|Dym|

108 8 33
                                    

Chodząc tak, wokół tej samej nicości i odkrywając coraz to nowsze odcienie bieli, składające się na ten jeden, czystszy niż wszystko inne i wypełniające sobą wszystko dookoła, niczym powietrze, obecne w (prawie) każdej chwili naszego życia- można odkryć wiele ciekawostek o sobie. Czasami najlepszą, acz często też jedyną rzeczą trzymającą nas przy życiu, jest szukanie pozytywów w sytuacji, w której tkwimy jak w bagnie. 

Tak samo uczynili i oni. Najpierw mówili o tym, jak bardzo są bezpieczni od przemocy fizycznej i od wszystkich innych ziemskich zagrożeń; o braku zatłoczonych ulic, harmidru, chaosu, nieładu, tysiąca zobojętniałych masek i spojrzeń; o tej błogiej ciszy, która zarazem stała się niejako ich jedyną melodią i która nieraz dręczyła ich myśli, podjudzała wyobraźnię, mąciła umysły, przerażała samą swoją obecnością, a jednocześnie wprawiała w przyjemny spokój; o tym jak bardzo są szczęśliwi swoim towarzystwem, miłością, radością, beztroską. 

Godziny, dni a nawet tygodnie mijały im w ten sposób, a oni, poza wszelkimi pojęciami czasu, upajali się tym uczuciem, tak lekkim jak piórko i tak słodkim jak miód. Może już zdołali się przyzwyczaić, a może troski leżące na tych młodych sercach zaczęły doskwierać im tak bardzo, że postanowili się ich wyprzeć? Albo, co bardziej prawdopodobne, zdążyli już się znudzić tą całą dotychczasową melancholią. 

-Chciałabyś tak tkwić tu, już zawsze?- spytał nagle, przenosząc swoje zielone tęczówki na jej drobne ciało. 

Dziewczyna otworzyła lekko usta w zdziwieniu, patrząc chwilę na niego zdumionym wzrokiem. Poczuła jak przez jej ciało przebiegają lekkie dreszcze, jej porcelanowe dłonie zaczęły leciutko drżeć, a oczy zostały utkwione w twarzy młodzieńca. W takiej pozie wyglądała jak lalka: blada, delikatna, lekko różana, piękna i niewinna, jak świeżo narodzona księżniczka. 

-Nie wiem- odrzekła w końcu, spuszczając wzrok na swoje drobne stopy- chciałabym móc w każdym momencie wrócić do tego miejsca, odetchnąć od natłoku. Z drugiej strony nie wytrzymałabym wieczności, trzymana z dala od wszystkich bliskich mi osób. 

Agreste nie odrywając od niej wzroku, przyciągnął ją ku sobie, nie siląc się nadto i objął swobodnie ramieniem, dodając otuchy i ukojenia. Sam nie potrafił wyrazić co dokładnie działo się w jego duszy, wydawało mu się, że spokój wypełnia go swoim cudnym nektarem, lecz jednocześnie coś mu mówiło, że wcale tak nie jest i że twierdząc tak oszukuje samego siebie, jak również Marinette. Za każdym jego uśmiechem szło trylion kolejnych pytań, czy to szczęście, które czuje oby na pewno jest prawdziwe czy raczej to tylko zlepek parszywych kłamstw. Czuł, że nawet sobie nie może ufać, że okłamuje i okłamywał wszystkich wokół, a nawet siebie. Nie chciał w to wierzyć, ale coś mu kazało, popychało w kierunku jeszcze głębszej otchłani. To kłamstwo, które zbudował targało nim na wszystkie strony, niczym sztorm łódką na morzu, był zarazem spokojny jak i rozszarpywany przez uczucia, szalejące jak dzikie lwy w jego sercu, zmęczony i energiczny, spragniony i napojony. Był trochę jak pogoda w lecie; nie mogąc się zdecydować na jedną opcją, wybierał każdą i z każdej korzystał po trochu. 

-A ty?- odezwała się błękitnooka, odwracając głowę ku niemu.- Chciałbyś tu zostać?

Potrząsnął szybko swoją jasną czupryną, jakby wyrwany z najdalszych głębin swojej wyobraźni i zamyślenia. Spojrzał z dezorientowaniem w jej niebieskawe tęczówki, naiwnie szukając w nich pomocy, usiłując skonstruować jakąś sensowną odpowiedź, chociaż myśli biegały po całych czeluściach jego umysłu, a język zdawał się być nagle nieobecnym. Skierował głowę ku górze, może się modląc, a może szukając jakiejkolwiek podpowiedzi, której mógłby się chwycić jak ostatniej deski ratunku. W końcu się uśmiechnął, zaciągnął powietrzem i powiedział:

|✓| LustraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz