*list* [4]

50 7 41
                                    

[29.06.2019]

Jeżeli czytasz ten list, to znaczy, że mnie już nie wśród was, prawda?

Piszę to, żeby przekazać Ci wszystko, czego prawdopodobnie nie zdążyłam. Czasami dwadzieścia cztery godziny to za mało, by powiedzieć niektóre rzeczy na czas, a później już go nie mamy. Chciałam się po prostu upewnić, że dotrą do Ciebie moje słowa, nawet jeżeli nie usłyszysz ich ode mnie osobiście. Możesz nazywać mnie teraz paranoiczką i może faktycznie nią jestem, ale żałowałabym gdybyś pogrzebał mnie, nie zdając sobie sprawy jak wiele dla mnie uczyniłeś. Albo raczej, gdybyś nie otrzymał podziękowań za to.

Traktuj ten list jak order za zasługi dla kraju.

Tak swoją drogą niebo było dzisiaj bardzo ładne. Patrzyłeś na nie rano? Ja tak i jeżeli nie odpowiedziałeś twierdząco na moje pytanie, to żałuj tego widoku. Codziennie pierwsze co robię po przebudzeniu, to zerknięcie na niebo, ot nawyk, który wyrobił u mnie Louis- na pewno pamiętasz jak się tym zawsze fascynował. Dzisiejszy widok zza okna był iście wspaniały, naprawdę. Nigdy nie widziałam czegoś podobnego, tylu odcieni błękitu przeplatających się ze sobą wzajemnie. Akurat kiedy otworzyłam oczy i podeszłam do parapetu, słońce dopiero wychodziło zza horyzontu, tak więc, byłam świadkiem budzenia się wszystkiego do życia.

Ciekawe jest to, że nadal nie mogę się wyzbyć tego przyzwyczajenia. Dzień bez tego, krótkiego spojrzenia przez szybę, wydaje się niepełny, ciągle w nim czegoś brakuje, luka dopiero na drugi dzień zostaje załatana. Też masz coś takiego? Coś, bez czego życie wydaje się niepełne?

Ciekawe czy jestem kimś takim.

Wiesz, po śmierci Louiego, sądziłam, że nikt nie zdoła ruszyć moim sercem, tak, jak on to zrobił. Miałam wrażenie, jakby każdy był mi obcy. Myślałam, że nie będę w stanie już nigdy nikogo pokochać, dokładnie tak, jak gdyby to on zabrał ze sobą do grobu cały zapas miłości, jaką mogłam ofiarować ludziom. Po dwudziestym pierwszym listopada czułam, jak moje serce jest popękane, jak rozpada się z każdym kolejnym uderzeniem na malutkie, nic dla nikogo nieznaczące, kawałeczki. Przyjęłam, że nie będę w stanie oddać komuś mojego serca, przez to, w jakiej jest kondycji.

Myliłam się, nawet bardzo.

Okazuje się bowiem, że każda istota jest zdolna do kochania drugiego człowieka, nieważne kim jest, co zrobiła, ani w jak głębokim jest dołku. Nadal może kogoś kochać. Nadal może komuś powierzyć klucze do swojej świątyni.

Kiedy los kolejny raz wymierzał mi ciosy, ponownie roztrzaskując moje serce, które usilnie próbowałam jakoś zebrać w całość, ty, odnalazłeś je bez najmniejszego wysiłku. Znalazłeś wszystkie skrawki mojej duszy, rozwiane przez wiatr, te, których nie umiałam znaleźć.

Naprawiłeś mnie.

Pokazałeś, że miłość ma więcej barw, więcej ścieżek, którymi można podążać. Że życie nie kończy się tylko na jednej z nich. Wskazałeś pod jakim kątem mam patrzeć, aby otrzepać swoje ramiona w kurzu, jaki pozostał po wydarzeniach z przeszłości, co jakiś czas powracających do mnie jak bumerang. Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem Ci za to wdzięczna.

Za to, że byłeś, wspierałeś i pomagałeś w tym ciężkim okresie. Nie mam zielonego pojęcia, jak dałabym sobie bez Ciebie radę, albo, czy w ogóle bym dała.

Każda historia kiedyś się musi skończyć, prędzej albo później. To od nas zależy jakie zakończenie wybierzemy. Jeżeli mojej dane jest się zakończyć szybciej, to niech tak będzie. Wybrałam swoje szczęśliwe zakończenie.

Z Tobą.

Elize

|✓| LustraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz