|Ogniki|

84 11 34
                                    



Chwile, kiedy nie mógł zmrużyć oka, zaczęły mu już się mieszać, a on sam, nie wiedział już co się działo wokół niego, nie to, żeby kiedykolwiek będąc w tym miejscu wiedział. Był już zmęczony tym wszystkim i gdyby tylko mógł, od razu wziąłby Marinette za jej drobną dłoń, uciekając z nią w kierunku stolicy.

To było piękne wyobrażenie, którego Adrien trzymał się niczym ostatniej deski ratunku, aby tylko nie zwariować. Od kiedy znajdował się tam, często odbiegał myślami bardzo daleko, myśląc nad tym, co będą robić kiedy to wszystko się już skończy. Tak naprawdę, tylko one trzymały go, kiedy był już na skraju szaleństwa, stojąc nad wielką przepaścią, zaledwie półkroku od wpadnięcia w nią i pogrzebaniu ich wszystkich w czarnej otchłani.

Spojrzał przed siebie, widząc granatowowłosą z zawieszoną nisko głową. Nienawidził widzieć jej w takim stanie, nieważne w jakiej postaci, czy to odważnej Biedronki, czy też niezdarnej Dupain- Cheng- widok jej skulonej postawy zawsze wywoływał dreszcze i serię malutkich ukłuć szybko wbijających się w jego serce z częstotliwością latającego kolibra. Zawsze nie wiedział jak zareagować na taki widok, jak dobrać słowa i odpowiednio je złożyć w całość. Dlatego siadał obok i bez słowa obwijał ją swoimi ramionami, dając się wypłakać albo zwierzyć z tego wszystkiego co aktualnie zatruwało jej umysł, a czasami po prostu dodać otuchy w gorszych chwilach, kiedy wszystko przytłaczało ją aż za bardzo. Tak było i tym razem: ruszył przed siebie, mimo, że sam, w środku, nie czuł się najlepiej, postanowił zgromadzić resztki swojej wewnętrznej siły i oddać je ciemnowłosej, aby tylko zobaczyć jakąkolwiek poprawę z jej strony.

Oplótł jej delikatne ciało, sadowiąc się koło niej, a ona czując jego obecność uśmiechnęła się smutno, opierając głowę na jego barku. W innej sytuacji zapewne zapytałby co się stało, a ona, prawdopodobnie zaczęłaby opowiadać mu wszystko ze szczegółami, tak jak za każdym razem, ale teraz nie było to potrzebne. Adrien dobrze wiedział, dlaczego niebieskooka jest taka przybita, ponieważ sam tak się czuł: zapomniany.

Kto by się nie czuł?

— Będzie dobrze, Moja Pani — wyszeptał łamliwym głosem.

Nie będzie- doskonale zdawał sobie z tego sprawę, jednak chciał podnieść ją na duchu, odciążyć ją, chociażby na chwilę od natrętnych myśli, które wypalały ją od środka, pożerając każdy skrawek jej umysłu, przy okazji go zatruwając. Był jej słońcem i nawet w takich chwilach, choć sam nie był już tak silny jak kiedyś, musiał dla niej świecić, choćby nie wiem co.

— Chciałabym w to wierzyć... — odpowiedziała cicho, miętoląc w dłoniach skrawek marynarki.

— Hej, ale popatrz na to z drugiej strony: nic się nie dzieje bez przyczyny, może za tym wszystkim kryje się coś większego?

To był szybki strzał, który miał na celu tylko odciągnąć ich myśli od tych wszystkich, niezbyt przyjemnych historii, które zdążyły nagromadzić się w ich głowach i, cóż, udał się. Nawet bardziej niż przypuszczał Agreste, gdyż teraz rozmawiali na temat tego, jaką mogą pełnić w tym wszystkim rolę, dlaczego akurat oni, czy gdzie się wybiorą kiedy już z tego wyjdą. Zaproponował dom swojej babci, ponieważ o niej pomyślał w pierwszej kolejności, na dziewczyna uśmiechnęła się radośnie, chyba pierwszy raz od dłuższego czasu.

Często opowiadał przyjaciołom o swojej babci, głównie przez to, że kobieta codziennie uczestniczyła w jakiś nietypowych sytuacjach, zawsze wychodząc z nich w akompaniamencie swojego, głośnego śmiechu. Nie było dnia w całym roku, aby siwowłosa nie zaszczyciła chłopaka swoimi opowieściami o przygodach jakich doświadczyła. W takich chwilach, słuchając emocjonujących historii, gdzie główne skrzypce grała matka jego ojca, blondyn zaczynał się zastanawiać czy nie zrobić testów genetycznych, wykluczających jakiekolwiek pokrewieństwo między staruszką a kosmitami. Jednak wizja zobaczenia stuprocentowej zgodności, albo odkrycia w DNA jasnowłosej jakiejś nieznanej substancji niepochodzącej z Ziemi szybko stawiała go na nogi. Adrien wolał spać spokojnie, nawet jeżeli miał żyć przez to w kłamstwie, to nie chciał wiedzieć, że tak naprawdę jest imigrantem z innej planety, o ile nie galaktyki, natomiast wujek Harry wcale nie pojechał na studia do Belgii, a buszować kosmos, poszukując nowych ras, które z chęcią by zwerbował na swój statek.

|✓| LustraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz