|Kot otulony kocykiem|

501 52 51
                                    


  Usiadła na zimnej podłodze balkonu, zatapiając się we własnych łzach. Jej serce pękało na milion kawałków, krwawiąc przy tym niemiłosiernie. Ona sama zaprzyjaźniła się ze smakiem łez i choć tego nie okazywała, to w środku bała się każdego kolejnego dnia. Bała się porażki, bo przecież wszystko co dobre szybko się kończy. Jeszcze nikt nie oszukał losu, czemu to ona miałaby być pierwsza? 

 Jej cichy szloch odbijał się lekkim echem od budynków Paryża. Popatrzyła na miasto miłości. Wieczorem prezentowało się jeszcze piękniej niż zwykle. Latarnie oświetlały małą część tego miasta, choć - według Marinette - było to niepotrzebne, bo ono i tak zachowałoby swój urok.

 Codziennie budziła się z takim widokiem. Kochała to miasto i za każdym razem, kiedy otwierała na nowo oczy, widziała je inaczej, piękniej każdego dnia. Właśnie dlatego tak uparcie broniła, tego małego skrawka Ziemi. Ponieważ bała się stracić coś, co jest dla niej aż tak cenne. Ludzie ufali jej jak nikomu innemu, broniła ich, dawała nadzieję na lepsze jutro, choć sama rzadko w nie wierzyła. Ponieważ ludzie są największym okropieństwem, jakie widział świat.

 Wiedziała, że tak to się może skończyć. Przypuszczała, że nadejdzie ta chwila, kiedy w końcu usłyszy gorzkie słowa prawdy. On przecież nigdy nie pokochał by jej równie mocno, jak ona pokochała jego. A jednak uparcie w to wierzyła, oszukując samą siebie. Nadzieja dodawała jej skrzydeł, które potem nagle podcięła, zadając przy tym wielki ból. 

 Nagle poczuła czyjeś ciepłe ramiona, które szybko ją oplotły. Chciała się wyrwać, z tego szczelnego uścisku, ale zrezygnowała z tego. Czuła się bezpiecznie i to jej wystarczało, a ciepło jakie jej towarzyszyło, uspokajało ją lepiej niż najlepsze ziółka Mistrza Fu, co już jest wielkim wyczynem. 

 - Przepraszam, księżniczko... -powiedział spokojnym tonem, a ona od razu rozpoznała ten głos. Ten spokojny, radosny głos, przez który mimowolnie się uśmiechnęła.

 - Nie masz za co, Kocie... - powiedziała wtulając się lekko w jego ramiona.

 - Mam... - odparł z wyrzutem.

 - Biedronka na Ciebie nie zasłużyła... - odchyliła głowę tak, aby choć na chwilę spojrzeć w jego oczy. Piękna, niczym las, zieleń od razu ją otumaniła, mącąc jej w głowie. Z każdą minutą patrzenia w nie uzależniała się coraz bardziej, działały na nią niczym narkotyk. 

 - Przepraszam, ale Biedronka jest wspaniałą dziewczyną - po chwili odwrócił wzrok, tak jakby chciał uniknąć drążenia tematu, który był dla niego bardzo bolesny.

 - Bez Ciebie nic by nie znaczyła... -powiedziała nadal wpatrując się w oczy blondyna niczym w obrazek.

 - Dałaby sobie radę...

 - Nie dałaby sobie rady! Czy moc tworzenia ma jakiekolwiek znaczenie bez swojego przeciwieństwa?- zapytała nadal leciutko płacząc.

 - Właściwie to... - zastanawiał się nad swoimi słowami, szukając odpowiedzi w chmurach.

 - Te 'dary' nie mają jakiegokolwiek znaczenia, kiedy działają osobno. To razem tworzą coś, co daje nadzieje na lepszy świat.

 - Chwila, chwila.. - przyjrzał jej się podejrzliwie. - Skąd ty tyle wiesz na ten temat, hm?

 Myślała chwilę nad swoimi słowami, które próbowała ułożyć w spójną całość.

 - Moja przyjaciółka prowadzi bloga o biedronce, to normalne... -uśmiechnęła się smutno pociągając nosem.

 - Ej? Coś się stało? - zapytał troskliwym tonem na nowo łapiąc kontakt wzrokowy.

 - Nie, nic. Po prostu zakochałam się w niewłaściwej osobie... - załkała cicho. 

|✓| LustraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz