Nikt z nich nie spodziewał się tego, co stało się chwilę później. Oczekiwali wielkiego Bum, czegoś dużego, oszałamiającego. A zobaczyli...
***
Lustro, wielkie i ozdobione wieloma kwiatami, które zostały wyrzeźbione w ciemnej ramie. Różniło się od wcześniejszego lustra, teraz jego tafla była czarna. Ciemna niczym noc, czarna niczym dusza zagubionego podróżnika, szukającego szczęścia, kosztem tysiąca niewinnych serc.
-Moja Pani?- spytał z nadzieją, spoglądając na partnerkę.
Dziewczyna stała obok niego jak zamarznięta, niczym posąg. Po chwili skinęła delikatnie głową, dając znak chłopakowi. Szli przed siebie, modląc się w duchu. Chcieli uciec, pragnęli tego bardziej niż czegokolwiek innego. W takich chwilach, człowiek staje się strasznie samolubny, nie myśli o konsekwencjach, o rodzinie i bliskich. Myśli tylko o tym, co się stanie kiedy uda mu się wyrwać.
Z każdym kolejnym krokiem ich optymizm powoli niknął. A nadzieja zdawała się wyparowywać z ich dusz. To może brzmieć straszliwie oklepanie, ale tak właśnie było. Bali się tego, co zobaczą. Od ostatniego incydentu nie kojarzyli zbyt przyjemnie jakiegokolwiek lustra, nawet jak było ozdobione milionem kwiatów.
Stanęli przed czarną taflą, a po ich plecach przeszły ciarki. Adrien ujął drobną dłoń Marinette, splatając ich palce.
-Będzie dobrze, My Lady.- szepnął uśmiechając się delikatnie.
***
Po paru długich godzinach bezczynnego tkwienia w szpitalu, staruszek postanowił wrócić do domu. Zabrał szkatułkę, i zaczął iść powolnym krokiem wzdłuż korytarza. Obejrzał się za siebie, wzdychając ciężko.
-To był szalony dzień.- odparł, śmiejąc się.
Wyszedł z szpitala z wielkim bananem na twarzy, skręcił w pierwszą uliczkę, kurczowo trzymając szkatułkę. Stracenie tylu miracul, mogłoby skutkować zagładą całego świata, a to byłoby gorsze niż Valeria czekająca na swojego kebaba.
Jego wnuczka była dość specyficzna. Nieważne gdzie by poszła, czy na niewinny spacerek, czy na zwiedzanie bazy wojskowej- zawsze wplątywała się w konflikty z innymi ludźmi. Cóż, czego się dziwić skoro dziewięćdziesiąt dziewięć procent swojego charakteru odziedziczyła po matce. Mimo wszystko, kochał tę dziewczynę najmocniej na świecie, bo jakby nie patrzeć- to tylko ona mu została.
-COŚ POWIEDZIAŁ TY NIEDOROBIONY BLONDASIE SPOD BIEDRONKI?!- usłyszał krzyki, rozpoznając głos swojej wnuczki.
Rozmawiała akurat przez telefon, gestykulując przy tym energicznie rękoma. Staruszek postanowił po cichu przedostać się do swojej sypialni, i po prostu zasnąć.
-Irytujesz mnie bardziej, niż żule spod lidla.- prychnęła do słuchawki.- Zabiję Cię potem, teraz muszę się zająć dziadkiem.
Fu zdążył się jedynie obrócić, kiedy nagle, znikąd wyskoczyła przed nim jego wnuczka, z założonymi rękami.
-Ładnie to tak łazić po nocy, dziadku?- popatrzyła na niego przenikliwie, lustrując każdy milimetr jego twarzy.
-Mówiłem Ci, że Adrien i Marinette mieli wypadek.- usprawiedliwił się, podnosząc ręce w obronnym geście.- Musiałem tam pojechać.
-O trzeciej w nocy?
-Tak, z Adrienem zaczęły się dziać złe rzeczy.- po plecach staruszka przeszły ciarki, na samą myśl o minionej nocy.- Chodzisz z nim do klasy, też mogłabyś go odwiedzić.
-Chodzę do klasy też z innymi osobami, na przykład taką Alix. Ją odwiedzałyby pewnie gliny. Ewentualnie londyńska mafia.- powiedziała pewnie
CZYTASZ
|✓| Lustra
Fanfiction❝ Za każdym lustrem kryje się jakiś inny świat, musisz tylko to dostrzec, a kiedy już to uczynisz, wszystkie troski miną, tak szybko, jak przybyły. ❞ ~~~~ Łzy zostawiają ślady, zarówno te zmywalne, na twarzy, jak i te w sercu, których chcemy się poz...