14. Miłośniczka węży

458 27 3
                                    


Severus siedział na swoim ulubionym fotelu odwrócony przodem do kominka ze szklanką Ognistej w dłoni. Z zadumą i pewnym rodzajem rezygnacji przyglądał się bursztynowemu płynowi. Czuł się zmęczony ciągłą walką, ciągłą nienawiścią jaką go darzono, ciągłym brakiem zaufania, ciągłymi kłamstwami, ciągłymi bezcelowymi staraniami. Był już po prostu zmęczony. Na uczcie starał się nawet nie patrzeć na Emily. Myślał, że mu ufa, myślał, że cokolwiek dla niej znaczy. Niby powiedziała, że mu ufa, ale to nic nie znaczyło, bo swoimi następnymi słowami pokazała, że jednak bardziej ufa Blackowi. Sam nie wiedział, co sobie wyobrażał... Że co, że ona tak po prostu mu uwierzy, zamiast mężczyźnie, z którym spotyka się już dobrych kilka lat? Bądźmy szczerzy, nawet pomijając nawet fakt, iż byli w związku od dawna, to Severusowi zdecydowanie daleko było do Blacka. Jak ktoś mógłby zaufać mordercy, podwójnemu szpiegowi, zamiast przystojnemu Blackowi, członkowi Zakonu Feniksa od początków jego istnienia, człowiekowi, który siedział w Azkabanie za niewinność, przez intrygę przyjaciela. Z jednej strony nie dziwił jej się, jednak mimo wszystko był zawiedziony.

Usłyszał, jak ktoś puka do drzwi, jednak nawet się nie ruszył, ani nie odezwał, przyglądając się w skupieniu płynowi mieniącemu się na bursztynowo w świetle z kominka. Ognista była zarazem jego zbawieniem i przekleństwem. Dawała mu ulgę i wytchnienie, choć przez chwilę nie martwił się, nie myślał, jednak za każdym razem, gdy przyglądał się whisky przypominała mu się Emily, jej ogromne bursztynowe oczy, które tak błyszczały się malowniczo, kiedy patrzyła na niego na polance i to sprawiało, że znów jego myśli wędrowały w jej stronę, a tego nie chciał, a już na pewno nie teraz.

Ktoś zapukał po raz kolejny. Severus skrzywił się nieco, jednak mimo wszystko nawet się nie odezwał. Jeśli to był jakiś uczeń, to może iść do innego nauczyciela, a jeśli Emily, to nie chciał jej widzieć, więc lepiej, żeby tu w ogóle nie wchodziła. Innych gości nie przewidywał. Uciążliwe pukanie ucichło i Snape powrócił do swojego pełnego zadumy wyrazu twarzy.

Opróżnił jednym haustem całą szklankę Ognistej i zamknął oczy, myśląc, jak to byłoby miło nagle znaleźć się gdzieś daleko stąd.

- Severusie... - przywołał go na ziemię głos Horacego.

Młodszy mężczyzna zmarszczył brwi, jednak nie otworzył oczu.

- Czego chcesz? - warknął.

- Pijesz już pierwszego dnia pracy? - spytał z wyraźną troską.

- Jestem dorosły. To moja sprawa - odparł Snape, wciąż nie otwierając oczu.

Słyszał, jak Slughorn powoli podchodzi bliżej niego i cicho siada na raczej rzadko używanym fotelu obok tego, na którym siedział on sam. Lata służby u Czarnego Pana i kolejne lata jako szpieg spowodowały, że jego słuch stał się niezwykle wyczulony. Właściwie to, gdyby tak się nie stało, to zapewne dawno by już nie żył.

- Chodzi o Emily? - spytał ostrożnie po dłuższej chwili starszy czarodziej.

Severus skrzywił się na jego słowa zupełnie, jakby zjadł przed chwilą coś zdecydowanie nieświeżego, ale nic nie odpowiedział.

- Posłuchaj... - kontynuował Horacy.

- Nie chcę - syknął mistrz eliksirów. - Nie chcę słuchać żadnych wyjaśnień, nie chcę żebyś mnie pocieszał, nie chcę rozmawiać ani z tobą, ani z nią, ani z nikim innym. Rozumiesz? Zostawcie mnie wreszcie wszyscy w spokoju - warknął wściekle, wciąż nie otwierając oczu.

Naprawdę nie chciał z nikim rozmawiać. Miał wcześniej w planach pomówić z Horacym, ale po tej dyskusji z Weasley miał już dość. Nie chciał słuchać potoku nic nieznaczących słów. Sama myśl o rozmowie napawała go szczerym obrzydzeniem. Chciał po prostu zostać sam. Chciał upić się do nieprzytomności i choć przez chwilę zapomnieć o tym wszystkim.

Wszyscy myśleli, że Emily jest taka miła i cudowna... Severus jednak teraz uważał, że jest chyba najokrutniejszą osobą, jaką dane mu było poznać. Najpierw ta mała smarkula pojawiła się w jego życiu, wywróciła je do góry nogami, dała nadzieję, że nie wszyscy uczniowie są takimi debilami, zmieniła te godziny, które spędzała u niego na szlabanach w najlepszą część jego dnia, coś na co czekał, choć ciężko było mu się do tego przyznać, swoją beztroską i chorym wręcz optymizmem przypominała mu, że nie cały świat jest taki okrutny, przyzwyczaiła go do siebie, a potem odeszła. Po prostu odeszła. A teraz wróciła, by znów zrobić zamęt w jego ponurym, lecz poukładanym życiu, dać mu nadzieję, że ktokolwiek mu ufa, że ma za co ryzykować swoje życie tylko po to, by mu za chwilę tę nadzieję odebrać. To było więcej niż okrutne. To było nieludzkie. Czarny Pan powinien brać od niej korepetycje z tortur.

- Severusie... - zaczął ponownie Slughorn. Jego głos był irytująco delikatny, pełen współczucia.

Młodszy mężczyzna otworzył oczy i utkwił w nim wściekłe spojrzenie czarnych oczu.

- Czego nie zrozumiałeś? Możesz już iść. Nie mamy o czym rozmawiać. Zresztą za piętnaście minut mam zebranie - warknął na niego.

Horacy wyglądał na faktycznie zaniepokojonego, ale Severus to zignorował. Starszy czarodziej z lekkim zawodem skinął jedynie nieznacznie głową i bez słowa udał się w stronę wyjścia.

Snape westchnął tylko cicho i usłyszawszy cichy dźwięk zamykanych drzwi, zaczął się doprowadzać do porządku. Wiedział, że to spotkanie nie będzie należało do najprzyjemniejszych, ale wówczas nawet nie przypuszczał, że będzie aż tak dla niego okropne.

Teleportował się za pomocą proszku Fiuu do Nory z kominka w swoim salonie. Był nieco spóźniony, bo jakiś pierwszak z jego domu go złapał w gabinecie, żeby spytać, czy jest możliwość zostania w Hogwarcie na święta. Na Merlina, przecież był dopiero wrzesień! No, ale Snape musiał wytłumaczyć młodemu Ślizgonowi, że owszem jest taka możliwość i jak to wygląda. Można było mu zarzucić naprawdę wiele, ale nie to, że nie interesował się swoimi Ślizgonami.

Gdy wszedł do kuchni nikogo tam już nie było. Skierował swoje kroki w stronę salonu. Im bliżej był drzwi, tym głośniej i wyraźniej słyszał pełne radości i podniecenia głosy, słyszał padające z różnych ust gratulacje. Miał kiepskie przeczucia.

Otworzył jednak pewnie drzwi do salonu. Był w końcu Severusem Snape'em, podwójnym szpiegiem, on się niczego nie bał!

- Severusie! - zawołała McGonagall z pogodnym uśmiechem na twarzy. Snape poczuł, że ma dejá vu. Teraz powinien poczuć znajomy duszący zapach bzu, dłonie Emily oplatające jego szyję, a widoczność powinny mu zasłonić rude loki. Jednak tak się nie stało. W salonie byli już wszyscy członkowie Zakonu łącznie z Emily siedzącą na kolanach Syriusza. Na ustach wszystkich malowały się radosne uśmiechy.

- Dzień dobry, profesorze Snape - zwróciła się do niego Emily z łagodnym uśmiechem malującym się na jej pełnych delikatnie zaróżowionych ustach. Widział po niej, że jest szczęśliwa. Szczęśliwa jak chyba nigdy dotychczas. Nie był kompletnie w stanie nadążyć za jej zmieniającym się samopoczuciem. Jeszcze rano była wściekła, potem była smutna, potem rozbawił ją Zabini i jego "cudowny podryw", potem znowu była wściekła, jak zostali sami, potem była smutna i dała mu do zrozumienia, że mu nie ufa, potem na uczcie była jakaś taka przygaszona, a teraz jest nagle najszczęśliwszą kobietą na świecie. I to wszystko w ciągu 24 godzin i to niecałych. To chore.

Poddaje się. Serio. Poddaje. Nie nadążę za tym - pomyślał zrezygnowany.

- Już myśleliśmy, że zapomniałeś o zebraniu - powiedział spokojnie Dumbledore. Jedynie w jego oczach czaiła się pewną dozą smutku. Znaczy... Był jeszcze Potter, który był nadąsany niczym dziecko, któremu ktoś odebrał ulubioną zabawkę, ale ten głupi Gryfon, odkąd przyjechała Emily cały czas się tak zachowywał. Aczkolwiek nie mógł się pozbyć wrażenia, że dziś jest bardziej wściekły niż zwykle.

Mistrz eliksirów nie miał pojęcia, o co chodzi i dlaczego wszyscy są tak cholernie szczęśliwi. Zaczynała go denerwować ta niewiedza.

- Ktoś mi wyjaśni, co się tu dzieje i dlaczego wszyscy się tak głupio szczerzycie? - zażądał zdecydowanie nieprzyjemnym tonem głosu.

- Nie było cię Severusie, więc zaczęliśmy bez ciebie... Panna Weasley i Syriusz... - zaczął spokojnie Dumbledore, ale przerwała mu przeszczęśliwa Molly Weasley.

- Syriusz oświadczył się naszej Emily. Zimą będzie ślub!

Zanim tu przyszedł myślał, że gorzej już nie będzie... Mylił się. Nagle wszystko dla niego zamarło. Słyszał czyjeś głosy, ale żadne słowa do niego nie docierały. Słyszał tylko dudniące mu w głowę słowa Molly wypowiedziane łamiącym się ze szczęścia głosem.

"Zimą będzie ślub!"

"Zimą będzie ślub!"

Patrzył na Emily i tylko ją widział. Gdy jej ciotka wypowiadała te słowa oczy miała spuszczone, dopiero teraz je podniosła i spojrzała na niego. Na jej ustach pojawił delikatny jakby przepraszający uśmiech. W jej bursztynowych oczach widział, że jest szczęśliwa i to nie wiedzieć, czemu wprawiło go w nieznany mu smutek. Nie rozumiał czemu, ale poza osobliwym smutkiem przepełniała go również wściekłość, nie na Emily, że jest taka głupia i mu nie wierzy, ale na Blacka, bo zmarnuje jej życie. Nie rozumiał, czemu go to tak bardzo obchodzi, ale chcąc nie chcąc, obchodziło.

- Severusie... - usłyszał jakby przez szybę głos dyrektora.

Ocknąwszy się, jakby przeniósł na niego swoje spojrzenie.

- Proponowałem, żebyś usiadł... - powiedział staruszek, uśmiechając się do niego łagodnie.

Zrobiło mu się nagle strasznie głupio. Dopiero teraz zrozumiał, że stał tak i gapił się na Weasley jak ostatni debil. Usiadł więc czym prędzej na wolnym fotelu, ignorując mordercze spojrzenie Syriusza i badawcze spojrzenie Artura, a Dumbledore rozpoczął zebranie.

- Tak jak wspominałem... Ten rok...

Jednak nagle przerwał mu wstający Potter.

- Przepraszam, Panie Profesorze... Ale skoro jest już profesor Snape, to czy mógłbym zadać pytanie?

- Nie sądzę, Harry, żeby to był dobry po... - Jednak Potter nie dał mu dokończyć.

- Jak to było z tymi Śmierciożercami, profesorze Snape? – spytał, patrząc na mistrza eliksirów wyzywająco. - Mieli nas zaatakować, ale ich nie było. Niemal całe nasze siły były w pociągu, podczas gdy Śmierciożercy zaatakowali Ministerstwo, w którym nie było prawie aurorów, bo byli w pociągu.

Widział miny ich wszystkich, widział, że się zgadzają z tym przygłupim Gryfonem, że mają wątpliwości, czy wciąż jest po ich stronie. Miał już dość tych ciągłych wątpliwości, tych ciągłych podejrzeń. Wcześniej jeszcze była przynajmniej jedna osoba, która mu ufała, ale teraz... Nawet nie spojrzał na Emily. Nie chciał na nią patrzeć. Nie chciał zobaczyć wątpliwości też na jej twarzy. To by było dla niego za dużo. Miał już serdecznie dość pomagania im, ratowania im tyłków, narażania swojego życia w zamian za niewdzięczność.

- Harry - szepnęła ganiącym tonem Hermiona, ciągnąc przyjaciela za rękaw, by usiadł.

- Harry, myślę, że Profesor Snape - zaczął Dumbledore, ale tym razem to Severus nie dał mu skończyć. Wstał z fotela, patrząc morderczym spojrzeniem na Harry'ego.

- Posłuchaj mnie, Potter. Wiem, że na twój maleńki móżdżek, to będzie zbyt skomplikowane, ale mam nadzieję, że twoja przyjaciółka, Panna Granger, ci to wyjaśni w przystępnym języku. Bo widzisz Śmierciożerców jest całkiem sporo i nie dalibyśmy rady ich powstrzymać. Na dodatek spora część aurorów jest przez nich sterroryzowana. Z łatwością wdarliby się do pociągu, zabili wszystkie opierające się dzieciaki i spróbowaliby zabić ciebie, a tak się składa, że twój dyrektor tego by nie chciał, więc jedynym sposobem żeby odwieźć Czarnego Pana od tego genialnego, muszę przyznać, pomysłu było przyznanie mu się, że powiedziałem wam o planowanym ataku, żeby was zapewnić o tym, że to wam jestem lojalny, żeby móc mu przekazać jakieś informacje, bo musiałem mu jakoś wyjaśnić, dlaczego nie mam dla niego ostatnio żadnych ciekawych informacji. Czarny Pan wpadł więc z pomocą jednego ze Śmierciożerców na pomysł, by w takim razie oficjalnie przejąć ministerstwo, które i tak w zasadzie od dawna było jego. Nie oczekiwałem po tobie zbyt wiele, ale nie przypuszczałem też, że jesteś aż tak głupi, żeby złościć się o to, że Śmierciożercy nie zaatakowali pociągu - syknął wściekle. Na policzki Złotego Chłopca wpełzł szkarłatny rumieniec, po czym usiadł ze spuszczoną głową. Choć odrobinę podbudowany wygraną z Potterem, mistrz eliksirów usiadł ponownie na fotelu.

- Tak, jak wspominałem ten rok będzie zapewne bardzo trudny dla nas wszystkich. Tak więc musimy się trzymać razem i musimy sobie ufać. Musicie mi uwierzyć, że wszyscy ludzie, których zobaczymy na kolejnym zebraniu, są godni zaufania - dokończył dyrektor.

- Ale dlaczego dopiero na kolejnym? - spytała zaskoczona Tonks.

- Ponieważ, moja droga, dopiero od przyszłego zebrania dołączy do nas Draco Malfoy - odparł spokojnie dyrektor.

W salonie rozległa się plątanina pełnych obaw szeptów.

- To chyba jakiś żart - odezwał się oburzony Ron.

- Bynajmniej, Panie Weasley - odparł z niezmiennym spokojem Dumbledore. - Pan Malfoy będzie pełnił podobną funkcję jak profesor Snape.

- Paskudnego ślizgońskiego pupilka Czarnego Pana? - prychnął pod nosem Rudzielec.

- Ron! - Emily obdarzyła go morderczym spojrzeniem.

- No co?! Nie wolno mi obrażać Snape'a czy Malfoya? - warknął na nią wściekłe kuzyn.

- Ron, uspokój się - poprosiła go łagodnie Granger.

- Ani jednego, ani drugiego - odparła stanowczo była Gryfonka.

- Jasne... Ty i ci twoi Ślizgoni - rudzielec wywrócił wymownie oczami. Wyglądało na to, że nie chce odpuścić. - Tak bardzo chcesz się poczuć dobra i prawa, że musisz wszystkich bronić? Nawet te oślizgłe gady?

- Ron! Gdyby profesor Snape nie nadstawił dla nas dupy, to kto wie, czy byśmy się spotkali w pełnym składzie. Już samym tym czynem zasługuje na szacunek. Już nie wspominając o innych razach, kiedy nam pomógł. Poza tym jest twoim nauczycielem i są pewne granice. A Draco próbuje nam pomóc. Również chce narazić swoje życie i swoją rodzinę dla naszej sprawy. Nie robi tego pod przymusem. Czarny Pan wygrywa. Nie opłaca mu się go zdradzać, a jednak to robi. Więc jeśli się dowiem, że źle się wobec niego zachowujesz albo wobec profesora Snape'a, to uwierz mi, że ciężkie będziesz miał życie na zaklęciach - oznajmiła spokojnie, lecz stanowczo i nie wyglądało na to, żeby miała żartować.

- Umiem sobie sam poradzić z uczniami, Weasley - stwierdził obojętnie zimnym tonem mistrz eliksirów. Nie rozumiał, czemu go znowu broniła. Przecież mu nie wierzyła. Wierzyła Blackowi, a on zapewne popierał Pottera i Weasleya także w tej kwestii.

- Wiem - odpowiedziała tylko i posłała mu jeden z tych swoich ciepłych uśmiechów.

- I właśnie dlatego chciałbym prosić pannę Granger, żeby zajęła się panem Malfoyem, wprowadziła go do Zakonu i razem z nim przejęła zadanie, które pierwotnie miało być tylko dla niej, myślę, że pan Malfoy i tak podejrzewa, co było w skrzyni.

Gryfonka wyglądała na zakłopotaną.

- Ale właściwie, dlaczego ja? - spytała. - Znaczy ja nie chciałabym... - próbowała się zaraz poprawić, ale dyrektor nie wyglądał na urażonego tym pytaniem. Uśmiechnął się jedynie do niej łagodnie.

- Panna Weasley jest mi potrzebna do czegoś innego, a wydaje mi się, że po pannie Weasley jest pani chyba najbardziej tolerancyjna wobec pana Malfoya i ma pani z nim najlepszy kontakt. Poza tym sam mnie o to poprosił.

Na policzki Wiem-To-Wszystko-Granger wpełzł delikatny, ledwo widoczny rumieniec. Severus był szczerze zaskoczony.

- Nasz zapalczywy pan Weasley razem z młodszą panną Weasley i Harrym Potterem dosiądą mioteł i zajmą się nocnymi patrolami terenów obok szkoły. Oczywiście pan Filch jest o wszystkim poinformowany.

Uczniowie zadowoleni skinęli głowami na znak potwierdzenia.

- Nasza starsza panienka Weasley będzie porankami i nocami pomagać tobie, Severusie, przy eliksirach, których notabene mam kolejną listę. Pomoże ci także, jak mówiłem w prowadzeniu zdjęć z OPCMWP i nie chcę słyszeć nawet słowa sprzeciwu.

Severus wywrócił tylko oczami.

- Co do bliźniaków mam inne plany, więc prosiłbym, żebyście panowie zostali chwilę. Reszta może się rozejść. Wyśpijcie się proszę, bo nie wiadomo, kiedy następnym razem znowu będziecie mieć na to okazję.

Przeszłość ma wielkie bursztynowe oczy - Tajemnice Severusa Snape'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz