3.

1.8K 93 34
                                    

- Masz coś?

- Nie.- Odezwała się Hayley.- Pytałam każdej możliwej wiedźmy. Nikt nic nie wie, albo nie chcą powiedzieć.

- Cholera!- Zaklęła Rebekah. Z nerwów zaczęła chodzić po całym pokoju.- Minęło dopiero kilka godzin, a jego stan się pogarsza. Nie wiem co już robić.

- Bądź z nim. Na wypadek, gdyby się obudził. Słuchaj, muszę kończyć. Hope idzie.

- Jasne.- Pierwotna słysząc po drugiej stronie słuchawki wesoły głos bratanicy uśmiechnęła się pod nosem.- Wiesz, że jeśli nic nie znajdziemy to Hope będzie musiała wrócić?

- Wiem. Zdaję sobie z tego sprawę. Rebekah, przepraszam, ale naprawdę muszę już kończyć. Do usłyszenia.- Jak najszybciej rozłączyła się. Schowała telefon do tylnej kieszeni spodni i z wymuszonym uśmiechem podeszła do córki.

Wściekła i bezradna wampirzyca rzuciła telefonem na całą długość pokoju. Urządzenie trafiło prosto w obraz namalowany za czasów pierwszego przybycia do miasta rodziny Mikaelson. Gdyby nie to, że Rebekah znajdowała się w pokoju Klausa, dawno zaczełaby rzucać meblami i ozdobami. Jakby tego było mało przyszedł do niej Elijah, który co jakiś czas próbuje namówić ją do rezygnacji z ewentualnej pomocy ich bratanicy.

-Czego?- Warknęła.

- Siostro możemy..?- Zaczął najstarszy, żyjący syn Esther i Mikael'a.

- Nie!- Przerwała mu natychmiast.- Jesteś głuchy, czy głupi?- Spytała Bex podchodząc do brata.- Nie to nie.

- Ale...

- Żadnego "ale". Zostań na chwilę z naszym bratem. Idę się przewietrzyć.- Z gracją ominęła starszego od siebie Elijah'a. Kiedy to zrobiła zniknęła w wampirzym tempie pozostawiając po sobie jedynie delikatny wietrzyk.

***

Minęło osiem godzin od przyjazdu Caroline na lotnisko, a samolot lecący z Buenos Aires do Los Angeles nadal nie przyleciał. W ciągu kilku długich godzin Care zdążyła zwiedzić całe lotnisko i zapamiętać gdzie co jest. Nie wytrzymując kolejnej godziny czekania podeszła do informacji.

- Przepraszam. Długo mam jeszcze czekać?- Spytała mierząc wzrokiem chłopaka po drugiej stronie biurka.- Tak jakby śpieszy mi się.- Miała ochotę użyć persfazji, aby młody chłopak zrobił coś z zaistniałą sytuacją, ale doskonale wiedziała, że nie ma to najmniejszego sensu.

- Chwileczkę.- Uniósł wskazujący palec do góry jakby wpadł na genialny pomysł. Na nieszczęście wampirzycy brunet wziął do ręki telefon stacjonarny, wykręcił numer i czekał aż osoba do której dzwoni odbierze. Forbes od niechcenia przewróciła oczami. Spojrzała na dzwoniącego morderczym wzrokiem.

- I?- Uniosła brwi do góry.- Halo! Jestem tutaj! Głuchy jesteś, czy co?!- Care puściły nerwy. Wdech, wydech. Wdech, wydech...

- Samolot do LA właśnie wylądował.- Odłożył słuchawkę na miejsce.- Także może pani szykować się do odprawy.

Caroline nic nie powiedziała. Obróciła się na pięcie i pomaszerowała w stronę swoich bagaży. Z ogromną ulgą przewiesiła przez oba ramiona dwie duże torby wypełnione po brzegi. Chwyciła w dłonie dwie rączki od walizek i z szerokim uśmiechem ruszyła do bramki, gdzie stał jeden z wielu ochroniarzy.

- Buenos dias.- Posłała ochroniarzowi najbardziej uroczy uśmiech jaki potrafiła z siebie wydobyć.

- Buenos dias señorita.- Odwzajemnił uśmiech.

|| Last Love ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz