Rozdział 5

466 34 46
                                    

Po kilkunastu minutach od powrotu do Howe's, Clementine wyszła razem z AJ'em na zewnątrz budynku, wypatrując we mgle Jane. Usiadła niedaleko wejścia, tam, gdzie stały dwa krzesła, a przy nich miejsce na ognisko.

Zajęła miejsce, otulając AJ'a dodatkowym kocem, jaki ze sobą miała. Chłopiec po nakarmieniu był spokojny, jednak Clem ani na chwilę nie potrafiła zmrużyć oka. 

Zamyślona, wgapiała się w las, wyczekując. Z zadumy wyrwało ją dopiero niespokojne wiercenie się Alvina. Clem potrząsnęła głową i spojrzała na chłopca.

Clementine: Och, wybacz, głuptasie. Zamyśliłam się na chwilę. Ciekawe, o czym ty teraz sobie myślisz. Jeśli martwisz się o Jane, nie bój się. Na pewno wróci.

Te ostatnie słowa, Clem wypowiedziała z niepewnością. Siedziała i siedziała, wpatrzona ciągle w to samo miejsce, jednak nikt nie nadchodził. Ani człowiek, ani trup. Gdy zaczęło robić się zimniej, a z nieba zaczynał padać śnieg, Clem wróciła z AJ'em do środka. 

Niedługo potem, dziewczynkę rozsadzał od środka potworny ból głowy. Czuła, jak skronie jej pulsują, a ona była wdzięczna sobie samej i swojemu pomysłowi, by tego akurat dnia zajrzeć do apteki. 

Nadal była przerażona na myśl, gdzie akurat może być Jane, jednak dzięki dzisiejszemu wyjściu, miała odpowiednie leki, by móc przerwać potworny ból.

Po wzięciu leków przeciwbólowych, poszła do biura, gdzie położyła niemowlę na rozkładanym łóżku, a sama położyła się obok, jak zawsze chowając nóż pod poduszką. Położyła głowę na poduszce, czując jak leki przeciwbólowe zaczynają działać, a ona sama zasypia.

Nie minęło dużo czasu, gdy pojawił się pierwszy sen. Clem nie słyszała żadnych dźwięków z zewnątrz, a w głowie widziała obraz lasu za dnia, siebie, a obok kogoś kogo dobrze znała - 27-letniego mężczyznę w brązowej bluzie, niosącego maczetę. Jego uśmiech, jak zawsze był pogodny i szczery.

Luke: Co jest najważniejszą rzeczą na świecie? Czego każdy by chciał? Nawet gangi. Jak myślisz, z jakiego powodu oni jeszcze żyją?

Clementine: Dla jedzenia?

Luke: Nie. Słuchaj, co jest taką rzeczą dla której można przejść mile, byleby do niej wrócić? Coś, czego nie można ot tak po prostu znaleźć.

Clementine: Bezpieczeństwo?

Luke: Blisko. No? Clem, chodzi o rodzinę. Na tym świecie jest ciężko bez ludzi, którym można byłoby zaufać

Clem pamiętała, że po owej rozmowie z Luke'iem, natrafili na most, gdzie walczyli ze szwendaczami, a potem natrafili na Matthew, którego zastrzelił Nick. 

Jednak we śnie, ziemia na której stała nagle zniknęła, a ona znalazła się pod wodą. Wodą tak zimną, że odczuwała to nawet we śnie. Nie mogła złapać oddechu, czuła zimno wszędzie, a nad sobą widziała lód, którego nie rozbijały nawet jej silne uderzenia. Kopała w niego i uderzała, próbując wołać o pomoc, jednak lodu nic nie rozbijało.

Gdy odwróciła głowę, zobaczyła jak płynie w jej stronę czyjaś sylwetka. Był to Luke, na którego widok Clem mimo zimna i braku powietrza, ucieszyła się. To, co ją zdziwiło to fakt, że Luke zaczął podpływać do niej coraz szybciej, jakby się nie męczył. 

Był szybki i podpływał do niej coraz bliżej. Gdy był dostatecznie blisko, Clem zobaczyła, że jego oczy nie były brązowe, a szare i bez wyrazu, a nawet pod wodą słyszała jak mężczyzna wydaje z siebie charczenie charakterystyczne dla szwendacza. Clem natychmiast odpłynęła dalej, jednak Luke wciąż za nią płynął. 

Inna historia Clementine - Część I: The Walking Dead FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz