Ubrana w obcisłą, czarną sukienkę i czarne sandałki na cienkiej szpilce piękna blond wampirzyca czekała w umówionym miejscu na Marcela. Było lekko po dwudziestej, a niebo przybrało kolor ciemnego granatu. Jedyne co ozdabiało jednolite nocne niebo były drobne gwiazdy usiane nie regularnymi odstępami. Jedne były dalej, drugiej bliżej, a jeszcze inne zdawały się być tak odległe, że gdyby nie wampirzy wzrok Care mogłaby ich nie dostrzec. I gdyby nie wampirzy słuch nie usłyszałaby kroków Marcela. Z wielkim uśmiechem odwróciła się w jego stronę i rzuciła się na niego.
- Wybacz- powiedziała lekko zarumieniona. Odsunęła się od niego tak, aby móc spojrzeć w ciemne jak noc oczy towarzysza.
- Nic się nie stało. Spodobało mi się to.- Przyznał zaskoczony Marcellus.- To dla ciebie.- Wyciągnął zza pleców czerwoną różę. Podarował jej taką samą przy pierwszym spotkaniu. Marcel uznał, iż jest to kwiat wprost idealnie pasujący do Caroline. Piękny, delikatny, ale co do czego przyjdzie potrafi być ostry dzięki kolcom.
- Dziękuję.- Odebrała od niego kwiat. Jedną dłoń położyła na ramieniu wampira i cmoknęło go w policzek. Zrobiła krok w tył tylko po to, aby ujrzeć roziskrzone, czarne niemalże tęczówki i szczery uśmiech. Od czasu przyjazdu Care do Nowego Orleanu spotkali się zaledwie trzy, cztery razy, jednakże Marcel podbił jej serce od razu i na zawsze. I ma gdzieś to czy łączą go z Mikaelsonami dziwne układy. Dla niej jest miły, życzliwy i dobry. A to chyba liczy się w przyjaźni? Dlatego też nie ma dla niej znaczenia to co go łączy z pierwotnymi. Ma zamiar dyskretnie wypytać go o to z czystej ciekawości. Gorzej jak on zacznie wypytywać ją o jej przeszłość. Będzie jeszcze gorzej jak przypadkowo wygada się o tym, iż zna rodzeństwo Mikaelson i to bardzo dobrze. Oczywiście wie, że kiedyś to się wyda, ale póki nie zaistniała taka sytuacja nie ma się czym martwić. Uśmiechnęła się i zwiesiła głowę w dół.- Piękny.- Oznajmiła patrząc na soczyście czerwony kwiat.
- Jak ty. A mała czarna idealnie podkreśla twoją figurę.
- Mhm, dobry tekst na podryw.- Zaśmiała się.- Dziewczyny na pewno lgną do ciebie.
- Nie mogę zaprzeczyć- zaśmiał się krótko.- Ale mam inne sposoby na to, aby zdobyć serce kobiety niż tandetne teksty na podryw.
- Jakie?- Care w zachęcający sposób uniosła obie brwi do góry. Nie mogła przestać uśmiechać się. Przy Marcelu było to nie wykonalne.
- Różne. Jest ich naprawdę wiele.- Marcel objął Caroline ramieniem, aby chwilę później mogli ruszyć w drogę w głąb francuskiej dzielnicy. Nie zmiernie cieszył się towarzystwem Caroline. Przypomina mu Camille tyle, że jest sto, a nawet tysiąc razy piękniejsza i niebezpieczniejsza dzięki swej wampirzej naturze. Jest tyle samo w niej dobra, ile zła. Tyle światła, ile ciemności. Tyle delikatności i wrażliwości, ile drapieżnika. Nie znał jej, gdy była człowiekiem, ale śmiało może stwierdzić, iż nieśmiertelność jej służy. Niestety, gdy tylko myślał o niej lub spojrzał na nią przed oczami pojawiała się mu twarz Rebeki. Jego miłość do pierwotnej jest bezwarunkowa, ale związek ich obojga pomimo tylu prób bycia razem zawsze jest tak samo toksyczny. Może ze względu na przeszłość? Ich prawie bliźniacze charaktery? A może ze względu na Klausa mimo jego przyzwolenia na ten związek? Tego nie wie on, ani Bex. I dlatego też nie mogą zmienić tej jednej rzeczy; błędnego koła. Chwila słabości, romansu i związku, aby zaraz rozejść się w swoje strony z najróżniejszych powodów.- Opowiem ci o nich i oczym tylko zechcesz, ale najpierw daj się zaprowadzić do mojej ulubionej restauracji. Dobrze?
Forbes grzecznie pokiwała głową. Opowie mi o czym tylko będę chciała, pomyślała i uśmiechnęła się w duchu. Zapowiada się miły wieczór... I nie tylko dlatego, że Marcel jest skłonny opowiedzieć o wszystkim Caroline, ale dlatego, że czują się bardzo dobrze w swoim towarzystwie.

CZYTASZ
|| Last Love ||
VampireMinęło ponad 100 lat od makabrycznych wydarzeń w Mystic Falls. Wszyscy znajomi blond wampirzycy już dawno nie żyją, ponieważ zgineli w wojnie, która z góry była przegrana i pochłonęła wiele istnień. Piękna wampirzyca- jako jedyny wampir, który przeż...