10. Naprawdę sympatyczny kawaler

672 33 154
                                    





Emily obudziła się o świcie, gdy pierwsze promienie porannego słońca wpadły przez śnieżno-białe firanki rażąc ją nieco w oczy. Otworzyła je powoli i rozejrzała się naokoło po pokoju. Ginny i Hermiona jak zwykle smacznie jeszcze spały. Jednak coś jej nie pasowało. Dobrze pamiętała swój koszmar i to, że nie mogła później zasnąć. Usnęła dopiero z głową na kolanach Severusa, jednak jego nigdzie nie było.

Czy Emily była zawiedziona? Może trochę.

Chyba żadna kobieta nie lubi zasypiać przy kimś, a rano budzić się sama. W ogóle żadna kobieta nie lubi budzić się sama.

Weasleyówna zganiła się za te myśli przypominając z wyrzutem samej sobie, że nie dalej jak wczoraj wieczorem wróciła do Syriusza.

Miała do niego swego rodzaju żal, że nie było go w nocy przy niej, kiedy była przerażona, kiedy potrzebowała żeby ktoś ją przytulił, żeby ktoś ją uspokoił. Wiedziała jaki ten żal jest niesprawiedliwy, bo niby skąd Syriusz miał wiedzieć że tej nocy coś takiego się przydarzy? Przecież koszmary przestały ją nawiedzać odkąd poszła do Hogwartu. Skąd miał wiedzieć, że go będzie potrzebować? Przecież musiał wracać do swojego domu. Ciocia Molly nigdy nie pozwoliłaby mu spać razem ze swoją prawie córką, w końcu wszyscy wiedzieli, że zgadza się na to dopiero po ślubie i to i tak niechętnie. Pod tym względem była straszną konserwatystką. Mimo iż Emma wiedziała, że żal do Syriusza jest bezsensowny i krzywdzący nadal go odczuwała.

Nie chcąc się dłużej zamartwiać wstała po cichu z łóżka i narzuciwszy na siebie sporo za dużą, męską koszulkę z wielkim godłem Gryffindoru na plecach i małym na piersi, którą dostała jeszcze w szkole od chłopaków z jej drużyny i została w dresowych krótkich spodenkach od piżamy. Zeszła powoli na dół. Po cichu uchyliła drzwi od salonu. Jej chrześniak leżał spokojnie na kanapie. Wyglądał już nieco lepiej. Co prawda wciąż był bardzo blady, ale u niego to było raczej normalne. Ważne było, że nie był już zielonkawy. To był dobry znak.

Dziewczyna podeszła do niego bliżej i delikatnie odgarnęła mu z czoła zaplątane blond kosmyki. Uśmiechnęła się pod nosem. Bardzo kochała Draco. Był dla niej jednocześnie jak brat i jak syn. Był jedną z najbliższych jej osób, a i ona była mu bardzo bliska. To właśnie jej powierzał swoje sekrety, to jej żalił się gdy Lucjusz stawał się nie do zniesienia, a Narcyza nie reagowała, to właśnie jej mówił o swoich problemach. Tylko Emily dawała mu to ciepło jakie powinna dawać matka. Dziewczyna wiedziała, że jej koleżanka bardzo kocha syna, ale nie potrafiła tego odpowiednio okazać i chyba trochę za bardzo usprawiedliwiała męża.

Emily nie dawała jednak spokoju kwestia tego jak Draco znalazł się tam razem ze Śmierciożercami i czemu oberwał zaklęciem. Przecież, ani Bill, ani Charlie nie zaatakowaliby cywila.... Draco musiałby być jednym z nich.

Nie! Draco nie jest Śmierciożercą! Przecież Narcyza by nie pozwoliła... Przecież Lucjusz obiecał....

Jednak do głowy nie przychodziło jej żadne inne sensowne wytłumaczenie. Bill i Charlie może i go nie lubili, ale nie zrobiliby mu krzywdy... A Fleur.... O niej można by powiedzieć dużo złego. Była arogancka, przesadnie pewna siebie, głupia i tak dalej... ale nie była morderczynią. Nigdy nie podniosłaby różdżki na kogoś innego niż śmierciozerca.

Wtedy do Emily dotarło to czego nie chciała nawet do siebie dopuścić.

- Boże.... - szepnęła cicho zasłaniając sobie usta dłonią.

Drżącymi dłońmi chwyciła lewą dłoń chrześniaka. Zamknęła piekące ja oczy i powoli obróciła jego rękę tak by zobaczyć jego przedramię. Otworzyła powoli załzawione oczy i zobaczyła to. Na białym jak śnieg przedramieniu jej siostrzeńca widniał mroczny znak.

Przeszłość ma wielkie bursztynowe oczy - Tajemnice Severusa Snape'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz