22. Romantyczny wieczór

541 34 4
                                    


- Na Godryka! Z prawej no! Przecież wystarczyła przerzutka Warringtona, a potem wszyscy Ścigający do Manewru Porskowej i przynajmniej nie przegralibyście tak okropnie! A jakaś ślizgońska godność?! Co jest?! Ginny, co ty wyczyniasz? Przecież po lewej jest pusto! Czemu im odpuszczasz? - krzyczała Emily, wiercąc się na krześle i co chwilę z niego wstając.

Ewidentnie rozpierały ją emocje i nie mogła tak w spokoju obejrzeć meczu, w którym nie grała. Snape ledwo powstrzymywał śmiech, patrząc, jak nie może wysiedzieć na miejscu i jak okropnie przeżywa.

- Weasley, możesz mi przypomnieć z łaski swojej, której drużynie kibicujesz, bo trochę się chyba pogubiłem... - spytał sarkastycznie.

- Żadnej. Nie mogę się na to patrzeć. Ten mecz jest nudny jak flaki z olejem - odwarknęła obrażona na cały świat.

- No właśnie widzę. Tak nudny, że nie możesz usiedzieć w miejscu - zauważył, a wredny uśmieszek wpełzł na jego usta.

- Z prawej, Zabini! - krzyknęła i załamała ręce. - Dobry Merlinie... - westchnęła.

Ślizgoni po czterdziestu minutach przegrywali siedemdziesiąt do zera. Głównie było to spowodowane niesamowitą obroną Rona, przez którą Ślizgoni nie mogli się przebić.

-Weasley! Weasley! - zaczęli skandować uczniowie na cześć Rona i jego kolejnej niesamowitej obrony.

- Oooo - westchnęła Emily wyraźnie rozczulona i wzruszona. - Moja krew... Pamięta pan? - spytała Severusa.

- Daj spokój... Byłaś przeciętna - odwarknął Snape.

- Byłam NAJLEPSZA. Pańscy Ślizgoni się bali wychodzić na boisko, jak grałam - przechwalała się była Ścigająca Gryffindoru.

- Bo grałaś jak nienormalna - obruszył się Snape. - Prawie po każdym meczu trzeba było cię zeskrobywać z murawy i nieść do Pomfrey.

- To tylko potwierdza, że byłam najlepsza - prychnęła Ruda. - Rooon! Z prawej! - krzyknęła, a Snape był przekonany, że w tym momencie ogłuchł.

Lucjusz roześmiał się szczerze.

- Z czego rżysz, Malfoy? - warknął Snape wściekły, że jego drużyna tak okropnie przegrywa, na Weasley, że tak się drze i na Lucjusza, który wraz z resztą nauczycieli podśmiechiwał się z niego i tej małej rudej zarazy.

- Z niczego, Severusie, z niczego - odparł przez śmiech pan Malfoy.

Wtedy pojawił się on - złoty znicz - ostatnia nadzieja dla Ślizgonów. Korzystając z okazji, że Draco zobaczył go pierwszy, a pani Hooch była do nich odwrócona tyłem Malfoy natychmiast wystartował w stronę znicza, zahaczając przy tym o Pottera i uderzając go zapewne boleśnie w bark, bo Gryfon aż skrzywił się z bólu. Emma westchnęła na ten widok prawdziwie wzruszona.

- Moja krew... - powiedziała na raz z Lucjuszem. Spojrzeli na siebie, kiedy to powiedzieli i uśmiechnęli się rozbawieni sytuacją.

Wszystko wskazywało na to, że Ślizgoni wygrają mimo wszystko. Potter, mimo iż poleciał za Draco i dokładał wszelkich starań, żeby go przegonić, to jedynie go doganiał i to i tak ledwo, ledwo. Jednak wtedy stało się coś niespodziewanego.

- Jak tam wczorajsza randka, Malfoy? - zawołał Potter.

Wystarczył ułamek sekundy nieuwagi spowodowany zaskoczeniem Ślizgona, żeby Wybraniec, nie dość, że go dogonił, to na dodatek przegonił i złapał znicz.

Severus, Lucjusz i Emily zamarli. Żadne z nich nie spodziewało się takiego obrotu spraw.

*****

Przeszłość ma wielkie bursztynowe oczy - Tajemnice Severusa Snape'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz