22.

15 3 2
                                    

Koszmary męczyły mnie znowu co noc przez cały tydzień. Jednak nie odpuszczałam lekcji...

- Li, możesz odpuścisz sobie dzisiaj. Powinnaś odpocząć... - mówił Nick.
- Nie - wolałam wpadać w wir walki niż w wir swoich myśli.
Ron pojechał do miasta dzisiaj. Od kiedy powiedział mi, że prawdopodobnie szuka mnie Korelli mało się odzywał. Był nieobecny, wyglądał blado i dziwnie jak nie on. Był przerażający... Ja zaś starałam zachowywać się normalnie. Nie chciałam dać po sobie poznać, że się boję.
Po ćwiczeniach usiadłam z Nickiem na werandzie.
- Nick...? - spojrzałam na chłopaka, a on na mnie.
- Tak?
- Co się dzieje z Ronem? - zapytałam
- Nie wiem o czym mówisz - powiedział spuszczając głowę. Wiedziałam, że kłamie.
Byłam coraz bardziej zła. Zachowywali się jakbym była z porcelany i każde słowo mogłaby mnie stłuc.
- Czemu nie chcesz mi powiedzieć prawdy? Nie proszę żebyś powiedział mi czemu między tobą i Ronem są zgrzyty... bo wiem, że nie powiesz...
- To nie jest tak, że nie chce - przerwał mi.
- To jak to jest?
- Nie mogę ci powiedzieć... - wlepił we mnie swoje zielone oczy, w których widziałam błaganie o to, żebym nie zadawała więcej pytań.
- Rozumiem... powinnismy już wrócić do ćwiczeń. - przytaknęłam i stanęłam przed Nickiem.
- Jasne
Ruszyliśmy w stronę placu. Po dwóch godzinkach ćwiczeń byłam wykończona. Poszłam do domu i położyłam się na kanapie. Nick zaproponował jajecznicę, a ja nie mogłam odmówić. Nie jadłam nic od rana. Usłyszałam tupot kopyt, Ron wrócił. Serce zabiło mi mocniej, a żołądek podskoczył do gardła na myśl o tym, że dowiem się czy Korelli naprawdę mnie szuka.
- Lili! - krzyknął mój przyjaciel, a ja w ciągu chwili byłam przed drzwiami. Ron stanął przede mną i uśmiechnął się, ale to nie był ten ciepły uśmiech, którym mnie zawsze obdarzał. - Mam coś dla ciebie, chodź.
Ron wyprowadził mnie do małej stajni. Stał w niej brązowy koń Rona, czarny Nicka.. i mój Yoru! Podbiegłam do konia i wtuliłam się w niego. Spojrzałam na zwierze, miał wiele śladów przemocy na skórze. Łzy stanęły mi w oczach na myśl o tym co on musiał przeżywać. Biedne zwierze, niewinne. Ponownie przytuliłam konia, a on oparł swoją głowę na moim ramieniu, jakby odwzajemniał mój uścisk.
Podziękowałam Ronowi najszczerzej jak umiałam.
- Teraz możesz mi powiedzieć... szuka mnie? - zapytałam wracając do domu. Ron spojrzał na mnie. Widziałam prawdę w jego oczach... całkowicie inną niż tą, którą chciałam usłyszeć.

Lustrzane odbicieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz