Rozdział 9

509 46 7
                                    

Przeglądałam papiery od Fury'go związane z moją matką. Doczytałam tylko tyle że ekstremis testowała też na mnie. Więc nie dość że całe moje życie było ustawione przez jakiegoś psychopatę z kosmosu to jeszcze własna matka robiła ze mnie królika doświadczalnego. Najgorsze jest to, że jakimś cudem tego nie pamiętam. Może nie chciałam pamiętać albo to kolejny eksperyment matki.

Barnes wepchnął mnie do pomieszczenia gdzie już kiedyś byłam. Metalowe krzesło chyba się za mną stęskniło. Ciekawe co tym razem. Byłam gotowa praktycznie na wszystko, ale musiałam mieć jakiś plan awaryjny. Wiedziałam, że nie ma sensu dyskutować ani próbować uciekać bo gorzej dla mnie. Matka mierzyła mnie rozbawionym spojrzeniem, które doprowadzało mnie powoli do szału. Nienawidziłam jej już. Tęskniłam przez te wszystkie lata za potworem jak się okazało. Kiedy krzesło zamknęło moje nadgarstki w swoich objęciach posłałam matce mordercze spojrzenie.

-Jak miło że w końcu możemy pogadać na spokojnie - wypaliła

-Mogłaś mnie zaprosić na kawę a nie kazać porywać i traktować jak śmiecia - prychnęłam

-Ale przecież jesteś śmiechem - uśmiechnęła się wrednie - Jesteś tylko wpadką która dobrze starałam się wykorzystać.

-Jako królika doświadczalnego?

-Na przykład - stanęła naprzeciw mnie

-To co Króliczku... Bierzemy się do roboty - zakomunikowała

-Słucham? - dopytałam bo nie za bardzo wierzyłam własnym uszom

-Mam coś do sprawdzenia a ty spełniasz wszystkie predyspozycje

-Nie wierzę po prostu -warknęłam pod nosem- Pojawiasz się nagle z dupy, ale tylko i wyłącznie dlatego bo coś ci się chce testować? Jesteś jakaś powalona!

-Gratuluje skarbie w końcu to do ciebie dotarło - uśmiechnęła się niby słodko

-Nienawidzę cię - powiedziałam sama do siebie ze łzami w oczach

To bolało, że własna matka ma cię za śmiecia lub królika doświadczalnego. Jak na początku żałowałam mieszkania u Starka to teraz cieszyłam się, że jednak moja matka wtedy zniknęła. Kilka chwil później jakieś świństwo krążyło już w mojej krwi. Czułam się okropnie. Prawie tak samo jak po podaniu płynu do usuwania pamięci. Nie wiem co to miało robić, ale chciałam żeby to się jak najszybciej skończyło. Z racji tego że praktycznie już odleciałam matka kazała mnie rozkuć i zostawić na tym krześle. Sama poszła gdzieś znikając mi z pola widzenia. Kręciło mi się w głowie niemiłosiernie i zbierało na wymioty.

*Perspektywa Tony'ego*

Siedzieliśmy w moim warsztacie i próbowaliśmy namierzyć Hannę. Karen jest z opiekunką narazie, bo nie mogłem się nią narazie zajmować. Po dwóch dniach poszukiwań biorąc pod uwagę że porwał ją Bucky wpadłem na najbardziej absurdalny pomysł na świecie. Postanowiłem sprawdzić miejsce gdzie kiedyś porwała ją Hydra. Nie wiem czemu ale coś mi podpowiadało że może to jest chociaż dobry trop. Nikt nie chciał mi za wiele mówić czym jeszcze bardziej mnie denerwowali. Lokiego nie udało się sprowadzić przynajmniej narazie bo podobno są jakieś problemy w Asgardzie. Wiem że tam minął dopiero jeden dzień ale tutaj czas dłużył się w nieskończoność.

-Tony, odpocznij - powiedziała Nat siadając obok

-Nie teraz - odparłem i próbowałem sprawdzić tamto miejsce

-Nie spałeś od tamtego czasu - zauważyła

-No co ty. Nie wiedziałem - prychnąłem lekceważąco co spotkało się z niezadowolonym spojrzeniem Wdowy - Przepraszam

-Jak nie będziesz odpoczywał to nic z tego nie będzie - stwierdziła

W tej chwili znalazłem potwierdzenie mojej teorii. Kilka nagrań z ulic uchwyciło samochód którym porwali Hannę własnej w okolicy tego miejsca. Tuż za Nowym Jorkiem. Od razu zerwałem się z miejsca.

-Jedziemy albo ja jadę, jak chcecie.

-Ale dokąd? - zapytał zaskoczony Rogers

-Po Hannę wiem gdzie może być - zbierałem wszystkie potrzebne rzeczy

Kilka minut później byliśmy w drodze. To znaczy ja, Nat i Rogers bo reszta została. Droga wydała mi się dłuższa niż ostanio, ale może to po prostu takie wrażenie. Kilkanaście minut później byliśmy pod opuszczonym budynkiem dawnej bazy Hydry.

*Perspektywa Hanny*

Jak poczułam się lepiej postanowiłam uciec. Matka nadal nie wróciła, a Barnesa nie było nigdzie w pobliżu. Kiedy w końcu udało mi się jakoś uciec z sali chciałam jak najszybciej udać się do wyjścia.  Niestety chwilę potem leżałam na ziemi. Barnes pod działaniem programu Zimowego nie należy do najdelikatniejszych. Spotkanie z podłogą nie było przyjemne, ale potem było tylko gorzej. Matka w ogóle nie przejmowała się tym, co on by ze mną robił. Ważne żebym wróciła na jej testy i badania. Nie ważne w jakim stanie. Chciałam mimo wszystko uciec, ale każda moja próba wstania kończyła się kopniakiem lub uderzeniem. Czułam jak z każdym kolejnym uderzeniem w moich ustach przybywa metalicznego posmaku krwi. Dlaczego to zawsze muszę być ja? Jestem tyle miliardów ludzi na świecie, ale wszystko spotyka akurat mnie. Nie miałam już siły wstać z ziemi i spoglądałam tylko na Barnesa szukając jeszcze w nim odrobiny człowieka który był od niedawna moim dobrym przyjacielem a teraz próbuje mnie praktycznie zabić. Nic za bardzo nie mogłam zrobić, a po chwili stało się to czego bałam się najbardziej. Kilka kopniaków w brzuch doprowadziło mnie do łez. Nie wiedziałam czy z bólu, czy ze strachu.  Kiedy już stałam na nogach z "pomocą" Buckiego, który ciągnął mnie z powrotem do sali do budynku przez okno wpadła tarcza Kapitana która ogłuszyła mojego napastnika dzięki czemu mnie puścił. Nie miałam siły już na nic. Opadłam na ziemię witając się z ciemnością przed oczami. Nie straciłam przytomności ale nie byłam w stanie już trzymać się jako tako.

*Perspektywa Tony'ego*

Gdy już znaleźliśmy się w środku Steve miał się zająć Bucky'm a ja miałem szukać Hanny i zabrać ją stamtąd. Nat w tym czasie miała przeszukać resztę budynku. Jak się okazało wcale nie musiałem specjalnie jej szukać. Nie powiem że widok ten sprawił mi radość ale cieszyłem się że ją znalazłem. Pobiegłem do niej i zamierzałem jak najszybciej ją stamtąd zabrać. Kiedy byłem już obok podniosła na mnie wzrok i lekko się uśmiechnęła. Rogers był zajęty Barnesem, dlatego bez większego zastanowienia wziąłem ją na ręce i pobiegłem do auta. Posadziłem ją bezpiecznie w fotelu po stronie pasażera, a sam usiadłem za kierownicą pędząc do najbliższego szpitala. Hannah cały czas była przytomna ale nawet się nie odezwała. Była wykończona i ledwo trzymała się na nogach. Kiedy dojechałem już na miejsce Hannę zabrali lekarze, a ja czekałem godzinami na korytarzu na jakiekolwiek wieści...

𝑺𝒛𝒖𝒌𝒂𝒋 𝒅𝒂𝒍𝒆𝒋Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz