25.

10 2 1
                                    

- Mam coś dla ciebie. - powiedział Nick wycierając mokrą od potu twarz ręcznikiem. Podszedł do stolika i przyniósł mi brązowe pudełko.
- Co to takiego? - spytałam
- Otwórz to się dowiesz - z pod kaptura dostrzegłam uśmiech.
Otworzyłam pudełko i wyjęłam zawartość. Był to piękny błękitny bicz. Złapałam troczek i przyjrzałam mu się, mienił się na wszystkie odcienie niebieskiego. Przejechałam po nim dłonią w jedną stronę, która była gładka, zaś gdy przejechałam w drugą przecięła mi dłoń.
- To bicz ze skóry rekina. - oznajmił Nick - spróbuj go wykorzystać na słomianej kukle.
Zrobiłam co mi kazał, zamachnęła się biczem i oplotłam w połowie kukłę, następnie pociągnęłam bicz do siebie, a on przeciął manekina w pół bez większego wysiłku. - Tak samo działa na skórę człowieka i na kości jak trochę mocniej ściśniesz. Podoba ci się?
- Jasne... jest cudowne, ale nie mogę tego przyjąć. Pewnie kosztowało fortunę...
- Gdybym nie chciał, nie dałbym ci tego. To jest prezent ode mnie na za to, że naprawdę świetnie ci idzie nauka. Potrzebujesz odpowiedniej broni do tego, a nie starego bicza.
- Dziękuje! - powiedziałam po czym mocno go przytuliłam. Chyba pierwszy raz dostałam tak piękny prezent.

Wieczorem Ron przyszedł do domu. Znowu wyglądał dziwnie. Jego zawsze śniada twarz, stała się blada, oczy miał podkrążone i spuchnięte. Serce mi pękało jak na niego patrzyłam.
- Li... możemy porozmawiać? - zapytał spoglądając na prezent od Nicka. - O właśnie! Też mam dla ciebie prezent. - uśmiechnął się, ale to nie był uśmiech Rona, którego znałam. - Chodź ze mną.
- Jasne... - wyszliśmy z Ronem z domu i ruszyliśmy w stronę małej stajni. - Ron - stanęłam - co się z tobą dzieje? - przyjaciel odwrócił się w moją stronę, a z jego oka spłynęła łza.
- Li... - zaczął po czym złapał mnie za rękę i wprowadził do stajni. Rozejrzałam się dookoła. Niesamowite, Ron stworzył sobie tu mini kuźnie. Podbiegł do stolika z narzędziami po czym podszedł do mnie z pudełkiem - To dla ciebie - powiedział podając mi pudełko. Otworzyłam je, a moim oczom ukazały się dwa najpiękniejsze na świecie sztylety. Na jednej rękojeści były wyrzeźbione róże z dodatkami drobnych czerwonych kamieni, zaś na drugiej były lilie z błękitnymi kamykami.
- Dziękuje... Ron to jest piękne! - powiedziałam po czym uściskała przyjaciela.
- Li... - przyjaciel odsunął mnie od siebie, a z jego oczu spływały łzy - Tak bardzo cię za wszystko przepraszam - zaczął szlochać. Nie wiedziałam co się stało. Ron przywarł do mnie w żelaznym uścisku.
- Ron co się dzieje?! - krzyknęłam, a on zaczął jeszcze bardziej szlochać.
- Ja zrobiłem coś strasznego... to przeze mnie... to przeze mnie on... on cię złapał, Li...
- Kto? Ron co się dzieje?!
- Nigdy mi tego nie wybaczysz, masz do tego prawo...
- Czego ci nie wybaczę? Ron znamy się już tak długo... tyle razy mnie uratowa...
- To przeze mnie złapał cię Korelli! To moja wina! Wynająłem go, ale on miał cię tylko zatrzymać...- przerwał mi.
Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Jeden z najmilszych dni w moim życiu przeobraził się w koszmar. Przez ponad dwa lata byłam więziona i gwałcona, bo człowiek, który nazywał się moim przyjacielem wynajął Korelliego. Odepchnęłam Rona od siebie i ruszyłam w stronę domu, wybiegł za mną.
- Li proszę! - złapał mnie za rękę, odwróciłam się w jego stronę. Oczy łzawiły mi z wściekłości i smutku.
- Nie dotykaj mnie! - krzyknęłam i wydawałam swoją dłoń z jego. Weszłam do domu i zaczęłam pakować swoje rzeczy.
- A ty? - spojrzałam na Nicka zarzucając torbę na ramie. Patrzył na mnie nie mówiąc ani słowa, wszystko było jasne. - Oczywiście, że wiedziałeś. Nick... a ja się tobie wyżalałam. Wiedzieliście co przeżywałam tam! Obaj! Jak mogliście zataić przede mną coś takiego?!
- Błagam, wybacz mi. Nick nie miał z tym nic wspólnego - Ron klęknął przede mną, a ja poczułam jak wycieka ze mnie dobro, które dzięki nim poczułam.
- A ty - spojrzałam na Rona z góry - na tobie się strasznie zawiodłam. Jak mogłeś coś takiego zrobić...? W sumie nie chce słuchać wyjaśnień. - podeszłam do drzwi lecz Nick był pierwszy. - Zejdź mi z drogi. - powiedziałam
- Proszę cię... - odepchnęłam go w bok, wpadł na stół.
- Nie szukajcie mnie, zapomnijcie o mnie. Nie chce was znać.

Wzięłam konia ze stajni i ruszyłam galopem w głąb lasu.

Lustrzane odbicieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz