-C-co?! Co mam zrobić, żebyś mi uwierzył?! - zapytał histerycznie kiedy ostrze przebiło jego skórę i poleciała stróżka czerwonej krwi. Jego oczy były wielkie i przerażone. Dobra, dosyć. Pośmiałem się z niego, a teraz na poważnie. Ta propozycja nie jest zła, pozostaje jednak pytanie jak sprawdzić czy mnie nie okłamie. Jakieś zadanie, ale żeby nie uciekł... Hm, umiem dobrze chować się w cieniu, więc będę go śledził... Hehehe, jeśli ucieknie skrócę go o głowę. W końcu nie zachowuję się jak zwykły chłopiec i mógłby gdzieś to palnąć, co zdecydowanie nie jest mi na rękę. Jeśli uznają mnie za jakiegoś szpiega będzie zdecydowanie nieprzyjemnie.
-Więc chce pewnej informacji - powiedziałem z kamienną twarzą natomiast jego lekko się zmieniła - Chcę wiedzieć czy w mieście są jakieś podziemne ruiny. Jeśli wiesz zaprowadź mnie tam, jeśli nie zdobądź dla mnie tę informację i wróć tutaj. Będę na ciebie czekał - moje czarne oczy błysnęły. Jeśli są tu takie lokacje to może tam być coś ciekawego, hehehe. Spojrzał na mnie przestraszony, pospieszyłem go z odpowiedzią jeszcze bardziej przyciskając miecz do jego gardła.
-D-dobrze, rozumiem - wydukał szybko starając odsunąć się od mojego ostrza. Spojrzałem na niego przenikliwie i schowałem miecz.
-Więc będę tu na ciebie czekał - powiedziałem, a on wystrzelił jak oparzony z uliczki. Hahaha, jego mina była piękna. To przerażenie, pfff... Hahaha! Jak można się aż tak bać pięciolatka?! Może i mam miecz, ale po tym jak go wyciągnąłem nie pomyślał, że mogę kłamać? Jakie to śmieszne, hahaha! Wyszedłem z uliczki i po cichu ruszyłem za nim. Nie był szybki i widziałem go. W pewnej chwili skręcił w jedną uliczkę, później w drugą. Przemykał tak nimi i krążył; czy on myśli, że może mi uciec? Gdy chciałem się do niego zbliżyć zobaczyłem, że jesteśmy na terenie slumsów. Koci cwaniaczek szybko przechodził między ludźmi różnego typu i podszedł do wychudzonego mężczyzny.
-Hej, Linfes. Mam prośbę, są w mieście jakieś ruiny w podziemiach? - spytał pospiesznie.
-A co, wkopałeś się w coś i chcesz się schować? - spytał chudy mężczyzna. Teraz gdy bardziej mu się przyjrzałem jego widok był dość żałosny, przypominał jakąś zmorę albo zjawę. Miał długie, zaniedbane włosy przykrywające oczy, zarośniętą podłużną twarz, bladą jak trup skórę, a jego ubrania były przetarte, podarte i postrzępione.
-Gdybyś tylko widział to spojrzenie, zimne jakby zabijał już niezliczoną ilość razy, jakby był w ™ wprawiony i znał tysiąc sposobów na uśmiercenie cię w najokrutniejszy sposób... - zadrżał. Hej, hej, aż tak przerażający nie jestem, mam tylko pięć lat i dopiero co dwa miesiące temu zabiłem pierwszy raz. Skąd on wyciągnął takie wnioski? Nieważne, chcę wiedzieć o tych ruinach, są tutaj czy nie? - A wygląda tylko jak pięciolatek...
-Hej, hej, bachor cię tak nastraszył? - zadrwił z niego ten Linfes.
-Mówiłem, gdybyś go widział...
-Dobra, dobra przestraszony kocie. Ruiny są dość rozległe, w slamsach pilnują ich ludzie Gadre, w mieście straż. Świątynia też ma swoje wejście, którego pilnują świątynne straże nikogo tam nie wpuszczając. Co chcesz zrobić? Nie masz jak tam wejść - powiedział. Kociouchy pokręcił głową.
-Nie, tyle starczy. Ten dzieciak chciał to wiedzieć, nie wiem po co mu to.
-Kto go tam wie, ale nie ma jak się tam dostać. Dobra, idź strachliwy kocie, bo wyglądasz na mocno zdenerwowanego.
Kotowaty ruszył pędem z powrotem. Schowałem się w cieniu, kiedy przebiegał obok. Ruszyłem za nim i wyprzedziłem; za pierwszym razem zapamiętałem drogę mimo, że nie zwracałem uwagi na otoczenie. To trochę straszne, ale jednocześnie będzie bardzo pomocne w przyszłości. Wspiąłem się na ścianę budynku, potem na dach i później zszedłem w uliczkę przybierając pozę, w której opuścił mnie kotouchy. Zamknąłem oczy, żeby wyglądało to bardziej realistycznie jakbym był znudzony czekaniem. Usłyszałem jak wbiega i zatrzymuje się sapiąc.
-J-jestem - powiedział próbując złapać oddech.
-I? - spytałem udając zniecierpliwienie mimo, że znałem już odpowiedź.
-Hah, pod miastem są duże ruiny... Ale... Wejścia są strzeżone i nie można się tam dostać...
-Gdzie są te wejścia? - przestałem opierać się o ścianę i podszedłem do niego.
-J-jedno w slamsach, pilnowane przez gang, który nimi rządzi, w mieście pilnują go miejscy strażnicy, a przy świątyni jej własne straże... Nie wejdziesz tam - mówił łapiąc powietrze.
-O tym ja zdecyduje - powiedziałem pewny siebie. Ze świątynią nie mam ochoty zadzierać, z władzami miasta też nie więc zostaje gang w slamsach. Hm... Jeszcze się zobaczy jak rozwiązać tą kwestię - Więc od teraz liczę na ciebie, mój informatorze - powiedziałem dosadnie machając mu na pożegnanie.
Kiedy przyszedłem do staruszki okazało się, że chce przepis na jakąś zupę z bzu? Co to w ogóle ma być? Przepisu szukałem najpierw u kucharza gildii, później chodziłem po karczmach, jednak nikt nie słyszał o niczym takim. Szukałem w bibliotece, ale tam też nic nie było. W końcu chciałem udać się do sklepikarki, jednak dom staruszki był po drodze, a ona wychyliła się mówiąc, że znalazła go i był w szafce na dnie. Serio? Musiałem się tyle nabiegać, a ona miała go w szafce? Ale to nie było wszystko musiałem jej przynosić każdy składnik osobno, przez co zleciał mi czas do wieczora. Straciłem pół dnia na takie durne zadanie... Na końcu dała mi jedną porcję do spróbowania. Nie była zła, ale... To nie w moim guście. Kiedy wróciłem do gildii padłem na łóżko, byłem wyczerpany psychicznie i natychmiast zasnąłem.
CZYTASZ
Drugie życie Rushder'a Vergim [Porzucone]
Fantasy"Ostatnie chwile Władcy Demonów" i "Ostatnie chwile Władcy Demonów... A może jednak nie...?" to prologi do tej serii. Historia dzieje się po odrodzeniu Władcy Demonów - Rushder'a Vergim. Dostaje nowe imię - Rad - i wędruje po świecie próbując odzys...