Rozdział 21

314 29 11
                                    

Badger dalej krzyczał do megafonu, podczas gdy grupa Clem była coraz bardziej wystraszona. Nikt nie wiedział, o co mężczyźnie chodziło.

Shel: O czym ty mówisz?!

Badger: NIE UDAWAJ, ŻE NIE WIESZ, SUKO! DOBRZE WIECIE, CO SIĘ TAM STAŁO! 

Mężczyzna stojący obok Badgera, Max wyrwał mu z ręki megafon. Jego głos brzmiał o wiele bardziej łagodnie, niż Badgera, jednak również Max był wściekły.

Max: Widzicie pewnie tamte płomienie, co?! A teraz PORA BYŚCIE SIĘ PRZYZNALI, ŻE TO WASZA WINA! TO WY PODPALILIŚCIE NASZ DOM! ZABILIŚCIE NASZYCH LUDZI!

Shel przełknęła ślinę, patrząc na przerażonych Clem i Vince'a. Mężczyzna zabrał od Shel megafon.

Vince: Byliśmy tym pożarem zaskoczeni tak samo, jak wy! I to z pewnością nie jest naszą winą! Od dawna nie opuszczaliśmy tego miejsca!

Max: Więc mieliście sporo czasu, by poznać okolicę. Może nie opuszczaliście tego miejsca, a może jednak? Mieliście sporo czasu, by przygotować ZASADZKĘ NA MOICH LUDZI! 

Badger: JAK WIELU MOICH PRZYJACIÓŁ ZGINĘŁO PRZEZ WASZĄ PUŁAPKĘ, CO?! PATRZ! SPÓJRZCIE TYLKO! ILU NAS ZOSTAŁO?! 

Max: Było nas więcej. Ale granaty nas zaskoczyły. Nie mieliśmy pojęcia, że ogień mógłby zabić tylu moich ludzi, zniszczyć cały obóz, a do tego, że to jakaś żałosna, mała grupka odpowiadałaby za to! 

Vince: CHYBA NIE DOSŁYSZAŁEŚ DUPKU, WIĘC POWIEM TO JESZCZE RAZ! To nie nasza grupa za to odpowiada! Mówiłem, że byliśmy tym zdziwieni tak samo, jak wy! Nie mamy pojęcia, kto wam to zrobił, ale to na pewno nie był to nikt z nas! 

Badger: KOGO PRÓBUJECIE OSZUKAĆ, SKURWIELE?! NOWEGO ŁADU SIĘ NIE DA TAK ŁATWO WYROLOWAĆ! NIE MNIE, NIE, GDY ZABILIŚCIE MOICH PRZYJACIÓŁ!

Max: Ta cała rozmowa brzmi, jak wzajemne rzucanie oskarżeniami! Moglibyśmy po prostu wsiąść do aut i odjechać.

Mężczyzna zrobił krok w tył, po czym ponownie zwrócił się do grupy. 

Max: Ale to nie takie łatwe. Nie, gdy BYŁEM JEDNYM Z TYCH, KTÓRZY WIDZIELI WASZĄ GRUPĘ WYMYKAJĄCĄ SIĘ Z NASZEGO PŁONĄCEGO OBOZU! Nie wiem, jak to się stało, że wcześniej nie natrafiliśmy na to miejsce, ale dzięki waszej głupocie, uda nam się ukarać winnych.

Vince i Clem wytrzeszczyli oczy, patrząc na siebie z przerażeniem. Shel złapała się za głowę, robiąc kilka kroków w tył. 

Badger: MACIE ZAMIAR ZAPRZECZYĆ, ŻE TAM BYLIŚCIE?!

Vince pokręcił głową.

Vince: Nie. To prawda, ja i obecna tutaj Clementine... tak, byliśmy tam. ALE TYLKO PO TO, BY POMÓC OCALAŁYM! Wiedzieliśmy, że jeśli ktoś przeżył ten pożar, to tylko my mogliśmy tym ludziom pomóc! TAK, PRZYSZLIŚMY DO WASZEGO PŁONĄCEGO OBOZU! Ale tylko i wyłącznie z zamiarem pomocy potencjalnym ocalałym. TYLE W TEMACIE!

Max opuścił megafon, stojąc w milczeniu. Po chwili ciszy, Badger wyrwał mu z rąk megafon, robiąc kilka kroków w przód.

Badger: Coś wam nie wierzę. Zabiliście NASZYCH LUDZI! I poniesiecie tego konsekwencję! DOPILNUJĘ TEGO!

Clementine zabrała od Vince'a megafon.

Clementine: Widzieliśmy ludzi, którzy na was napadli! Widzieliśmy, jak uciekali!

Max podszedł do Badgera, szarpiąc go za ramię.

Max: Ej, uspokój się! Słyszałeś? Widzieli, kto to zrobił. Mogą nam pomóc dorwać tych dupków. 

Inna historia Clementine - Część I: The Walking Dead FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz