Nie chciała tego robić, bo nie chciała zostawiać przyjaciół w potrzebie. Tym bardziej, że Klaus planował morderstwo stuleci. A ona obiecała być przy nim dopóki nie pogodzi się z Caroline, aby w razie potrzeby przemówić jej lub jemu do rozumu. Jednak pierwotny uparł się, że ma wracać do Nowego Orleanu by tam porozmawiać z jego bratem. Kiedy protestowała on mówił coś czemu nie mogła zaprzeczyć choć bardzo chciała. Tłumaczył się tym, że musi zadbać o swoje szczęście i on dopilnuje tego, aby tak się stało. Pomoże jej nawet w tym tak jak ona pomogła mu zrozumieć pewne rzeczy. Był nieugięty tak jak ona kiedy nie chciał wyjechać na poszukiwania Caroline. Teraz za to jej dziękował obiecując jednocześnie, że nigdy jej tego nie zapomni i zrobi wszystko, aby była szczęśliwa. Nawet jeśli miałby kogoś zabić czego ona surowo mu zabroniła.
Stała teraz na dziedzińcu posiadłości należącej do Mikaelsonów i rozglądała się w koło mając nadzieję, że przy którejś z balustrad ogromnego balkonu stoi najstarszy z braci. Niestety nikogo nie było, a ona stała jak kołek wbity w serce wampira. Dotknął jej wewnętrzny paraliż, co było bardzo dziwne. Bo przecież Julia Mariana Castillo nie bała się niczego. Niczego prócz własnych uczuć...
Westchnęła ciężko robiąc pierwsze kroki w głąb dziedzińca. Stuk szpilek rozniósł się po całym domu wyłaniając z pokoju Kola. Uśmiechnięty od ucha do ucha wampir od razu zeskoczył z balustrady, na której stał. Płynnie wylądował przed wampirzycą nie uginając się na nogach przy lądowaniu.
- No, no. Kto to wrócił?- Przytulił ją.
- Jedyna w swoim rodzaju Julia Castillo.- Odpowiedziała z szerokim uśmiechem. Na widok Kola zawsze się uśmiechała. Obojętnie co by się nie działo i jak między nimi by było, on zawsze potrafi wywołać uśmiech na jej twarzy. Może to zasługa jego uroku, dziecinnej twarzy, poczucia humoru i tego jak wiele w życiu wycierpiał? W dodatku ze strony rodzeństwa, najbliższych mu osób?
Odsunęła się od niego na bezpieczną odległość. Kol czując rosnące napięcie zaśmiał się pod nosem.
- Co cię tak bawi?- Spytała unoszą brew.
- Twoje zachowanie. Odsunęłaś się ode mnie tak jakbym był trędowaty, a ja tylko stoję i nic nie robię.- Wytłumaczył. W jego oczach widać było iskierki rozbawienia, ale także smutku. Głębokiego, rozchodzącego się po całym ciele.- Nie musisz się martwić o to, że skończymy dzisiaj w łóżku. Jutro ewentualnie...- Uśmiechnął się łobuzersko, co wywołało u Julii uśmiech pomimo wiedzy, że był wymuszony.
- Kol, nie...- Zaczęła, ale jej przerwał.
Położył dłonie na jej ramionach i uśmiechnął się smutno. Przewrócił oczami, aby odgonić napływające do oczu łzy. Był pierwotnym i nie chciał nikomu okazywać tego jak bardzo jest mu źle, ale myśl o kolejnym roku bez ukochanej Daviny... Zabija go od środka. Z każdym rokiem co raz bardziej. Już miała coś powiedzieć, ale jej przerwał:
- Wiem. Czy się przyznajesz do tego czy nie, wiem, że czujesz coś do mojego brata. A Elijah do ciebie. Chcesz z tym skończyć by go nie ranić. Chociaż przyznam, że będzie mi brakować dzikiego seksu z tobą, Julio Castillo.- Wyprostował się.- Jest na górze w swoim pokoju. Idź śmiało.- Poklepał ją pokrzepiająco.
Uśmiechnęła się choć tak naprawdę nie miała na to ochoty. Jednak nie chciała pokazywać pierwotnemu, że coś ją trapi. Dość miał swoich zmartwień.
- Przykro mi z powodu tego, że jesteś sam- powiedziała przypominając sobie jak mówił o śmierci ukochanej.- Gdyby Davina tu była...
- Gdyby tu była to byśmy się nie poznali. Przynajmniej od takiej strony od jakiej to zrobiliśmy.- Uciął. Nie chciał słuchać o tym co by było, gdyby czarownica była tu i teraz przy nim.- A teraz wybacz, ale muszę iść na cmentarz. Dzisiaj jest rocznica jej śmierci. Chcę spędzić z nią trochę czasu.

CZYTASZ
|| Last Love ||
VampirMinęło ponad 100 lat od makabrycznych wydarzeń w Mystic Falls. Wszyscy znajomi blond wampirzycy już dawno nie żyją, ponieważ zgineli w wojnie, która z góry była przegrana i pochłonęła wiele istnień. Piękna wampirzyca- jako jedyny wampir, który przeż...