Vanity Fair 1.1

3.7K 207 135
                                    

W życiu Louisa pojawił się nowy komponent. To było jakby świat zaczął kręcić się szybciej i co kiedyś było jasne, teraz było odrobinę rozmyte, więc musiał zmrużyć oczy, by być całkowicie pewnym. Po prostu Louis nie miał takiej kontroli jak zwykł ją mieć. Nie mógł tego dokładnie określić, cóż, mógłby, gdyby naprawdę się nad tym zastanowił, ale w jakiś sposób to pobudzało mnóstwo czerwonych flag w jego głowie. Więc odkładał to na później. Przynajmniej to sobie powtarzał.

To nie o magazyn się martwił, albo jego kontrolę w branży i jego znajomości. Wciąż był tak samo wpływowy, jeśli nie bardziej i wciąż było wiele do zrobienia, do osiągnięcia. Te rzeczy, które czuł w swoim umyśle i swoich kościach wykraczały poza jedną sferę w jego życiu. To w jakiś sposób było głębokie same w sobie i było tam coś, co się nie zgadzało. 

Mógł to poczuć kiedy się obudził, pewien napływ niepewności i dokuczliwe uczucie, że czegoś mu brakuje. To było tuż przed nim, wiedział to, ale wciąż tego jeszcze nie dostrzegł. Również wiedział że kiedy to zrobi, ugryzie to go w tyłek.

Tydzień, który spędził pomijając Londyn minął bardzo szybko. Mógł nie być tam fizycznie, ale czuł się jakby niemalże tam był, z Zaynem robiącym selfie z praktycznie każdą atrakcją wartą odwiedzenia, nazywając London Fashion Week swoją 'Britscapade' i wybierając numer Louisa by wyjaśnić mu, że mimo to że pracował, również cieszył się byciem normalnym człowiekiem. 

Normalnym człowiekiem z wyjątkowo piękną twarzą. I wyrzeźbionymi kościami policzkowymi. 

Była siódma rano, deszcz padał w Nowym Jorku i Louis znowu był uspokajany przez Florence + The Machine. Tym razem był to występ na żywo z Glastonbury i Louis poruszał głową do silnego rytmu, nucąc pod nosem. Biuro było puste, większość modowej załogi towarzyszyła Zaynowi.

Jego telefon zadźwięczał i było to kolejne zdjęcie Zayna, tym razem z Ladureé. Cóż, oczywiście, będąc w Wielkiej Brytani... jedz francuskie wypieki. Zayn był rozłożony na kanapie, przed nim taca makaroników i jego nogi leżały na, tak, to były zdecydowanie kolana Harry'ego. Był zgarbiony, sprawdzając coś w swoim telefonie, w puszystym, zielonym swetrze i białych spodniach z delikatnym, zielonym haftowaniem.

Louis uśmiechnął się, jego oczy krążyły po małym zdjęciu ciała Harry'ego. Wyglądał pięknie i zielony mu pasował, jego tors wyglądał jakby był pokryty miękkim mchem i spodnie otulały jego jędrne uda. Louis był zakochany w sposobie, w jaki Harry zawsze wybierał wzory i nadruki ponad wszystko inne, ale jego ulubionym było to, kiedy decydował się na haft. Nosił to perfekcyjnie, elegancko i dumnie, tak, jak powinno się to robić. 

Zastanawiał się co miał odpisać, podchodząc do szafy, gdzie było duże lustro, które spełni jego potrzeby do zdjęcia jego stroju, kiedy dostał powiadomienie od Harry'ego.

Było to zbliżenie na jego spodnie, zielony haft wyraźny na białej bawełnie. Louis rozpoznał ten wzór. Musieli właśnie skończyć z Burberry.

Przez sekundę Louis chciałby tam być, przekomarzając się z nimi i jedząc makaroniki. Może siedząc odrobinę za blisko Harry'ego, niż było to konieczne. 

Zrobił zdjęcie w lustrze, jego czerwono-czarny sweter kontrastował z jasnoszarymi drelichami. Na jego stopach znajdowały się jego ulubione półbuty od Church, te, które ubierał kiedy miał dużo do zrobienia i kiedy było wiele miejsc gdzie musiał być. 

Szczery uśmiech na jego twarzy i głowa odchylona lekko w prawo, biodro wypchnięte w bok i proste ramiona, zrobił zdjęcie i wysłał je do grupowego czatu z podpisem 'tutaj bez makaroników' i otworzył rozmowę z Harrym by powiedzieć mu jak piękne były te spodnie, dodając 'z przyjemnością bym cię wypieprzył po pozbyciu się ich'.

...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz