|Czerwone rurki Gabriela|

215 26 34
                                    

-Czyli, chcesz teraz powiedzieć, że obaj posiadacze mieli wypadek?- powiedział spokojnie staruszek

-Dokładnie...- odparł cicho Plagg

-Jaki jest ich stan?- zagadnął żółwik

-Marinette stabilny, a Adrien...-pisnęła smutno Tikki, nabierając powietrza w małe płuca- Adrien właśnie teraz walczy o życie...

-Dopiero teraz mi to mówicie?!- Mistrz szybko zaczął ubierać koszulę- Wiecie przecież, że...że każda sekunda się liczy.- mężczyzna posłał podopiecznym rozwścieczone spojrzenie, po czym sięgnął po szkatułkę.

-Wiesz dobrze, że przemieszczanie się na własną rękę, w deszczu jest bardzo trudne. Szczególnie dla nas, kwami...-dodał Plagg na swoją obronę.

-Nie mogliście porozumieć się z Wayzz'em? A teraz...teraz przez waszą lekkomyślność, możemy nie mieć żadnych szans na uratowanie Adriena.- siwowłosy zrobił pauzę. Wskazał na oba kwami palcem wskazującym, tak jakby ich oskarżał- Jeżeli on umrze, będzie to tylko i wyłącznie wasza wina...

***

Była naprawdę późna noc, a raczej jej resztki, ponieważ już za parę minut miała wybić czwarta, a jak wiadomo od niej już niedaleko do wschodu słońca. Mistrz zatrzymał się przed drzwiami szpitalnymi, mocniej zacisnął dłonie na drewnianej szkatule i pewnym krokiem poszedł przed siebie. Mimo dyżurów, i różnego rodzaju zmianach, nie zauważył nikogo. Przynajmniej nie z personelu. Co krok się upewniał czy jest pusto, czy droga wolna. W głowie wyrobił już gotową wymówkę, jakby jakikolwiek lekarz, lekarka czy pielęgniarka go zobaczyła. Powiedziałby im wtedy, że ma specjalną paczkę dla jednego z lekarzy. Co prawda, noszenie szkatuły z miraculami, bez jakiegokolwiek kamuflażu było co najmniej idiotyczne, ale liczyła się każda sekunda, więc nie było czasu na wybieranie torebki.

-Em, w czym mogę pomóc?- zapytała cichutko pielęgniarka podchodząc obok

-Właściwie to, szukam pewnego chłopaka. Leży w tym szpitalu, tylko nie wiem na której sali.- odpowiedział po chwili ciszy

-Dobrze. Postaram się pomóc.- uśmiechnęła się miło- Imię i nazwisko podopiecznego.

-Adrien Agreste.- ten również się uśmiechnął

-Jest pan spokrewniony?

-Tak, jestem jego dziadkiem.- powiedział szybko, patrząc na kobietę

-Oh, przykro mi z powodu wypadku.

-Dziękuję. Miejmy nadzieję, że jakoś się ułoży...-westchnął.

-Z strony szpitala możemy obiecać, że zrobimy co w naszej mocy, aby wszystko dobrze się skończyło.- dodała spoglądając w jedną z teczek, którą trzymała w ręku.- Sala numer...

-Scarlett? Co ty robisz?-krzyknęła niebieskooka w stronę brunetki.

-To dziadek jednego z naszych pacjentów. Podaję panu numer sali.- odpowiedziała szybko, lekko spłoszona dziewczyna.

-Imię i nazwisko pacjenta.- powiedziała szorstkim głosem dyżurna.

-Adrien Agreste.- uśmiechnął się fałszywie Mistrz.

-Pańska godność?

-Wang Fu*- odparł dumnie. Dawno nie używał swojego pełnego imienia, i cóż, czuł się nieswojo.

Człowiek szybko przyzwyczaja się do otaczającego go świata. Przyzwyczaja się do imion, nazwisk, pseudonimów, miejsc, czy ludzi. Lecz, kiedy jakimkolwiek gestem wraca do dawnych chwil, to towarzyszy mu to dziwne uczucie pustki, ten słodki zapach rodzinnego domu, za którym tak bardzo tęskni. Wszędzie indziej brakuje miejsca. Brakuje go na tej Ziemi, i na każdej innej planecie...

|✓| LustraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz