24. Herbatka z Czarnym Panem

491 30 2
                                    

WAŻNE! Coś się podziało i 24 został ukryty przed 23 także wiem, że cześć z was go nie widziała i ci co widzieli przed 23 mogli zgubić trochę sens. Także dla tych, którzy nie widzieli to zapraszam do czytania, a dla tych którzy już widzieli 25 będzie opublikowana na dniach.

Słońce już dawno zniknęło za horyzontem. Zniknęła nawet różowa poświata, którą po sobie zostawiło. Na zewnątrz panował kompletny mrok. Księżyc próbował się przebić przez brunatne chmury, jednak one ani myślały pozwolić mu rozświetlić puste, przerażające błonia choćby jednym, maleńkim snopem światła.

Wszyscy w Hogwarcie ukryci pod swoimi kołdrami spali w najlepsze. Tylko w jednym pomieszczeniu na przekór chmurom paliło się światło. To profesor Weasley załamana kreśliła na papierze kolejne ułożenie gości, popijając melisę, żeby nie załamać się nerwowo. Nic jej się nie zgadzało. Za każdym razem, kiedy wpadała na optymalne ułożenie przy stołach okazywało się, że znów coś przeoczyła i posadziła koło siebie jakieś pałające wzajemną nienawiścią siostry lub rozdzieliła jakąś rodzinę kimś zupełnie obcym. Nienawidziła w tym momencie swojej rodziny za to, że jest taka wielka i skłócona, bo zajmowała się tym już którąś godzinę, kiedy powinna spać, bo rano musiała wstać i testować z ciocią Molly i Syriuszem torty. Musiała być wtedy przytomna, ale układ też musiała jutro oddać, żeby ciocia sprawdziła i oddała do drukarni, bo każdy stolik miał inny kolor bilecików, więc nie mogli zacząć drukować przed określeniem, kto, gdzie siedzi.

Jak za godzinę nie położę się spać, to będę jutro zombie – pomyślała, patrząc na zegarek.

Jako, że jej biurko stało tuż pod oknem, a biały zegarek z wylegującym się na nim plastikowym kotem na parapecie, rzuciła przy okazji okiem za okno, licząc, że spojrzenie na coś innego niż ta nieszczęsna, pokreśliła kartka przyniesie jej jakieś genialne rozwiązanie.

Oddychając głęboko, patrzyła na pełen łysych drzew krajobraz, kiedy dostrzegła, że ktoś teleportuje się pod furtkę, przeznaczoną do przejścia tylko i wyłącznie dla członków Zakonu. Z tej wysokości i przy takim zaciemnieniu nie widziała za bardzo, kto to jest. Zdmuchnęła świeczki, żeby lepiej widzieć i zmrużyła oczy. Widziała, jak postać zatacza się i upada tuż przed bramką, po czym otwiera ją, na kolanach przeczołgując się na teren Hogwartu. To Emily wystarczyło. Chwyciła za różdżkę, pospiesznie założyła buty, narzuciła na siebie sweter i pobiegła jak na złamanie karku tam, gdzie widziała tego kogoś. Kompletnie nie zwracała uwagi na to, że była ujemna temperatura, a ona miała na nogach jedynie dresowe krótkie spodenki i niezawiązane nawet trampki, a u góry cienki, znoszony T-shirt i długi wełniany sweter narzucony na ramiona. Była zbyt przerażona, że komuś coś się stało, żeby przejmować się tym, że może się przeziębić. Kiedy biegła przez błonia do leżącej nieruchomo zaraz za bramą postaci, rozpoznała sięgające ramion czarne włosy i nietoperze szaty.

- Profesorze Snape - chciała krzyknąć, ale z jej gardła wydostał się jedynie zduszony przez zaciśnięte gardło szept, kiedy opadła na kolana na zimnej ziemi obok leżącego nieruchomo mężczyzny.

Severus wymruczał coś niezrozumiale. Przerażona Emily z drżącymi rękami obróciła go z trudem na plecy. Nie dostrzegła żadnej krwi, ran ani siniaków.

- Co ty tu... - wyszeptał ledwo słyszalnie. Chociaż bardzo chciał to ukryć, było widać, że wypowiedzenie każdego, nawet najkrótszego słowa sprawia mu ból.

Emily powili zaczynała rozumieć, gdzie był jej profesor i dlaczego pomimo braku ran jest w tak kiepskim stanie. Tylko, jeśli jej teoria była prawdziwa, to gdzie był Draco?

- Niech pan oszczędza siły - przerwała mu dziewczyna ze łzami szklącymi się w oczach. - Zabiorę pana do pani Pomfrey.

- Nie - wysapał. - Do gabinetu... - dodał ledwo słyszalnie i zaczął kaszleć.

Przeszłość ma wielkie bursztynowe oczy - Tajemnice Severusa Snape'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz