Rozdział 1.

2.4K 178 43
                                    

Na zewnątrz było bardzo zimno. Poczułem jak z każdym następnym krokiem zaczynam drżeć. Moja wiosenna kurtka wcale nie pomagała na chłód nocy, a poniszczone trampki nie dały tyle ciepła, ile w tym momencie potrzebowałem. Wypuściłem powietrze z ust, dostrzegając kłębek pary tworzący się tuż przed moimi oczyma.

Ponownie poprawiłem opadające ramiączko plecaka, rozglądając się wokół siebie. Ulice były zatłoczone jak zawsze przed zbliżającym się weekendem. Lubiłem spacerować pośród nieznajomych, zamiast przebywać w domu z hałaśliwą rodziną. Jakoś nie przepadałem za nimi. Nie mogłem zaakceptować tego jak bardzo różnimy się między sobą. 

Zostałem adoptowany jakieś dziesięć lat temu, gdyż moi biologiczni rodzice zginęli tragicznie w pożarze domu. Tylko ja jeden zdołałem jakoś przetrwać, jednak od tamtej traumy z dzieciństwa panicznie bałem się ognia.

To mnie nie powstrzymało, aby spróbować czegoś nowego. Byłem naiwny, sądząc że ktokolwiek zdoła mnie polubić. W szkole nie miałem przyjaciół, a wyobcowanie sprawiało, że często cierpiałem. Pragnąłem z kimś porozmawiać, niestety bez skutku.

Złe towarzystwo było moim znakiem rozpoznawczym. Pakowałem się w kłopoty zupełnie nieświadomie, a gdy już myślałem, że udało mi się zdobyć coś cennego, okazywało się to istnym złudzeniem.

Mój telefon nagle zawibrował, dlatego wyjąłem urządzenie z kieszeni dżinsów i popatrzyłem na ekran. Dzwoniła moja mama. Natychmiast odrzuciłem połączenie, a potem wyłączyłem telefon. 

Ponownie zadrżałem, spoglądając na jasno świecący szyld tuż przede mną. Kolory mieniły się czerwienią oraz błękitem, a napis był w języku angielskim. Klub nosił nazwę Paradise, co znaczyło raj. Zacząłem się zastanawiać czy tam wejść. Być może uda mi się na parę godzin zapomnieć o swoim życiu i dobrze bawić przy dźwiękach muzyki.

Mróz był coraz to dotkliwszy, dlatego bez wahania postanowiłem ruszyć się z miejsca. Najwyraźniej to było moje przeznaczenie. Musiałem pójść i przekonać się na własne oczy czym jest ten raj.

Klub nocny był bardzo malutki, a gdy wszedłem do środka, niepewnie rozejrzałem się dokoła. Miejsce było w miarę dobre, aczkolwiek widywałem lepsze. W gimnazjum często chodziłem ze znajomymi napić się soju, mimo iż byliśmy niepełnoletni. Ale to dało się jakoś załatwić.

Głośna muzyka prawie powodowała ból głowy, a tłumy ludzi tańczących na parkiecie, dyskomfort.

Przecisnąłem się między spoconymi ciałami, a następnie usiadłem przy barze i spojrzałem na zestaw alkoholi. Wybór był średni jak na taki klub. Może powinienem wziąć zwykłe piwo?

Obróciłem się na stołku, spoglądając ponad tłumem. Wszyscy byli mi obcy. Jednak czy naprawdę spodziewałem się ujrzeć kogoś ze szkoły w takim miejscu?

Mój wzrok nagle natrafił na siedzącego w rogu mężczyznę. Nie mogłem rozróżnić rysów jego twarzy, gdyż światło było trochę przyciemnione. Jednocześnie spostrzegłem, iż nieznajomy wpatruje się we mnie nawet zbytnio się z tym nie kryjąc. Poczułem się nieswojo, dlatego czym prędzej odwróciłem wzrok.

- Poproszę piwo - zwróciłem się do wysokiego, pokrytego tatuażami barmana.- I jeszcze...

- Przepraszam, czy to miejsce jest wolne? 

Tuż za mną rozległ się jakiś cichy, melodyjny głos. Poczułem ciarki na skórze. Dlaczego miałem wrażenie, że to ten mężczyzna, który patrzył na mnie w mroku?

Obejrzałem się przez ramię, spoglądając na stojącego przy mnie nieznajomego. Myliłem się. On nie był aż tak stary jak mi się wcześniej wydawało. Mógł mieć co najwyżej dwadzieścia kilka lat. Niewiele starszy ode mnie.

Jego włosy były rude, a oczy podkreślone czarną kredką. Z trudem przełknąłem ślinę, lustrując jego strój od góry w dół. Chłopak miał na sobie czarną, skórzaną kurtkę, ciemne spodnie oraz wysokie buty sięgające do kostek. Był zachwycający.

Nie mogłem oderwać od niego oczu, a w momencie gdy tak zwyczajnie usiadł przy mnie, poczułem jak zaczynam się rumienić. Rudowłosy postawił swój drink z parasolką na blacie, a następnie zamieszał słomką w środku. Pił coś kolorowego. Nie mogłem dojrzeć co takiego.

Przez dłuższy czas między nami panowało milczenie, a gdy otrzymałem swoje piwo, chłopak podniósł wzrok i na mnie popatrzył.

Zadrżałem, czując na sobie jego badawcze spojrzenie. Nawet mimo świateł, mogłem zauważyć jak bardzo jego oczy są piękne. Były takie ciepłe, pełne uczuć i czegoś jeszcze.

- Jak ci na imię, mój drogi? - zagadnął, upijając swój napój przez słomkę.

Bacznie śledziłem każdy jego ruch. Usta rudowłosego były pełne, kształtem przypominały mi serce. Cóż za głupie myślenie. Mimo wszystko, nie potrafiłem odwrócić wzroku, nawet wtedy gdy chłopak przygryzł lekko słomkę.

- Ja...jestem Jungkook - przedstawiłem się, a mój głos stał się lekko zachrypnięty. Musiałem zwariować, jeśli w ogóle zacząłem się zastanawiać nad takimi rzeczami wobec tego zupełnie mi obcego chłopaka.

Rudowłosy uśmiechnął się delikatnie, a moje serce zaczęło bić szybciej. Nigdy nie reagowałem tak na żadnego chłopaka, nawet jeśli był ładny. Nie miałem takich preferencji.

- Miło mi, Jungkook - powiedział miękko, odwracając się ku mnie i wyciągając swoją dłoń w stronę mojej. - Nazywam się Park Jimin. - przedstawił się uprzejmie.

Ująłem jego dłoń, czując jak szczupłe palce jego ręki zaciskają się na moich własnych. Miałem tylko nadzieję, że moje ciało mnie nie zdradziło i nie zaczęło tak nagle drżeć.

- Jak ci się podoba Paradise? - spytał, patrząc prosto w moje oczy.

Dlaczego poczułem się jak gdyby to słowo niemal wyszeptał, kusząc mnie jakimiś obietnicami? Czy ja naprawdę zwariowałem?

- Więc...jest w porządku - wykrztusiłem, puszczając dłoń Jimina, który nagle się zreflektował, uświadamiając sobie, że nadal trzyma mnie w uścisku.

- Doprawdy? - mruknął, uśmiechając się kącikami ust. - Osobiście uważam, że jest przeciętne. Skoro obiecują raj to powinien prezentować się o wiele wyżej, nie uważasz?

Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Naprawdę zależało mu na mojej opinii? Przecież nie miałem pojęcia o takich sprawach.

- Może masz rację - zgodziłem się, starając nie dać po sobie pokazać jak mocno jego osoba mnie zaintrygowała.

Jimin spojrzał na mnie z nieodłącznym uśmiechem na ustach. W ogóle nie był skrępowany czy niepewny, tak jak ja. Czuł się rozluźniony i pewny siebie. I taki właśnie był.

- Co tutaj robisz, Jungkook? To chyba nie miejsce dla licealistów? - spytał mnie otwarcie, mieszając swojego drinka.

Zwróciłem uwagę na jego dłoń, ozdobioną licznymi pierścionkami. Wcześniej nie widziałem żadnej biżuterii.

- Przyszedłem się dobrze bawić - rzuciłem, starając się brzmieć pewnie. Skoro on był wobec mnie taki śmiały to ja też mogłem.

Jimin roześmiał się radośnie, wprawiając mnie w zdumienie. Jego śmiech był lepszy od tej muzyki, która nagle zaczęła dudnić w klubie. Oddałbym przynajmniej jeden dzień swojego życia, aby usłyszeć po raz kolejny głos rudowłosego.

- Chcesz się dobrze bawić? - spytał z błyskiem w oku, a następnie odsunął kieliszek na bok i wstał z miejsca. - W takim razie chodź ze mną.

***********************************************************************************************

Mam nadzieję, że nie jest aż tak źle;)



ParadiseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz