Epilogue 1.1

3K 194 332
                                    

Był to ślub Vogue.

Oczy Louisa powędrowały do biegających sylwetek i zmrużył oczy, by lepiej przypatrzyć się kto to był, chociaż już miał pewien pomysł kto to mógł być. Zaśmiał się do siebie, bo to mógł być pierwszy raz, kiedy jego najlepszy przyjaciel wysilił się i biegał, jego nogi nieywraźną plamą, gdy wchodził po dwa schodki. W następnej sekundzie, postać upadła bezceremonialnie i Louis mógł usłyszeć cichą wiązankę przekleństw, tuż po głośnym huku. Zmrużył bardziej oczy i tak, to byłby warty trzy tysiące dolarów aparat Zayna w kawałkach.

Było po wschodzie słońca i rozejrzał się, by zobaczyć jak ludzie kręcili się, nosząc wazony pełne lilii, tylipanów i piwinii. Ciepło przesączało powietrze i mógł już poczuć, że to będzie przyjemny dzień. Nie za gorący, idealny na ceremonię zaślubin.

Wyciągnął swój telefon, by sprawdzić wiadomości i kiedy zobaczył nową od Harry'ego, wsadził go do kieszeni i zrobił rundkę wokół wielkiej, kamienistej ściany, gdzie długie stoły zostały ustawione na ten wieczór.

Krystaliczne czyste morze adriatyckie lśniło, kiedy oparł się o ścianę i spojrzał w dół i dźwięk fal i rozmowy przechodzących ludzi mieszały się ze sobą, tworząc przyjemny hałas w tle.

Może powinien popływać po swoim bieganiu. Jeśli tylko mógłby znaleźć Harry'ego.

Poślizgnął się na marmurze i zaśmiał się do siebie. To właśnie dostawał za noszenie sandałów. Poprawił swój biały sweter od Etro, podciągając rękawy po łokcie. Był na nim duży i jego ramiona były nagie i luźny szew pozostawiał dużo dla wyobraźni, jego złota skóra ukazywała się pod spodem. Był ubrany całkowicie na biało, jak to się robiło na bajecznych wakacjach w Chorwacji. Cóż, nie do końca wakacjach, ale było tu słońce i morze i dużo wina.

Gdy szedł, znowu był całkowicie oczarowany swoim otoczeniem. Mógł zobaczyć niektóre z pięknych gotyckich, renesansowych i barokowych kościołów, klasztory i pałace, które ozdabiały miasto z miejsca, gdzie stał, gdy ściany i forty wokół niego prezentowały najwyżej położony punkt w mieście.

Dołączył do niego Niall, kiedy przyglądał się krzesłom, gdy przynoszono je do stołów. Były złote i białe i wyglądały tak pięknie, że Louis chciał płakać przez uwagę co do najmniejszych detali, które poświęcono na planowanie tego.

- Hej, już nie śpisz. Nie mogłeś przestać być szefem, huh?

Niall spojrzał na niego od dołu do góry, jakby szukał na nim śladów wątpliwości. Jeśli tylko by wiedział, że Louis nigdy w całym swoim życiu nie czuł się bardziej pewny. Prawdopodobnie wiedział, jedynie ślepy nie byłby w stanie dostrzec kryjącej się w oczach Louisa determinacji.

- Musiałem pójść pobiegać, inaczej świerzbiłoby mnie przez cały dzień. Tak właściwie szukałem Harry'ego, ale nie mogłem go nigdzie znaleźć.

- Jest z Liamem, myślę, że pomagają trochę w pałacu.

Niall uśmiechał się do niego i nie mógł nic poradzić, tylko dołączył do niego. Był tak niedorzecznie szczęśliwy że myślał, że może latać. Niall poklepał go po ramieniu i podszedł do jednego z najdłuższych stołów, który mieścił pięćdziesiąt ludzi, przejeżdżając dłonią po gładkiej powierzchni.

- Właściwie, Zayn dał mi zadania do wykonania, angażuje nas wszystkich i w ogólw. Muszę sprawdzić stoły i potem muszę przynieść Polaroidy dla gości i mam jeszcze dziesięć rzeczy, które zapisał - wyciągnął kawałek papieru ze swojej kieszeni i Louis zobaczył listę rzeczy do zrobienia, taką, jaką zrobiłaby Jessica.

- Okej, pójdę sobie. Nie stresuj się, Niall. To długi dzień - złożył głośnego, ohydnego buziaka na policzku Nialla, śmiejąc się, gdy powoli udał się w stronę pałacu.

...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz