Kamil Stoch x Andreas Wellinger

701 53 6
                                    

Shocik na życzenie skoczna_dziewoja :)

Kamil

- Kochanie, jesteś gotowy? - spytałem Andreasa, który właśnie się pakował.

- Tak, tak - podszedł do mnie i lekko pocałował - Możemy jechać.

Właśnie rozpoczynał się sezon zimowy. Pierwsze zawody miały być w Oberstdorfie, a my mieliśmy do przejechania jakieś 1000 km.

Gdy byliśmy już na miejscu, udaliśmy się do swoich pokoi, żeby przygotować się na pierwszy trening. Postanowiliśmy się spotkać na skoczni. Po oddaniu pierwszego skoku, nigdzie nie mogłem dostrzec mojego chłopaka. Zadzwoniłem do niego z nadzieją, że nic mu się nie stało.

"Die gewählte Nummer ist leider nicht verfügbar. Bitte versuche es Ernest".

Dzwoniłem jeszcze raz. Ciągle to samo. Gdy nie zjawił się na drugi skok, znowu sięgnąłem po telefon.

- Die gewählte Nummer ist... - rozłączyłem się.

Gdy wróciłem do hotelu od razu pobiegłem do jego pokoju, który dzielił ze Stephanem.

- Jest u ciebie Andreas? - spytałem, wchodząc bez pytania.

- Nie, a co się stało? Myślałem, że jest z tobą...

- Nie...

- Spokojnie, znajdzie się. Nie martw się, Kamil - uspokajał mnie. Może faktycznie panikuję?

Minęły tygodnie, odkąd ostatni raz widziałem blondyna. Nie wziął swoich rzeczy, bardzo się o niego boję. Zadzwoniłem na policję tamtego wieczoru, ale powiedzieli, że nic nie mogą zrobić. No jasne, bo gdy człowiek ginie bez przyczyny to jest całkowicie normalne!

Końcówka sezonu zbliżała się nieubłaganie. Wygrałem turniej czterech skoczni, czym wyrównałem rekord Svena Hannavalda, zostałem trzykrotnym mistrzem olimpijskim i zdobyłem złoto w Raw Air. Wszystko zapowiada na to, że zostanę mistrzem świata. Tysiące razy próbowałem się dodzwonić do chłopaka. Teraz zamiast "Die gewähtle Nummer..." słyszę głuchy sygnał. Policja uznała go za nieżywego, a rodzina Andreasa nie chce ze mną rozmawiać.

Miałem oddać swój zwycięski skok, który da mi wygraną w konkursie i tytuł Mistrza Świata i Sportowca Roku. Nie lubię tych nazw. Wolę powiedzenie "robi to, co kocha". Bo kocham skakanie. Jest na świecie tak mało rzeczy, które darzę taką miłością: skoki, rodzinę, przyjaciół, kibiców i... Jego. No właśnie, co z nim?

W locie czułem się jak ptak. Taki wolny, bez zobowiązań, bez ograniczeń. Niestety, nie mogę odlecieć od problemów, zmartwień i dylematów. Jestem tylko człowiekiem, nielotem. Udało się! Przekroczyłem zieloną linię i wykrzyczałem swoją radość do kamery. Chłopaki wznieśli mnie do góry. Fajnie, że nie tylko ja się cieszę. Trener przybiegł i mnie wyściskał. Chciałem podejść do kibiców, okazać im wdzięczność. Wyszedłem z obiektu i ruszyłem pod trybuny. Mimo zgiełku, usłyszałem za plecami czyjś głos. Nie odwrociłem się. Skąd ja go znam?

- Kamil, możemy porozmawiać? - spytała kobieta. Gdy ją zobaczyłem, nagle mnie olśniło. To była Julia, siostra mojego "chłopaka". Przytaknąłem głową, a ona mnie odciągnęła za budynek, w którym mieściła się szatnia Norwegów.

- O co chodzi? - byłem bardzo zmieszany. Bałem się, że ma dla mnie złe wieści. Chrzanić to, że to mój dzień. Gdzie jest Andreas?!  Blondynka zauważyła moje zdenerwowanie, więc zaczęła mnie gładzić po ramieniu.

- Wszystko jest dobrze. Andreas... Twój chłopak żyje.

- Więc gdzie on jest? Co się dzieje, Julia? - kamień z serca.

- Tam - pokazała na trybuny - Tam jest. Ale spokojnie, najpierw muszę Ci coś wyjaśnić... Andi ma ciężką amnezję, nic nie pamięta, chociaż powoli sobie przypomina...

- Co się stało??!

- Z tego, co wiem, pojechaliście do Innsbrucku i tam miał wypadek. Potrącił go tir na skrzyżowaniu. Miał wstrząśnienie mózgu. Zakazał lekarzom powiadamiania kogokolwiek, dopóki sobie czegoś nie przypomni. On nie chciał tu być. On was nie pamięta, Kamil. Zmusiłam go. Może kontakt z tobą, jakoś mu pomoże, polepszy jego stan.

Rozkleiłem się. Musiał to być dziwny widok. Chłopak płaczący za Norweską szatnią z medalem na szyi i statuetką Mistrza Świata w dłoni. Surrealizm. O nic nie pytałem. Nic więcej nie chciałem wiedzieć, najważniejsze, że się znalazł, że żyje. Julia pozwoliła mi się wypłakać, a gdy się trochę ogarnąłem wskazała palcem na rozchodzących się kibiców.

- On tam jest... - szepnęła.

Drżącym krokiem doszedłem do ławek. W oddali zauważyłem Markusa Eisenbichlera, który z kimś żywo dyskutował. Nie był zadowolony. Podszedłem bliżej. Okazało się, że to mój chłopak. Mój aniołeczek. Rozpłynąłem się na jego widok. Zbliżyłem się bardziej, gdy nagle wkurzony Niemiec uderzył blondyna nartą w głowę. Krzyknąłem przerażony i pobiegłem do skoczków.

- Co to miało być?! - warknąłem do Markusa, na co on tylko prychnął pod nosem i odszedł. Złapałem twarz leżącego Andreasa - Już dobrze, kochanie. Jestem tu.

- Kamil? - spytał cienko. Wzdrygnąłem się na moje imię. Pamięta.

- Tak, skarbie. Jestem tutaj... - pocałowałem go w czoło. Znowu z moich oczu poleciały łzy.

- Kocham cię, mistrzu - wyszeptał.

- Ja ciebie też, najmocniej na świecie...

Wszystko będzie dobrze. Obiecuję!

To mówi samo za siebie :) Mam nadzieję, że shot się podobał :) Pomysł? Komentarz!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

To mówi samo za siebie :) Mam nadzieję, że shot się podobał :) Pomysł? Komentarz!

Shoty z telemarkiem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz