12.

29 5 3
                                    

Korelli wszedł do pokoju, uśmiechając się od ucha do ucha. Dodałam trochę proszku usypiającego do szklanki z koniakiem i podałam mu. Nie zdążył nic zrobić, upadł bezwładnie na łóżko. Spał jak zabity, siedziałam w pokoju jeszcze około dwie godziny, zanim nastała godzina, w której ekskluzywne prostytutki nie przyjmowały klientów. Na pietrze były cztery pokoje, każdy z nich był zajęty. Wyjrzałam przez drzwi, ochroniarze stali przy schodach. Naszykowałam dwa drinki i podeszłam do nich.
- Może macie ochotę na małego drinka? - spytałam, zsuwając ramiączko koszuli nocnej.
- A gdzie pan Korelli? - spytał Tony podejrzliwie.
- Usnął, wiec postanowiłam wyjść do was. - uśmiechnęłam się najmniej sztucznie jak umiałam.
- To zmienia postać rzeczy. Nawet nie wyobrażasz sobie, jaką mam ochotę cie zerżnąć. - zrobiło mi się niedobrze na samą myśl. - Ziran tez miałbyś ochotę na zabawę z nasza piękna, co? - spytał, śmiejąc się do drugiego ochroniarza. - Chociaż tobie, wystarczyła by jedna z dziwek z dołu. - obaj wypili na raz to co nalałam i w ciągu paru sekund upadli na podłogę z hukiem, na szczęście było tak głośno na dole, że nikt tego nie słyszał. Przeczołgałam Tonego i Zirana do swojego pokoju i zostawiłam na podłodze. Wzięłam plecak spod łóżka, spakowałam pare drogocennych rzeczy, które będę mogła sprzedać i wyszłam.  Przeszłam korytarzem rozglądając się dookoła. Weszłam schodami na górę, a moim oczom ukazały się wielkie drewniane drzwi. Serce zabiło mi mocnej, złapałam delikatnie za klamkę i otworzyłam drzwi. Pokój był ogromny, przy oknie na wprost drzwi, stało piękne, drewniane biurko i skórzane krzesło. Pod nogami, miałam złoto czerwony, perski dywan, z lewej strony były półki z książkami, zaś po prawej stronie, był mały stolik z dwoma krzesłami po bokach. Podbiegłam do okna i otworzyłam je delikatnie, żeby jak najmniej było mnie słychać, zaczęłam wspinać się na parapet, gdy ktoś wszedł do biura.
- Co ty tu robisz?! - spytał mężczyzna, podbiegając do mnie. - Chodź tu, ty mała suko! - złapał mnie za włosy i zaprowadził do mojego pokoju. - Tony! Ziran! - krzyknął do ochroniarzy, lecz oni się nawet nie ruszyli. - Czego im dosypałaś?! - krzykną, i rzucił mnie na ziemie.
- Co tu się dzieje? - spytał Korelli, podnosząc się z łóżka. - Co te debile tu robią Lui?
- Nie wiem szefie... Złapałem ją jak chciała wyjść przez okno w twoim biurze. - Korelli spojrzał na mnie wściekłym wzrokiem.
- Lui wypierdalaj stąd i weź tych dwóch debili ze sob, później się z nimi rozliczę . - mężczyzna posłusznie wyszedł, łapiąc ochroniarzy za kołnierz.
Korelli kucnął koło mnie, złapał kosmyk moich czarnychwłosów i schował za ucho.
- Wybierałaś się gdzieś? - spytał - Źle ci ze mną? - złapał mnie za twarz. - Zraniłaś mnie, wiesz? - walnął mnie. Wywalił wszystko z mojej torby, spoglądając jeszcze bardziej wściekłym wzrokiem. Zaczął grzebać po szafkach, i znalazł to, czego prawdopodobnie szukał. Czyli proszek usypiający. Z tego pośpiechu zapomniałam go wyrzucić. - Od kogo to masz?!
- Od nikogo. - odpowiedziałam bez namiętnie. Musiałam ukryć swój strach.
- Nie wkurwiaj mnie kwiatuszku! Powiedz... - przyjrzał się dokładnie woreczkowi, i wyszedł z pokoju.
Wrócił po paru minutach z Samarą, i rzucił ją na podłogę.
- Ty jej to dałaś?! - krzyknął, rzucając w nią woreczkiem.
- Nie! To nie ona! Ukradłam to... - nie pozwoliłam Samarze dojść do słowa. Nie wiem co Korelli by jej zrobił, nie chciałam, żeby cierpiała przez mój błąd.
- Panie Korelli to ja jej dałam ten proszek, to moja wina... - powiedziała Samara, spuszczając głowę w dół. Nie mogłam w to uwierzyć. Czemu się przyznała?
- Lui! - krzyknął Korelli - przyprowadź mi tą małą dziwkę Hini!
- Panie Korelli, ona nie miała z tym nic wspólnego. - Samara uklękła przed nim. - Błagam, zostaw moją córkę...
- Chyba sobie żartujesz, pomagasz uciec mojej dziwce, tylko mojej! A ja mam być dla ciebie łaskawy? - kucnął przy kobiecie - po za tym Samara, znasz mnie, nie jestem ani dobrym człowiekiem, ani współczującym, a tym bardziej nie łaskawym... sama rozumiesz, taka moja natura. - powiedział, wystawiając szereg białych zębów w strasznym uśmiechu.
Do pokoju wpadł Lui, córka Samary i paru ochroniarzy, których wcześniej nie widziałam. Hini rzuciła się matce w ramiona i zaczęła szlochać. Jeden ochroniarz złapał mnie, drugi Hini, a trzeci Samare, młoda blondynka, nie przestawała płakać.
- Zamknij się! - krzyknął Korelli do Hini, następnie podszedł do mnie powoli. - A ty... ty będziesz patrzyła, jak ludzie cierpią przez twoją głupotę... aż tak bardzo mnie nie chcesz? Nie podobam ci się? - spuściłam wzrok
Usłyszałam krzyk Samary, spojrzałam na to co się dzieje, Korelli zaczął ją bić małym biczem. - Widzisz kwiatuszku co narobiłaś?! - krzyknął, i uderzył kobietę jeszcze mocniej.
- Proszę przestań... - spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem, płakałam, ale jego to nie interesowało - Ukaraj mnie, one nie miały z tym nic wspólnego! - prosiłam, ale moje słowa odbijały się od niego jak od ściany.

  Korelli nie posłuchał mnie, pobił Samare i patrzył jak się wykrwawia. Hini... była gwałcona przez ochroniarzy tak brutalnie, że umarła na skutek obrażeń. Korelli trzymał mnie i kazał na to patrzeć. Płakałam, błagałam... ale on śmiał się w niebogłosy. Dawało mu to satysfakcję. Widziałam, ile radości sprawiało mu zadawanie bólu. On to kochał, chyba tak bardzo jak siebie, albo i bardziej.
- Widzisz co narobiłaś? To twoja wina, że one tak cierpiały. Wcale nie musiało tak być... - rzucił zamykając drzwi. Zostawiajac mnie z ciałem Samary i Hini.

Lustrzane odbicieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz