22.

672 41 67
                                    

Nie wiedział jak znalazł się na kanapie w swoim apartamencie. Nie wiedział dlaczego boli go głowa i kark od którego promieniujący ból rozchodził się po całym kręgosłupie, aż po wszystkie inne kości. Nie wiedział nic i to go wkurzało. Miał pustkę. Jedyne co pamiętał to taniec z Caroline, seksowną brunetkę skręcającą jej karki i ciemność, która nastała po słowach mężczyzny, który bez wątpienia jest tym o kim mówiła blondynka. Próbował zrozumieć dlaczego został pozbawiony przytomności i to w tak brutalny sposób, ale nic nie przychodziło mu do głowy. A Maze, która siedziała naprzeciwko niego nie pomagała mu w tym. Wręcz napawała się widokiem poturbowanego Lucyfera.

- Co cię tak bawi, Mazikeen?- Zapytał zirytowany zachowaniem demonicy.

- Twój wygląd. Wyglądasz jak siedem nieszczęść. Masz szczęście, że Chloe jest w szpitalu i nie było jej w Lux. Inaczej byłbyś martwy po skręceniu karku.- Odpowiedziała uprzednio upijając łyk bursztynowego alkoholu.

- Jak to?- Pomasował się po bolącej części ciała czym pogorszył sprawę.

- Tak to. Koleś był silniejszy od ciebie, ty zbyt pijany i bam! Nie ma wielkiego Władcy Piekieł!- Zaśmiała się. Opróżniła szklankę do końca i ponownie ją napełniła.

- Ostrożnie, Maze.- Ostrzegł ją, a w jego oczach pojawiły się czerwone iskry, by zaraz pokryć całą powierzchnię tęczówki.

Jednak ona nic sobie z tego nie robiła. Lucyfer wiele razy jej groził używając swojej sztuczki z jego ,,prawdziwą" twarzą. Jedyne co mogła zrobić w takiej sytuacji to dalej się z nim droczyć lub wyjść i nie wracać do późnej nocy. Wybrała tę drugą opcję jako, że i tak umówiła się z Lindą u niej w gabinecie, a potem wraz z panią psycholog i Amenadielem mieli iść wieczorem na drinka.

***

Przyglądał się jej jak śpi tak jak miesiąc temu, gdy Rebekah skręciła jej kark z zazdrości o Marcela. I tak jak wtedy nachodziła go setka wspomnień, tych złych i tych dobrych, oraz różne nieproszone myśli. Chciał w pełni oddać się kolejny raz wspomnieniom poświęconym blondynce i jemu, ale za każdym razem przerywał mu głos nieznanego mężczyzny, który wyraźnie sugerował, że poszli razem do łóżka. Czuł to jak jechali autem, ale zignorował to po rozmowie z Julią, która swoim postępowaniem skradła reszte jego uwagi jaką ją obdarzył. Nie mógł być na nią zły, w końcu nie byli razem, a jedynie wyznali sobie co do siebie czują. Zrobili to w trochę nie poradny sposób, ale zrobili. Od tamtej chwili na moście nie oczekiwał, że rzucą się sobie od razu w ramiona, ale niespodziewał się też tego, że tak szybko z niego zrezygnuje. To co zrobiła, to o czym mówił ciemnooki właściciel klubu, nie zezłościło go. Bardziej złamało mu to serce, niż wprawiło we wściekłość. Jedyne na kogo mógł być zły to na samego siebie, że pozwolił jej odejść i na Władcę Piekieł, który lubuje się w kochaniu z każdą napotkaną dziewczyną. Oczywiście nie wiedział kim tak naprawdę jest Lucyfer dopóki nie dostrzegł jego pierścienia kiedy skręcał mu kark. O tym pierścieniu krążyły legendy. Dopiero wtedy zrozumiał, że boskość naprawdę istnieje, a nie jest tylko fikcją, bajką dla głupców chcących zapełnić sobie luki w życiorysie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zadarł z samym diabłem, bo na pewno będzie chciał zemsty na nim za zniewagę, ale nie bał się go. Klaus Mikaelson w życiu bał się tylko jednej osoby i był nią jego domniemany ojciec, Mikael. Choć z początku truchło diabła wzbudziło w nim pewien respekt tak po chwili wszystko to wyparowało, gdy przypomniał sobie, że spał z Caroline. JEGO CAROLINE. JEGO królową i światełkiem w ciemności. Napędzany tym uczuciem miał gdzieś to czy mężczyzna jest Księciem Ciemności, czy zwykłym podrywaczem. I wtedy po raz drugi w ciągu dnia zrozumiał jedną bardzo ważną rzecz. Skoro słynny Lucyfer istnieje naprawdę to Ostrze Azraela, którym Marie Anne próbowała go zabić, jest naprawdę ostrzem należącym do Anioła Śmierci. A to oznacza, że może unicestwić słynnego diabła raz na zawsze. Nawet jeśli zrobiłby to pod wpływem chwili.

|| Last Love ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz