Tande x Forfang

366 53 9
                                    

Gdzieś w odległych czasach, gdy Norwegia jest monarchią absolutną...

Praca dla króla może wydawać się wyjątkowa i wymarzona dla każdego, kto na siłę chciałby się upchnąć do rodziny królewskiej. Nie w przypadku, gdy twoim władcą jest osierocony i rozwydrzony nastolatek, który w dodatku jest twoim crushem.

Zapominasz wtedy, co masz robić, gdy ten staje obok. Wiem, co się stało z poprzednimi pracownikami... Nie chcę tego przeżyć, bo nie przeżył jeszcze nikt.

Szedłem właśnie pozłacanym korytarzem i poraz setny oglądałem te same portrety. Jego pradziadek, jego dziadek, jego ojciec, on. Banda świrów, którzy dążą do powiększenia królestwa kosztem swoich żołnierzy i podatników. Wszyscy są tacy sami. No, z wyjątkiem jego. On jeszcze nie wie, co to władza absolutna.

Zapukałem lekko do jego pokoju, cały się trzęsąc. Usłyszałem ciche "proszę", więc nacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi.

- Wasza wysokość - ukłoniłem się.

- Daniel? O co chodzi? - zeskoczył z parapetu, na którym siedział.

- Pańska służba upomniała mnie, żebym wykonał rozkaz i przyszedł.

- Dobra, dobra. Po pierwsze, mniej oficjalnie, jesteśmy sami - podszedł do drzwi i je zamknął - A po drugie, nie wzywałem cię, ale skoro już tu jesteś...

Zbliżył twarz do mojej. Musiałem być silny, żeby go nie pocałować, choć moje serce biło strasznie mocno, a żołądek robił fikołki. Jeśli to zrobię, zabije mnie lub co gorsza, zignoruje.

- Przyniesiesz mi naleśniki? - dokończył i się odsunął.

- Oczywiście, wasza wys... To znaczy, Johann.

Parę minut później wracałem tą samą drogą z talerzem jedzenia. Jego pradziadek, jego dziadek, jego ojciec, on. Ten obraz nawet w połowie nie oddaje tak pięknego Johanna, jakim jest naprawdę.

- Dlaczego cała służba chodzi na czarno? - spytałem, podając mu naleśniki.

- Czarny tydzień - powiedział z pełną buzią - Jutro zrzekam się tronu.

- Słucham?! Ale królu, dlaczego?

- Bo nie będę mógł być z tobą - odłożył talerz i podszedł tak samo blisko, jak wcześniej - Nie dasz mi potomka, który wznowi mój udział na tronie. Nie chcę by zrobił to ktoś inny, więc od poniedziałku wprowadzam wolną elekcję.

- Ale....

- Liberum Veto - musnął moje wargi swoimi. Nadal w to nie mogłem uwierzyć, więc zamiast próbować to rozważyć, odwzajemniłem pieszczotę.
Parę dni później znów szedłem tym samym nudnym i monotonnym korytarzem, niosąc karton z rzeczami króla. Jego pradziadek, jego dziadek, jego ojciec, puste miejsce po obrazie. Zatrzymałem się tu na chwilę.

- Jak myślisz - usłyszałem głos Johanna za plecami - Kto tu zawiśnie?

Odłożyłem pudło i pozwoliłem mu się wtulić w mój tors.

- Nieistotne, skoro dla mnie zawsze będziesz królem. Królem w niewidzialnej koronie. Tylko błagam cię, żeby to nie zadziałało w dwie strony.

- Dlaczego?

- Nie chcę do końca życia być twoją służbą.

Spojrzał na mnie zszokowany, poczym obaj wybuchnęliśmy śmiechem.

JEGO pradziadek, JEGO dziadek, JEGO ojciec, MÓJ chłopak.

Shoty z telemarkiem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz