New York 1.2

3.6K 257 196
                                    

Wstał godzinę przed swoim budzikiem, obudzony przez popieprzony sen, gdzie skończył w więzieniu, uciekł z niego i potem ponownie został tam zamknięty.

Zayn był cicho po drugiej stronie jego łóżka i Louis dobrze wiedział żeby go nie budzić, inaczej będzie całkowicie bezużyteczny przez cały dzień.

I Louis potrzebował dzisiaj funkcjonującego Zayna.

Zamiast wparowywać do biura o szóstej rano, poszedł pobiegać i ciężko dyszał, kiedy wrócił mniej niż godzinę później. Był to powolny i łatwy bieg, ale czuł się zmęczony i wiedział, że będzie musiał zrobić sobie wkrótce przerwę, by odzyskać siły i oczyścić umysł.

Rozebrał się przy wejściu i poszedł pod prysznic, jego nagie stopy wydawały ciche dźwięki gdy szedł.

Jego apartament był niedorzecznie duży nawet dla jego standardów. Trzy sypialnie, każda z własną łazienką, tradycyjna, amerykańska kuchnia i jadalnia z przylegającym do niej salonem z widokiem na miasto.

Przeszedł przez przedpokój, gdzie po lewo znajdowały się dwie pary drzwi, jedne przeznaczone na trzymanie prania, które Sabine podrzucała każdego ranka i drugie na jego kolekcję marynarek i butów na następny miesiąc. Nalegał na podwójne, dębowe drzwi w apartamencie, jedynym wyjątkiem mahoniowe prowadzące do garderoby. Pomiędzy nimi stał wysoki, szklany stolik, na którym był umieszczony wazon ze świeżymi piwoniami. Dzisiaj były one fioletowe.

Po jego prawej znajdowały się marmurowe schody i wszedł po nich, by znaleźć się w swoim pokoju, największym pomieszczeniu w całym apartamencie. Pokój był prosty i przypominał jego biuro, wszędzie panowała biel. Ściany były w kolorze jasnoóżłtym, jeden obraz Warhola wisiał nad łóżkiem w rozmiarze king size z wysokim, drewnianym zagłówkiem i podłoga była pokryta białym dywanem, który był miękki pod jego stopami. 

Posłał jedno spojrzenie Zaynowi, który obudził się i teraz bezczynnie patrzył w swój telefon i skręcił w prawo by wziąć prysznic w pasującej, białej, marmurowej łazience.

Woda była niemalże lodowata na jego skórze i pozwolił sobie postać dłużej pod natryskiem, krople wody masowały jego plecy i oczyszczały myśli. 

Miał dwa dni zanim rozpocznie się weekend i musiał wepchnąć w nie jak najwięcej pracy się dało, październikowe wydanie było wielką, deszczową chmurą nad jego głową.

Było to wszystkim o czym mógł myśleć, nawet jeśli wiedział, że poradzą sobie jak zawsze to robili. Jednym z dodatków bycia perfekcjonistą było to, że nigdy nie odpuszczasz. 

Zayn walnął go w tyłek, kiedy nagi wrócił do swojego pokoju, obecnie pasował do niego, telefon wciąż ściśnięty w jego dłoni.

Zayn naprawdę, naprawdę lubił jego tyłek. Zastanawiał się czy Harry dzielił z nim to samo zdanie.

- Mówiłeś coś o Givenchy? - Zayn uniósł wzrok znad swojego telefonu z diabelskim uśmieszkiem.

- Najpierw załóż jakąś bieliznę, nie pozwolę by twój kutas dotykał Givenchy.

- Mój kutas był w twoim tyłku.

Louis spojrzał na niego z udawanym przerażeniem.

- Nie przy ubraniach, Zayn! - Dobrze, że nie miał sąsiadów, inaczej usłyszeliby jego krzyki. Podał parę bokserek Calvina Kleina swojemu przyjacielowi i udał się na dół po swoje świeżo wyprane ubrania.

Wrócił z tuzinem gładkich, czarnych pokrowców na garnitury w dłoni, by znaleźć Zayna stojącego po środku garderoby z dłońmi na biodrach, prawe wypchnięte do boku.

...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz