#34 ,,Cud Price"

53 0 2
                                        

Merveille POV

Budzę się, gwałtownie siadając na łóżku. Rozglądam się nerwowo po pokoju. Siedzę zdyszana na łóżku, obok śpi Luke w samych bokserkach ze słodkim, niewinnym uśmieszkiem na twarzy. Patrzę szybko pod kołdrę i na szczęście mam na sobie ubranie. Czarne majtki i dużą koszulkę z nadrukiem o treści

,,What would you do if i told you i hate you?"

Hate przekreślone i napisanie poniżej LOVE. Przyglądałam się dłużej nadrukowi gdy przebudził się Luke.

- Witaj słonko- uśmiechnął się uroczo.

- Co tak słodko, śpiochu?- zapytałam dokuczliwie.

- Śpiochu? Że ja?- podniósł się do pozycji siedzącej.

- Tak, ty. Jest ponad 12.

- Oj no dobra, ty pewnie też nie wstałaś tak dawno.

- Skąd wiesz?

- Zmęczone oczy- wskazał na mnie.

- No tak, racja.

Podsunął się do mnie jakby chciał... nie Mer wydziwiasz

- Idziemy coś zjeść?- zapytałam unikając niezręcznej sytuacji.

- Em, tak.

***

- Hej mamo- powiedział zaspany, przecierając oczy.

- Hej kochanie czy...- spojrzała w moją stronę.- Znamy się?- zapytała zdziwiona.- W sensie witam- uśmiechnęła się i podeszła, by podać rękę.- Lily, mama Luka.

- Merveille, przyja...

Zacięłam się na chwilę, by przemyśleć co chcę powiedzieć

- Przyjaciółka Luka, miło mi.

- Mi również- powiedziała i z uśmiechem wróciła do kuchni, w której był Luke. Oparty o blat, ze wzrokiem skupionym na mnie. Stał tylko w spodniach dresowych, a jego włosy były w artystycznym nieładzie...
Coś czuję jakbym patrzyła na niego z innej perspektywy... tak bliżej. Oddalam tą myśl.

- Luke! To moje do pracy- strzeliła go lekko po dłoniach.

- Oj no dobra, dobra- oddalił się od jedzenia mamy, po czym zajrzał do lodówki.

- David! Spóźnimy się- krzyknęła z kuchni mama Luka.

- Dobrze, już idę- z najbardziej wysuniętego na północ od drzwi wejściowych pokoju, zabrzmiał niski, męski głos.

Zza drzwi wyłonił się wysoki, dobrze zbudowany i elegancko ubrany mężczyzna.

- Już jestem... kto to?- spojrzał na mnie z pogardą.

- Jestem Merveille Price, miło mi- wyciągnęłam niepewnie dłoń na powitanie lecz nie dostałam odpowiedzi.

Opuściłam rękę i stanęłam jeszcze bardziej niepewnie. Dlaczego? W końcu stałam na środku jadalni w seksownych majtkach i koszulce ich syna, który stał w samych spodniach i zajadał się marchewką, patrząc na całą sytuację z kuchni.

- Merveille? Cud?- zapytała mama Luka.

- Słucham?- dopytałam.

- Znaczenie twojego imienia. Po francusku. Merveille czyli cud.

- Tak, dokładnie- uśmiechnęłam się lekko.

- Lily, chodźmy- posłał mi wrogie spojrzenie i wyszedł z mieszkania.

- Już idę- podbiegła do mnie prędko i się pożegnała.

- A ja?- zapytał Luke.

- Jak wrócę- odkrzyknęła- Buziaki, kocham Cię!

- Tia, ja Ciebie też... to co jemy?

- Stoisz tam od 10 minut i się jeszcze pytasz?

Posłał mi tylko szeroki uśmiech, po czym ponownie zwrócił się w stronę lodówki.

***

- Tosty.

- Hm?- zapytałam.

- Dobre są- odpowiedział z pełną buzią.

- Wiem, bo moje- zaśmiałam się.

- Wiadomo- spojrzeliśmy sobie w oczy, po czym nastała cisza.- To... jak ci się spało?

Od razu przed oczami pojawiły mi się urywki z mojego snu...

Zaczyna mnie całować od barków po rzuchwę...
Ręką przejeżdża od biodra do piersi, którą zaczyna się bawić...
Złapałam go i przysunęłam do siebie łącząc nasze usta w mocnym pocałunku...
Bezmyślnie złapałam za jego przyrodzenie, co spowodowało jego mocne wciągnięcie powietrza...
Po chwili złapał mnie za pośladki mocno je ściskając...

- Mer?

- Em co? A no tak. Emm chyba, w sensie... dobrze. Wręcz genialnie- odpowiedziałam posyłając mu delikatny uśmiech.- A tobie?

- Wspaniale- odpowiedział lakonicznie.

***

Stoimy i w ciszy sprzątamy po śniadanku

- Niedługo twoje urodziny. Postanowiłem...

- Luke... miałeś nic nie planować.

- No cóż... bywa. A więc... kiedy dokładnie masz urodziny?

- Ehh... za 5dni- odpowiedziałam z przymusu.

- Ile?!- zapytał z wytrzeszczonymi oczami.

- P I Ę Ć  D N I- przeliterowałam mu, dokładnie akcentując literki.

- I mówisz mi to teraz?!

- Yup- mówię zadowolona.

- Chodź- rzucił wszystko i złapał mnie za rękę, ciągnąc w stronę jego pokoju.

- Dobrze ide, ide.

***

- Ubieraj się szybko. Jedziemy do sklepu.

- Zwariowałeś?

- Nie, czemu niby?- zatrzymał się na chwilę i spojrzał mi w oczy.

- Zwariowałeś- potwierdziłam.

- Mer, urodziny są raz do roku. Zrozum, że czuję się zobowiązany wyprawić ci wykurwiaste urodziny.

- Dobra, urodziny urodzinami, ale sukienkę ogarnę sama.

- N I E. Czy tak trudno zrozumieć?
Ubieraj się i już.

Nie chciałam dalej się spierać, bo i tak bym nic nie zdziałała.

***

- Gotowa? Mer! Jak tak to chodź już do auta.

- Ide, spokojnie- uspakajałam.

Twój DotykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz