Rozdział 8

502 50 14
                                    

***Miesiąc później, Nowy Jork***

Okres pilnowania mnie poza domem minął już jakiś czas temu i mogłam w końcu w spokoju chodzić na spacery i na zakupy. Nadal nie udało się nam namierzyć Barnesa, ale jakoś nie specjalnie o tym myślałam. Moje myśli były raczej przy tym, że Loki przepadł jak kamień w wodę, a ja nawet mu nie powiedziałam o dziecku. W sumie, o niczym mu nie powiedziałam. Tony oczywiście chciałby żeby ktoś miał mnie na oku, ale jakoś udało mi się go przekonać, że nie jest to konieczne.

Dzisiaj miałam w planach małe zakupy. Potrzebowałam nowych ubrań bo niestety jakby nie patrzeć w jednym miejscu mi się przytyło. Brzuszek mi się pokazał i chyba czas najwyższy kupić coś normalnego niż chodzić wszędzie w dresach. Miałam swój ulubiony sklepik kilka przecznic o mojego mieszkania, to znaczy mojego i Lokesa. Był trochę na uboczu ale taki klimat pasował mi idealnie. Nie szukałam sensacji. Było wyjątkowo spokojnie tego dnia na ulicach zatłoczonego miasta. Właśnie przechodziłam koło jednej alejki tuż koło sklepu, kiedy ktoś zaciągnął mnie w jakiś zaułek. Krzyknęłabym, ale na mojej twarzy od razu pojawiła się czyjaś dłoń z chusteczką. Głupia nie byłam, była nasączona eterem, ale zanim o tym pomyślałam zdążyłam odlecieć, a ostatnie co zapamiętałam to puste spojrzenie Buckiego. Jak miło że niektóre rzeczy się nie zmieniają znowu moim porywaczem jest ta sama osoba.

*Perspektywa Tony'ego*

Siedziałem zdenerwowany na kanapie w salonie. Mimo tego, że Nat ją śledziła nic z tego nie wyszło. Agentka zapamiętała przynajmniej samochód którym odjechali. Zawsze coś. Miałem rację, trzeba było ją mieć na oku cały czas ale jak widać i to średnio pomogło. Nie wiedziałem czego mam się spodziewać. Bucky chciał ją zabić, a nie porywać. To znaczy wiem że nie Bucky tylko ktoś mu to kazał zrobić ale to takie moje skrótowe myślenie. Teraz przydał by się Loki ale ten jak zwykle zapadł się pod ziemię. Wszyscy zaczęli działać lub coś robić w kierunku znalezienia Hanny jak najszybciej. Jedynie ja zostałem w miejscu. Po pierwsze dlatego że nie byłem w stanie, a po drugie Fury powiedział że mam się nie mieszać bo jak zwykle jeżeli chodzi o nią podchodzę do sprawy zbyt emocjonalnie. A kto by nie podchodził?! To chyba normalne że martwiłem się o córkę do tego wszystkiego jeszcze będącą w ciąży. Normalnie w takiej sytuacji zajął bym się czymś żeby nie myśleć, ale warsztat odpadał, bo pewnie bym jej szukał na własną rękę.

-Pobawisz się ze mną? - usłyszałem za sobą Karen

-A w co chcesz się bawić? - zapytałem wstając z kanapy, a Karen zmierzyła nie od góry do dołu przenikliwym spojrzeniem

-Płakałeś? - zapytała a mnie prawie wbiło w ziemię

-Nie? Chodź pójdziemy do twojego pokoju - złapałem ją za rączkę i poszliśmy do pokoju

-A Hannah też się pobawi? - zapytała znowu jak byliśmy w pokoju

-Hannah jest u siebie w domku - powiedziałem, bo co też innego jej miałem powiedzieć

Na szczęście Karen chyba przyjęła to do wiadomości i zajęła się znoszeniem maskotek na środek pokoju. Bardzo dobrze że tam poszedłem, bo chociaż zająłem czymś myśli i wpadłem w panikę lub jakieś chore pomysły. Karen była mi naprawdę potrzebna i to nie tylko teraz.

*Perspektywa Hanny*

Obudziłam się na twardej ziemi w totalnej ciemności. Nie wiedziałam gdzie mogłam być i nie za bardzo miałam głowę na myślenie. Zastanawiało mnie jedno. Czemu mnie porwał skoro byłam jego celem? Powinien od razu mnie zabić. Siedziałam skulona w kącie w małym pomieszczeniu. Mogłabym się teleportować, ale niestety stan błogosławiony mi na to nie pozwala. Na żadne użycie magii i sztuczek, więc jestem skazana na łaskę Zimowego Żołnierza i upływającego czasu. Nie wiedziałam czego mam się właściwie spodziewać. Śmierci? Tortur? Na pewno nie czeka mnie tu nic przyjemnego. Chyba że Tony dowie się w porę i jakoś mnie znajdzie zanim będzie za późno albo Lokes się nagle znajdzie. Teraz mogłam się przyznać. Najzwyczajniej w świecie zaczęłam się bać. Nie tylko o siebie jakby nie patrzeć.

Przymknęłam na chwilę oczy żeby uspokoić galopujące myśli i wtedy usłyszałam otwierające się z trzaskiem drzwi. W totalnej ciemności widziałam tylko smuge światła odbijającą się do metalowego ramienia. Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Otworzyłam je dopiero przy mocnym szarpnięciu, które postawiło mnie na nogi. Mogłabym się bronić ale bałam się że sobie nie poradzę, dlatego postanowiłam się poddać do pewnego stopnia. Pozwoliłam się wywlec z tego pomieszczenia i od razu oślepiło mnie rażące światło. Kilka metrów dalej były kolejne drzwi za którymi czekała mnie mała niespodzianka.

Naprawdę niektóre rzeczy się nie zmieniają. To było to samo miejsce do którego porwał mnie Bucky po moim pierwszym przyjeździe do Avengers Tower. Tylko że było już opuszczone. Najciekawiej jednak było tam zobaczyć własną matkę, która czekała na mnie z krnąbrnyn uśmieszekiem na twarzy.

𝑺𝒛𝒖𝒌𝒂𝒋 𝒅𝒂𝒍𝒆𝒋Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz