowie. Chyba pan nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji... Patrzyłem na niego zły.

-Rad, marsz do łóżka! A potem trzeba zająć się tymi szalonymi kapłanami...

Szalonymi? Dlaczego szalonymi? Przyznaję, że ich dzisiejsze zachowanie było dziwne, ale żeby od razu nazywać ich szalonymi?

-O co chodzi? - zapytałem zdezorientowany.

-Ach, ty nic nie wiesz. Kapłan, który odprawiał rytuał odmłodniał i teraz wielu innych szaleńczo poszukuje duchów, by mogli odprawić rytuał, odesłać je i też odmłodnieć.

Że co, proszę? To musiał być wpływ bogini... Definitywnie. Ale jeśli upierają się przy tych duchach i wyjdą poza miasto... Bez ochronnego amuletu zmora albo ich zabije albo przejmie i wejdzie do miasta, a jeśli może dowolnie zmieniać opętanych będziemy mieli totalną katastrofę... Samo myślenie o tym doprowadza mnie do bólu głowy...

-Rad!

-Hm?

-Żadne "hm"! Do łóżka! - zdenerwowana Iz wskazała na schody.

Dobra, muszę się jutro pozbyć tego ducha! Pobiegłem na schody, zostawiając za sobą tłum.

Rano tym razem nie obudziło mnie słońce. Za oknem było szaro i wyglądało jakby miało się mocno rozpadać. Idealna pogoda pasująca do posępnego nastroju duchów. Muszę pamiętać o tej zasłonie i kompletnie zapomniałem o tej uwięzionej zmorze! Tylko czy to na pewno zmora? Czy może inny typ ducha? Dobrze, że przynajmniej jest uwięziony.

Gdy już chwyciłem torbę i miałem zejść na dół przypomniało mi się coś. Dzisiaj muszę oddać tą księgę tym dwóm handlarką! Kompletnie zapomniałem! Włożyłem gruby czerwony tom do torby i zszedłem na dół.

Przy samych schodach przywitał mnie szczekający i wiercący się Liberge, który co chwilę obracał się w stronę okienka w części jadalnej.

-Tak tak. Już idę, żarłoku.

Szybko złożyłem zamówienie na solidne śniadanie dla nas obydwu i zająłem stolik pod tablicą pomocników, który stał się moim stałym miejscem. Nie czekałem długo na jedzenie, choć wolałbym by było szybciej zrobione.

Po posiłku zwróciłem się do szczeniaka.

-Słuchaj uważnie, dzisiaj jesteś mi potrzebny. Będziemy polować na zmorę i musimy ją ubić nie ważne co! Jednak trudno ją znaleźć za dnia więc liczę na ciebie.

Mały zaszczekał w odpowiedzi. Poprawiłem torbę na ramieniu, odłożyłem talerze i chciałem wyjść, lecz kilku awanturników mnie zatrzymało.

-Co tam, mały?

-Urządzamy sobie polowanie na duchy?

-Hej, może nas też zabierzesz i podszkolisz?

Kpili, po czym roześmiali się. To jest poważna sprawa, a wy... Zacisnąłem mocno pięść, aż paznokcie wbiły się w skórę. Nie pomogę wam, jeśli was dopadnie. Przepadnijcie wraz z wszystkimi, którzy wyśmiewają moją pomoc.

Zmrużyłem oczy, patrząc na nich. Przestali się śmiać, zauważyłem, że jeden dostał gęsiej skórki, po czym spojrzeli na mnie uważnie.

-No, nie złość się.

-Żartowaliśmy przecież, haha.

-Nie rób takiej strasznej miny, mały.

-Dość! Co wy robicie?! Zostawcie go! - krzyknął ktoś z tłumu.

-Hi! Mistrz gildii!

-My tylko żartowaliśmy, mistrzu.

-To nieporozumienie!

-Jeśli macie czas na zaczepianie dziecka i żartowanie z niego, to rozumiem, że macie już wyrobioną dzienną normę misji, tak? A może po prostu lenicie się? Zmiatać mi stąd! Do zachodu słońca macie wykonać trzy misje rangi D! Inaczej nie wpuszczę was do gildii!

-Mistrzu!

-Trzy misje rangi D to dla nas za dużo! - oponowali.

-Nadal tu jesteście?! Zamiast marnować czas na narzekanie przeznaczcie go na wypełnienie misji! Już, wynocha! Albo osobiście się was pozbędę!

-Tak! - krzyknęli chórem, po czym zniknęli, wśród śmiechu ludzi wokół nich.

-Rad, wszystko dobrze? Co do wczoraj...

-Robię coś naprawdę ważnego! Nie zamierzam z tego rezygnować! - krzyknąłem, sfrustrowany.

-Dobrze, dobrze, rozumiem. Nie będę cię powstrzymywał, ale chcę byś nie wdawał się w rozmowy z kapłanami o duchach. Dobrze?

-Dobra... - odpowiedziałem od niechcenia.

-Ach, Rad! - z tłumu usłyszałem głos Iz, która po chwili stanęła u boku pana Grunda - Dziś też będziesz chodził po mieście? - zapytała, na co skinąłem głową - Tylko pamiętaj...

-Żeby wrócić przed zmrokiem, prawda? - dokończyłem - Pamiętam, wrócę wcześniej chyba, że coś mnie zatrzyma.

-Rad!

-Robię to dla waszego bezpieczeństwa! Okaż trochę wdzięczności! - nie wytrzymałem i wybuchnąłem.

Nie to miałem zamiar powiedzieć, ale to ich wina! Ignorują moje starania, myśląc, że to dziecinne zabawy! Pokaże wam jeszcze! Udowodnię, że duchy istnieją i są nawet bardziej niebezpieczne od potworów z misji!

Zignorowałem ich zszokowane spojrzenia utkwione we mnie, tak jak i innych osób wokół, i wyszedłem z budynku, nie chcąc dłużej przebywać wśród ignorantów. 

Drugie życie Rushder'a Vergim [Porzucone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz