2.

71 7 9
                                    

Nadchodził wieczór. Z małego okna w kuchni, widziałam zachodzące słońce. Z rozmyśleń o pięknie zachodu wyrwało mnie pukanie.
- Lily? Jesteś?
Podbiegłam do drzwi, za którymi stał Ron. Miał na sobie brązową koszule, dżinsy i pasek z duża złota sprzączką. Był dużo wyższy ode mnie, dobrze zbudowany, krótkie złote włosy, rozczochrane jak zawsze, czekoladowe oczy, które śmiały się razem z jego ustami. Wszedł do środka i usiadł na małym bujanym fotelu.
- Gotowa? - spytał, zaczynajac się bujać.
- Mówiłam ci, że nie wiem czy to jest dobry pomysł. Ludzie gadają, dopiero pół roku minęło po śmierci mojego ojca...
- Li, nie przejmuj się. Nie dawaj im satysfakcji... - wstał, złapał mnie za ramiona i spojrzał w oczy. - Będziesz zbyt zajęta atrakcjami, na które cie zapraszam - uśmiechnęłam się.
Po chwili dałam się namówić. Zdjęłam fartuch i poszłam do swojego pokoju. Znajdował się na końcu krótkiego korytarza. Była w nim mała, stara szafa z drewna po prawej stronie, w rogu stało niewielkie lustro, po lewej stronie łóżko z małym krzesłem, a pod oknem toaletka, którą dostałam po śmierci prababci. Ubrałam się w beżową sukienkę do kolan z kołnierzykiem i małymi białymi haftami na rękawach i dole sukienki. Spojrzałam na siebie w lustrze, długie czarne włosy związałam w koka, założyłam trzewiki i wyszłam do Rona. Może nie będzie tak źle, pomyślałam.

Powolnym krokiem ruszyliśmy w stronę rynku. Mijaliśmy po drodze paru wieśniaków, którzy szeptali coś do siebie. Moglam się domyślić, że mówią o mnie. Nienawidzili mnie tak bardzo jak ja ich. Kiedyś tak nie było. Wiele lat temu wszyscy lubili moją rodzine, lecz chwile po tym jak się urodziłam, moja mama zaczęła prace jako dzika, mówiłam sobie, że nie miała wyboru. Rodzice byli biedni, a dziecko dostarczyło im tylko więcej wydatków. Miała wielu klientów. Większość z nich to byli mężowie wieśniaczek. Przychodzili też mężczyźni z dworu króla. Raz moja mama przespała się z facetem czarownicy, której każdy się bał. Wtedy Winiella rzuciła klątwę na moją rodzine, ale ani matka, ani ojciec nie chcieli mi wyjawić jak brzmiały jej słowa. 
Doszliśmy do rynku. Światła mieniły się na różne kolory. Cyrk rozpoczął swój spektakl na zewnątrz, tresowane tygrysy dawały popis. Ludzie byli zachwyceni.
- Podejdziemy bliżej? - spytał Ron, łapiąc mnie w pasie.
- Jasne.
Czułam wzrok wieśniaków na swoich plecach, ale starałam się nie zwracać na go uwagi. Ron szepnął mi do ucha, że idzie po watę cukrową. Nagle usłyszałam wybuch, wokół mnie ludzie zaczęli krzyczeć i pchać się. Czarny dym unosił się w powietrzu. Nic nie widziałam. Ktoś szarpnął mnie za rękę i zaprowadził z dala od chaosu, który zapanował.
- Ron? - próbowałam otworzyć oczy, ale przy każdym ruchu bardziej szczypały.
- Nie. - mężczyzna pchnął mnie na ścianę i złapał za podbródek. Oczy przestały mi łzawić, wtedy zobaczyłam jego twarz. Długie ciemne włosy wystawały mu z kapelusza, a małe świnskie oczy patrzyły na mnie - Jak tam mamusia? Ta dziwka wisiała mi dużo pieniędzy. Zaplaciłem za pare wizyt z góry... ale niestety zdechła, zanim odebrałem to co mi się należało - przybliżył swoją twarz do mojej. Jego oddech śmierdział bimbrem i wódka. Odgarnął mi kosmyk włosów za ucho.
- Spierdalaj! - krzyknęłam i kopnęłam go z całej siły między nogi. Mężczyzna upadł. W momencie kiedy zaczęłam uciekać, złapał mnie za nogę. Przewróciłam się, a ten oblech zaczął się na mnie wspinać.
- Coś ty taka pyskata. Mała suka z ciebie, ale ja takie lubię...
- Złaź ze mnie! - przerwałam mu i plunęłam prosto w jego parszywą jape.
- Dziwko! - krzyknął i walnął mnie w twarz. Raz potem drugi i trzeci... aż straciłam przytomność.

Lustrzane odbicieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz