Rozdział 1 W blasku księżyca

2.2K 142 77
                                    

Od naszego pocałunku nie minęło więcej niż piętnaście sekund. Otarłam z krawędzi ust zimną ślinę, najprawdopodobniej moją własną. Czułam ciągle te przyjemne motylki w brzuchu, które pojawiały się za każdym razem, kiedy tylko widziałam mojego ukochanego – Christophera Wilsona. Mogłabym patrzeć na niego bez przerwy. To było dla mnie jak największe ukojenie, coś, bez czego nie mogłabym żyć. Im dłużej o nim myślałam, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że prócz życia z nim nie pragnę niczego więcej.

Mercedes sunął przez rozmaite drogi, zabierając nas coraz dalej od Doliny Koniecznej. Księżyc rozświetlał ciemną noc, a reflektory samochodów tworzyły pewnego rodzaju konstelację sztucznych gwiazd. Cicha muzyka przygrywała w radiu, ale nie skupiałam na tym aż tak znacznej uwagi. Dużo ważniejsze było obserwowanie Chrisa.

Patrzyłam, jak sprawnie zmienia biegi, nawet nie spoglądając na lewarek. Ja zaś czasami musiałam spojrzeć w tamtym kierunku, bo zdarzało mi się wbić dwójkę zamiast czwórki. Położyłam po chwili moją, gorącą dłoń na jego zimnej, obejmującej lewarek. Gładziłam jej powierzchnię moim kciukiem, czując, jak to mnie przeszywa prąd, z każdym momentem coraz mocniej.

Christopher powoli odwrócił swoją głowę w moją stronę, na tyle mocno, aby jednocześnie był w stanie kontrolować drogę. Uśmiechnął się szeroko, a jego czerwone oczy płonęły uczuciem. Czułam się najszczęśliwsza na świecie, że to uczucie jest skierowanie do mnie. Miałam ochotę wykrzyczeć to całemu światu, pokazać wszystkim, jak bardzo kocham osobę, która siedziała obok mnie.

– Masz czerwone oczka – powiedział, a zdrobnienie wypowiedziane przez niego brzmiało sto razy bardziej urokliwie, niż gdyby powiedział to ktoś inny.

Zmarszczyłam lekko brwi, nie wiedząc dokładnie, o co mu chodzi. Jak to czerwone?

– Chyba jesteś trochę zmęczona – wyjaśnił mi, a na jego twarzy pojawił się cień rozbawienia. – Spokojnie, takich czerwonych oczu jak ja nigdy nie będziesz mieć. Ja za niedługo też nie będę miał.

W jego głowie rozbrzmiała taka nadzieja, że aż mnie ona podbudowała. Oboje wierzyliśmy, że nasza podróż miała jasno określony cel, który musieliśmy osiągnąć, chociażby nie wiem co. Starałam się o Christophera, o jego człowieczeństwo. Teraz gdy już je odzyskaliśmy, wiedzieliśmy, że musieliśmy wyzbyć się jego bycia wampirem. To było możliwe. W końcu na świecie znajdowało się lekarstwo na tego typu schorzenie. Jednego lekarstwa użył mój ojciec. Przed moim narodzeniem, przed tym, jak poznał moją mamę. Wyrzekł się wampiryzmu na rzecz bycia człowiekiem, co też pragnie zrobić mój ukochany. Zawsze jego marzeniem było móc założyć rodzinę, zestarzeć się w gronie dzieci, wnuków i żony. Odejść ze świata z godnością, wiedząc, że spełniło się swoją największą wolę. A nie być wampirem, którego nieśmiertelna egzystencja nie ma końca – co za tym idzie, nie ma celu, do którego można dążyć. Wampir nie liczy się z każdym kolejnym dniem, bo wie, że ma ich nieskończenie wiele.

– Tylko trochę jestem zmęczona – odparłam, przecierając delikatnie oczy, czując, że potrzebuję ziewnąć. Zastanawiałam się, czy Christopher pamięta jeszcze, co oznacza być zmęczonym. – Dojedziemy do Miłowa przed wschodem słońca?

Christopher zerknął w kierunku elektronicznego zegarka, skupiając się na tym, co odczytuje. Widocznie obliczył coś później w myślach i z dezaprobatą pokręcił głową.

– Nie ma mowy – powiedział, z powrotem skupiając wzrok na ciemnej, niemal nieoświetlonej drodze. – Będziemy musieli się gdzieś zatrzymać, zanim wzejdzie słońce. Tam przeczekamy dzień i wyruszymy w dalszą drogę zaraz po zmroku. Przepraszam, że przeze mnie będziesz musiała zupełnie zmienić swój tok dnia.

Nocny OddechOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz