Miles Apart 1.2

2.5K 194 261
                                    

Nowojorskie zimy były ulubioną rzeczą Louisa na całym świecie. Niezliczone ślizgające się szpilki; wszędzie obecne futrzane płaszcze i gorąca czekolada. Był to ten czas w roku, kiedy czuł się świeżo i nowo, zawsze pękając od nadmiaru nowych pomysłów i gotowy, by wyznaczyć sobie nowe cele.

Wszędzie był śnieg, nawet na ulicach i ruch uliczny był koszmarem. Droga z JFK sprawiła, że pragnął papierosa przez to jak długo to zajmowało.

Odblokował swój telefon i ponownie przeczytał adres swojemu kierowcy.

- Proszę zostaw od razu moje walizki i możesz potem tu wrócić. Nie jestem pewien ile to zajmie, ale mam twój numer. Możesz pójść na kawę w okolicy, czy coś, po prostu zaparkuj przed budynkiem.

Kierowca przytaknął, gdy zatrzymał się przed czymś, co musiało być nowym domem Harry'ego.

Był piękny, dom z czerwonymi ścianami w Tribeca (tłum. dzielnica w Nowym Jorku) i uśmiechnął się, bo to było właśnie takie, jakie sobie wyobrażał.

Harry otworzył drzwi gdy tylko zadzownił dzwonkiem i jego twarz była taka sama, jak pamiętał Louis, jego włosy spięte w koka i okulary umieszczone na jego nosie. Jego usta drgnęły do góry, kiedy zobaczył Louisa i wymamrotał ciche 'hej', wzrok wyczekujący.

- Cześć.

To było wszystko, co zdołał powiedzieć, patrząc na Harry'ego z taką intensywnością, jakby nie widzieli się od lat. Był tak piękny, jego twarz czymś prosto w filmu Disneya.

- Przyjechałeś tu prosto z lotniska? - Harry spytał, gdy zaprosił go do środka, szeroko otwierając drzwi i wpuszczając go do środka.

Silny zapach cynamonu uderzył Louisa, gdy tylko postawił stopę wewnątrz, schody były na prawo i korytarz przed nim prowadził do otwartego salonu. Płytki na podłodze były białe z czarnym wzrokiem pik i było dużo drewna, na schodach i na ścianach. Sufit był wysoki, wyższy niż w apartamencie Louisa i przez to wydawało się jakby było więcej miejsca. Odwrócił swoją głowę by zauważyć rzeczy, które już były rozpakowane, porozrzucane po pomieszczeniu, roślina w rogu obok drzwi.

Kiedy spojrzał z powrotem na Harry'ego, ten uśmiechał się do niego, znajoma mina gościła na jego twarzy.

- Tak, nie chciałem ryzykować, że któryś z nas znowu opuści miasto - odpowiedział ze smutnym uśmiechem.

Jego krew wrzała, niepewność wirowała w jego umyśle i mógł poczuć jak jego dłonie zaczynały drżeć przez to, jak niekomfortowo się czuł.

Harry jedynie patrzył na niego i stali do siebie twarzą w twarz w jego korytarzu, jakby to było coś, co ich dwójka robiła: dziwne spotkania i konkursy na gapienie się. Było to nienaturalne, takie właśnie było, uczucie nie posiadania gotowej, bystrej odpowiedzi na żart Harry'ego i nie przytulanie Harry'ego, kiedy wszedł do środka. Spojrzał na mężczyznę, którego chciałby nazywać swoim i jedyną rzeczą, jaką widział była jego porażka, by to stało się prawdą. Przypomniał sobie fakt, że zrujnował szanse Harry'ego na dostanie pracy jego marzeń i powiedział mu, żeby wyszedł kiedy Harry powiedział mu, że go kochał. To sprawiło, że ciężko mu było oddychać.

Harry wskazał, żeby weszli do salonu i prawdopodobnie powiedział mu żeby się ruszył, ale nie był pewien, jego myśli były bałaganem i nie był pewien gdzie teraz był, podążając za Harrym na autopilocie.

Usiadł obok okna, pomieszczenie skąpane w mroźnym, zimowym świetle i Louis wybrał fotel najbliżej wejścia tylko dlatego, bo nie był pewien czy mógł wejść dalej niż to.

Jego wzrok był rozmazany i mógł zobaczyć, że Harry pytał go o coś, ale żaden dźwięk nie dochodził do jego uszu, jedynie brzęczenie i czuł jak jego serce próbowało wyskoczyć z jego klatki piersiowej. Próbował oddychać, naprawdę próbował, ale nic się nie działo i dyszał przez potrzebę dostania tlenu.

...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz