9.

1.4K 85 31
                                    

Godziny? A może zaledwie chwila? Ani Klaus, ani Caroline nie byli w stanie określić ile minęło czasu od wtargnięcia przez blondynkę do umysłu pierwotnego. W końcu czas w wyimaginowanym więzieniu płynął zupełnie inaczej. Wieczność okazała się być sekundą, a sekunda wiecznością. Wszystko było na opak. Jednak ku zdziwieniu Caroline śmiało stwierdziła, iż mogłaby tam zostać. Nawet jeśli ceną tego nieziemsko błogiego spokoju, ciszy i chwili wytchnienia od codziennego życia, byłoby całowanie kogoś kogo powinna nienawidzić. Niestety całą sielankę zburzył czyjś głos, którego nie rozpoznała w pierwszej chwili. Dźwięk dochodził jej uszu jak przez zepsute słuchawki. Niby słychać daną piosenkę, wiesz kim jest wykonawca, ale na końcu wszystko na powrót się miesza.

- Słyszysz?- Spytała marszcząc brwi.

- To Elijah.- Stwierdził z pewnego rodzaju smutkiem i zawodem.- Musisz już iść, kochana. Na pewno jest to coś ważnego skoro mój brat cię woła.

- Ale...

- Idź.- Rozkazał władczym tonem jak za dawnych "dobrych" czasów.

Wystraszona nagłą zmianą zachowania swego towarzysza mocno zacisnęła powieki.

Elijah stał u progu drzwi przyglądając się bratu i młodej wampirzycy. Widok jak Care leży wtulona w Niklausa poruszył nim. Przez moment przez myśl przemknęła mu nawet myśl jaką piękną byliby parą. Dwa przeciwieństwa. Dwa różne światy i charaktery. Mrok i światło rozjaśniające najgęstszą ciemność. Upadły i anioł, który niesie nadzieję na lepsze jutro.

Tak różne od siebie zestawienia idealnie się dopełniają, pomyślał.

Caroline nim wróciła do siebie musiała ponownie przejść przez tysiące jak nie miliony wspomnień Klausa. Było to tym łatwiejsze, iż występowały teraz w formie krótkich bądź dłuższych migawek niż za pierwszym razem. Jednak po przebudzeniu Care czuła się tak jakby zasnęła na dobre kilka godzin. O dziwo, cała obolała przeciągnęła się cicho ziewając czym wzbudziła chichot pierwotnego.

- Elijah? Myślałam, że jesteś na dole i mnie wołasz i i...- Zaczęła panikować. Nie chciała, aby ktokolwiek zobaczył ją w takiej sytuacji, która poniekąd była bardzo intymna.

- Spokojnie. Nie tłumacz się. Nie musisz. Nie chcę wiedzieć.

- To po co mnie wołałeś?- Zmarszczyła delikatnie zaczerwieniony nosek.

- Zaraz przyjdzie przyjaciel rodziny i Marie Anne Bennett. Będziemy jeszcze dziś zdejmować urok. Mam prośbę.

- Słucham.- Podpierając się o brzeg łóżka chwiejnie wstała.

- Zajmij czymś Kola. Wyjdź z nim do Rosseau, albo zabierz na spacer.

- No wiesz ty co...- Care nie mogła uwierzyć własnym uszom. Myślała, że bycie przynętą skończyło się wraz z wyjazdem Klausa z miasteczka.- Dlaczego zawsze ja jestem przynętą?!- Zapytała z pretensją wyrzucając przy tym ręce wysoko w górę.

- Bo jesteś piękną wampirzycą, jesteś wyszczekana i nie boisz się przeciwstawiać, a Kol takie lubi.

- No dobra.- Zgodziła się niechętnie.- Ale mam takie małe pytanko: po co mam odseparować Kola?- Uniosła brew do góry.

- Marcel skręcił kark Kolowi. Dwa razy. Biedaczek to przeżywa i grozi masowym mordem.

- Ouuu...- Kiwnęła głową. Mogła od razu domyśleć się o kogo chodzi, gdy Elijah powiedział "przyjaciel rodziny". Ale czy Marcel nie wspominał czasem, że przestali być przyjaciółmi i łączą go z Mikaelsonami tylko stosunki ugodowe? Spotkać Marcela i wypytać go o szczegóły znajomości z pierwszymi, odnotowała w myślach.- Już idę. Gdzie jest?

|| Last Love ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz