Merveille POV
Budzę się, gwałtownie siadając na łóżku. Rozglądam się nerwowo po pokoju. Siedzę zdyszana na łóżku, obok śpi Luke w samych bokserkach ze słodkim, niewinnym uśmieszkiem na twarzy. Patrzę szybko pod kołdrę i na szczęście mam na sobie ubranie. Czarne majtki i dużą koszulkę z nadrukiem o treści
,,What would you do if i told you i hate you?"
Hate przekreślone i napisanie poniżej LOVE. Przyglądałam się dłużej nadrukowi gdy przebudził się Luke.
- Witaj słonko- uśmiechnął się uroczo.
- Co tak słodko, śpiochu?- zapytałam dokuczliwie.
- Śpiochu? Że ja?- podniósł się do pozycji siedzącej.
- Tak, ty. Jest ponad 12.
- Oj no dobra, ty pewnie też nie wstałaś tak dawno.
- Skąd wiesz?
- Zmęczone oczy- wskazał na mnie.
- No tak, racja.
Podsunął się do mnie jakby chciał... nie Mer wydziwiasz
- Idziemy coś zjeść?- zapytałam unikając niezręcznej sytuacji.
- Em, tak.
***
- Hej mamo- powiedział zaspany, przecierając oczy.
- Hej kochanie czy...- spojrzała w moją stronę.- Znamy się?- zapytała zdziwiona.- W sensie witam- uśmiechnęła się i podeszła, by podać rękę.- Lily, mama Luka.
- Merveille, przyja...
Zacięłam się na chwilę, by przemyśleć co chcę powiedzieć
- Przyjaciółka Luka, miło mi.
- Mi również- powiedziała i z uśmiechem wróciła do kuchni, w której był Luke. Oparty o blat, ze wzrokiem skupionym na mnie. Stał tylko w spodniach dresowych, a jego włosy były w artystycznym nieładzie...
Coś czuję jakbym patrzyła na niego z innej perspektywy... tak bliżej. Oddalam tą myśl.- Luke! To moje do pracy- strzeliła go lekko po dłoniach.
- Oj no dobra, dobra- oddalił się od jedzenia mamy, po czym zajrzał do lodówki.
- David! Spóźnimy się- krzyknęła z kuchni mama Luka.
- Dobrze, już idę- z najbardziej wysuniętego na północ od drzwi wejściowych pokoju, zabrzmiał niski, męski głos.
Zza drzwi wyłonił się wysoki, dobrze zbudowany i elegancko ubrany mężczyzna.
- Już jestem... kto to?- spojrzał na mnie z pogardą.
- Jestem Merveille Price, miło mi- wyciągnęłam niepewnie dłoń na powitanie lecz nie dostałam odpowiedzi.
Opuściłam rękę i stanęłam jeszcze bardziej niepewnie. Dlaczego? W końcu stałam na środku jadalni w seksownych majtkach i koszulce ich syna, który stał w samych spodniach i zajadał się marchewką, patrząc na całą sytuację z kuchni.
- Merveille? Cud?- zapytała mama Luka.
- Słucham?- dopytałam.
- Znaczenie twojego imienia. Po francusku. Merveille czyli cud.
- Tak, dokładnie- uśmiechnęłam się lekko.
- Lily, chodźmy- posłał mi wrogie spojrzenie i wyszedł z mieszkania.
- Już idę- podbiegła do mnie prędko i się pożegnała.
- A ja?- zapytał Luke.
- Jak wrócę- odkrzyknęła- Buziaki, kocham Cię!
- Tia, ja Ciebie też... to co jemy?
- Stoisz tam od 10 minut i się jeszcze pytasz?
Posłał mi tylko szeroki uśmiech, po czym ponownie zwrócił się w stronę lodówki.
***
- Tosty.
- Hm?- zapytałam.
- Dobre są- odpowiedział z pełną buzią.
- Wiem, bo moje- zaśmiałam się.
- Wiadomo- spojrzeliśmy sobie w oczy, po czym nastała cisza.- To... jak ci się spało?
Od razu przed oczami pojawiły mi się urywki z mojego snu...
Zaczyna mnie całować od barków po rzuchwę...
Ręką przejeżdża od biodra do piersi, którą zaczyna się bawić...
Złapałam go i przysunęłam do siebie łącząc nasze usta w mocnym pocałunku...
Bezmyślnie złapałam za jego przyrodzenie, co spowodowało jego mocne wciągnięcie powietrza...
Po chwili złapał mnie za pośladki mocno je ściskając...- Mer?
- Em co? A no tak. Emm chyba, w sensie... dobrze. Wręcz genialnie- odpowiedziałam posyłając mu delikatny uśmiech.- A tobie?
- Wspaniale- odpowiedział lakonicznie.
***
Stoimy i w ciszy sprzątamy po śniadanku
- Niedługo twoje urodziny. Postanowiłem...
- Luke... miałeś nic nie planować.
- No cóż... bywa. A więc... kiedy dokładnie masz urodziny?
- Ehh... za 5dni- odpowiedziałam z przymusu.
- Ile?!- zapytał z wytrzeszczonymi oczami.
- P I Ę Ć D N I- przeliterowałam mu, dokładnie akcentując literki.
- I mówisz mi to teraz?!
- Yup- mówię zadowolona.
- Chodź- rzucił wszystko i złapał mnie za rękę, ciągnąc w stronę jego pokoju.
- Dobrze ide, ide.
***
- Ubieraj się szybko. Jedziemy do sklepu.
- Zwariowałeś?
- Nie, czemu niby?- zatrzymał się na chwilę i spojrzał mi w oczy.
- Zwariowałeś- potwierdziłam.
- Mer, urodziny są raz do roku. Zrozum, że czuję się zobowiązany wyprawić ci wykurwiaste urodziny.
- Dobra, urodziny urodzinami, ale sukienkę ogarnę sama.
- N I E. Czy tak trudno zrozumieć?
Ubieraj się i już.Nie chciałam dalej się spierać, bo i tak bym nic nie zdziałała.
***
- Gotowa? Mer! Jak tak to chodź już do auta.
- Ide, spokojnie- uspakajałam.

CZYTASZ
Twój Dotyk
RomanceFragment: ,,Otworzyła drzwi będąc nadal na moich rękach, a ja zatrzasnąłem je nogą. Niespodziewanie wpiła się w moje usta na co ja bezmyślenia oddałem jej pocałunek, a później zacząłem całować ją po szyji. Gdy zassałem lekko skórę obok jej obojczyka...